Odbudowa Głównego Miasta w Gdańsku w latach 1945–1960 | Recenzja

Jacek Friedrich, Odbudowa Głównego Miasta w Gdańsku w latach 1945–1960 

Gdańsk wyszedł z II Wojny Światowej w ruinie. Straty w tkance miejskiej Głównego Miasta szacowano na 90 procent zabytkowej zabudowy. Podobne zniszczenia dotknęły niewiele polskich miast, zaś po roku 1945 zdecydowano się na odbudowę tylko Warszawy, Gdańska i Poznania.

Książka Jacka Friedricha została pierwotnie pomyślana jako praca doktorska, obroniona w roku 2000 w Instytucie Historii Uniwersytetu Gdańskiego pod kierunkiem prof. Romana Wapińskiego. Od 2000 roku publikowana fragmentarycznie, w roku 2010 wydana została w kształcie zmienionym i uzupełnionym, w języku niemieckim, w Lipsku. Inicjatorem tegoż wydania było Geisteswissenschaftliches Zentrum Geschichte und Kultur Ostmitteleuropas.

Obecne, przeznaczone dla polskiego czytelnika wydanie, stanowi w zasadzie przedruk niemieckojęzycznej edycji. Jest to zatem pierwsze, kompletne wydanie krajowe tej pracy.

Autor, historyk sztuki, niegdyś adiunkt w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, obecnie jest dyrektorem Muzeum Miasta Gdyni. Materiał książki został oparty na starannie dobranej bazie źródłowej (zarówno tekstowej jak i fotograficznej) zbiorów: Gdańskiej Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych (GDBOR), Instytutu Sztuki PAN, jak również akt ministerialnych z pierwszych lat PRL (znajdujących się dziś w Archiwum Akt Nowych w Warszawie): Ministerstwa Ziem Odzyskanych; Ministerstwa Administracji Publicznej; Kultury i Sztuki; jak też ministerstw: Odbudowy, i Budownictwa Miast i Osiedli. Kontekst społeczny problemu odbudowy Gdańska nakreślony został dzięki artykułom prasowym – z prasy lokalnej („Dziennika Bałtyckiego”, „Głosu Wybrzeża”, „Ziemi i Morzu”) i warszawskiej (dodajmy – socrealistycznej: „Odrodzeniu”, „Stolicy”, „Skarpie Warszawskiej”).

Książka dra Friedricha odkrywa kulisy odbudowy – tego wielkiego czynu społecznego, potężnej, propagandowej akcji budowania na gruzach Freie Stadt Danzig – polskiego Gdańska. Nadal możemy sprzeczać się (jak to czyniono przez wiele minionych lat) o nowy kształt Grodu nad Motławą. Czy podjęto wówczas dobre decyzje? Czy można było postąpić inaczej? Bez względu jednak na to, jak my – współcześni – ocenimy pracę tysięcy ludzi, którzy wznosili Główne Miasto, faktem jest, że Gdańsk stoi i żyje w nim ten swoisty, hanzeatycki Genius loci – nie ważne – pruski, holenderski czy polski – najważniejsze, że gdański. Przetrwał bowiem duch miasta, wszedł w nowe mury ulicy Mariackiej, Piwnej, Chlebnickiej czy Długiej, i dał temu nowemu miastu to, czego nikt odebrać mu nie może – niewątpliwy urok i magnetyzm, z którego czerpie dziś garściami nie tylko prof. Stefan Chwin, ale i kontastujący odbudowę miasta Paweł Huelle, i wielu innych gdańskich artystów.

Książkę można podzielić niejako na dwie części: teoretyczną i praktyczną. Dwa pierwsze rozdziały („Gdańsk po wojnie. Oswajanie miejsca” i „Dyskusja nad odbudową Gdańska”) pełnią właśnie taką rolę wprowadzenia w problematykę. Pozwalają zajrzeć w kuluary propagandowych postulatów odbudowy miasta i jego nowej roli w Polsce socjalistycznej. Pięć kolejnych rozdziałów to praktyczna analiza odbudowy ulic: Ogarnej, Drogi Królewskiej, Szerokiej i Straganiarskiej, a wreszcie Teatru a Targu Węglowym.

Autor wybrał te miejsca na mapie miasta, jako reprezentatywne dla typowych w latach 1945-1960 kierunków myśli urbanistycznej. Odbudowa ulicy Ogarnej – czyli stawianie bloków mieszkalnych, które tylko z zewnątrz posiadały stylizowane elewacje, całkowita rezygnacja z oficyn w przestrzeni międzyblokowej, a zwłaszcza umieszczenie obiektów funkcjonalnych społecznie – takich jak świetlice, przedszkola i place zabaw, to świadoma realizacja humanizmu socjalistycznego, która służyła wprowadzaniu napływowych rodzin robotniczych do centrum miast – jako tzw. „nowych ludzi”. Przybycie rzeszy blisko pięćdziesięciu tysięcy robotników z okolic Łodzi, których rękoma odbudowano Gdańsk, sprzyjało biciu rekordów budowlanych, które znamy choćby z filmu Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru”. To właśnie na ulicy Ogarnej pobito murarski rekord ogólnopolski, stawiając kamienicę (tzw. „szybkościowca”) w cztery dni!

Droga Królewska – perła w Gdańskim herbie, miała być planowo „narodowa w formie, socjalistyczna w treści”. Zdominowały ją dwie tendencje – trochę historyczna, miejscami bardziej „twórcza” – nic właściwie nie mająca wspólnego z przedwojennym wyglądem ulicy Długiej i Długiego Targu.

Natomiast budowa nowego, kwadratowego, gmachu Teatru Wybrzeże okazała się (jak pisze autor) „triumfem nowoczesności”. Budowę podjęto bowiem już po roku 1956, czyli po upadku stylistyki socrealistycznej, którą zastąpiono surowym, podobnym do dzisiejszej architektury metalu i szkła – funkcjonalizmem. Stąd też bryła świątyni Melpomeny (projektu Lecha Kadłubowskiego) budziła, i budzi po dziś dzień zrozumiałe kontrowersje. Zupełnie nie pasuje przecież do odbudowanej w stylu socrealistyczno-historyzującym Starówki.

Prawdą jest, że to, co dziś widzimy na ulicy Długiej w Gdańsku, nie jest historyczną zabudową miasta, a jedynie dość dowolną historycznie rekonstrukcją. Niemniej pracowało nad nią kilkudziesięciu wybitnych artystów plastyków, ceramików, rzeźbiarzy, grafików… którzy później stali się świetną kadrą założycielską Akademii Sztuk Pięknych w Grodzie nad Motławą. Prawdą jest, że kamieniczki gdańskie wymalowano w dziwne motywy i rodzajowe scenki, propagandowo mówiące nam o odwiecznej polskości tego miasta, że zatarto świadomie wszelkie pruskie, krzyżackie, po prostu… germańskie motywy artystyczne miasta.

Gdańszczanie niemieccy patrzyli (i patrzą) na to ze zgrozą i pogardą. My – możemy dziś cieszyć się, że dokonano tak wiele, w tak trudnych latach, gdy cały kraj podnosił się z ruin.

A miasto przyciąga turystów, którzy są oczarowani „starym” Gdańskiem…

Sam (niech będzie wybaczona mi chwilowa prywata) będąc pod urokiem tego wyjątkowego miasta, pisałem o starym Danzigu w swej debiutanckiej powieści: „(…) I najbardziej przeludniony przystanek autobusowy miasta, tuż przy dworcu, którego neogotycka fasada sennie czekała spokojniejszych czasów, marząc, że może ludzkość przesiądzie się jeszcze z szybkojezdnych aut na stylowe kolasy, bo przecież pęd, szybkość fascynuje dzieci. Ale w dali (bowiem zgodnie z prastarym kodeksem skierowałem swe stopy ku sercu tego grodu – ku Starówce) machały już do mnie przyjaźnie wielkoludy wież kościelnych i Ratusza” – M. Dęboróg-Bylczyński, Kolej na los, Bydgoszcz 2009, s. 13-14.

A dworzec był piękny. Jak kamienno-ceglana Arka wznosił się pod Gradową Górą prawie w samym środku miasta, ciesząc oczy podróżnych widokiem ścian o cynamonowej barwie. Na wysokiej niderlandzkiej fasadzie pięknie zieleniło się skrzydlate koło z miedzi, znak niewątpliwego zwycięstwa myśli ludzkiej nad czasem i przestrzenią” pisał Stefan Chwin w swojej książce pt. Złoty pelikan.

Na tym chyba opiera się ów gdański cud, to „zwycięstwo nad czasem i przestrzenią”, że historyczność odbudowanego Gdańska schodzi niejako na plan dalszy, właściwie w całkowite zapomnienie, gdyż unieważnia je… „twórcza” rekonstrukcja miasta, która, choć nie oddała prawdy historycznej, wzbogaciła stary Danzig w nowe sensy i estetyczne doznania, zapładniając twórczo umysły wielu artystów związanych z Grodem nad Motławą.

Ocena recenzenta: 6/6

Maciej Dęboróg-Bylczyński

Jacek Friedrich, Odbudowa Głównego Miasta w Gdańsku w latach 1945–1960, Gdańsk, Słowo/Obraz Terytoria, 2015

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*