Nie za długo wytrzymaliśmy bez tematyki Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Trudno! Taka niestety (stety) moja pasja i dlatego bez tamtych czasów żyć i pisać nie mogę. A skoro przez minione trzy tygodnie odpoczywaliśmy od husarii i pospolitego ruszenia, dziś do nich wróćmy. I odpowiedzmy sobie na pytanie, po co to ostatnie było Rzeczpospolitej Obojga Narodów?
Odpowiedź na to pytanie może okazać się trudniejsza niż może się to wydawać. Jak już kiedyś sobie pokrótce wykazaliśmy formacja ta miała więcej wad niż zalet. Pobieżnie można byłoby ocenić, że Rzeczpospolita nie potrzebowała expeditio generalis (z łac. „wyprawa generalna”- staropolskie określenia na wyprawę wszystkich chorągwi pospolitego ruszenia z tereny Korony do ego samego obozu, przeciwko temu samemu wrogowi). Ale mimo to ten sposób prowadzenia wojny funkcjonował przez kilkaset lat, w tym przez większość epoki nowożytnej. Dlaczego tak było? Co spowodowało, że nasi przodkowie i ich władcy woleli tę formację niż jakiekolwiek inne?
Zasadnicze znaczenie miały powody, o których wspomnieliśmy przy okazji oceny pospolitaków. Pustki w skarbie centralnym, niewydolność systemu podatkowego Rzeczpospolitej i skąpstwo (jest takie słowo? A może dusigrostwo? Takiego słowa to już na pewno nie ma!) szlachty powodowały zaciąganie stałego wojska na poziomie kilku tysięcy porcji żołdu. Tak śmiesznie małą armią nie dało się zabezpieczyć granic olbrzymiej Rzeczpospolitej. Konieczny był, zatem system suplementowania wojsk, oparty przede wszystkim na czynniku ekonomicznym. Pospolite ruszenie było gotowym, już przepracowanym i wypróbowanym, systemem militarnym a co najważniejsze tanim.
Czy taki sposób prowadzenia wojny- w oparciu o wyprawy szlacheckie- miał sens? W Europie Zachodniej przecież już dawno z niego zrezygnowano kosztem formacji regularnych. Dlaczego nie zrobiono tego w Rzeczpospolitej? Właśnie z tych– opisanych właśnie z tych opisanych wyżej– powodów! Nie wolno nam też zapominać o różnicach w rozwiązaniach ustrojowych między Wschodem a Zachodem Starego Kontynentu. Polska monarchia mieszana, gdzie w dodatku to szlachta była suwerenem, wymagała nieco innych rozwiązań również na polu militarnym. Dlatego odwoływano się do pospolitego ruszenia, które nota bene uważano jeszcze czasami za przywilej Sarmatów. Dopiero wzrost świadomości narodowej „wysoko urodzonych” i świadomość siły tkwiącej w zbrojnych masach panów braci doprowadziła do wzrostu znaczenia tej formacji. Niestety równolegle następował upadek i rozkład struktur expeditio generalis.
Jednak w latach 1668-1672 pospolite ruszenie odegrało niesłychanie wielką rolę polityczną. Osadziło na tronie swego kandydata, kurczowo trzymało się jego polityki, której przecież samo było źródłem i pomagało mu walczyć z obozem malkontentów. Wydawałoby się, zatem że Michał Korybut Wiśniowiecki był królem cieszącym się wielkim poparciem społecznym. Rzeczywiście tak było. Jednak w historiografii oceniany jest zwykle, jako jeden z gorszych władców Rzeczpospolitej. Dlaczego tak właśnie jest? Czy powodem złego stanu państwa za jego panowania jest właśnie to, że oparł się na pospolitym ruszeniu?
Odpowiedzi na powyższe pytania też nie są łatwe i mogą różnić się w zależności od oceny działań monarchy. Jednak moja opinia, z którą pewnie zgodzi się też wielu historyków, pozostaje krytyczna wobec króla i społeczeństwa Rzeczpospolitej przełomu lat 60. i 70. Uważam, że błąd Korybuta Wiśniowieckiego polegał na czymś więcej niż na oparciu się o masy zbrojnej szlachty. On dał się kształtować tłumowi, który bez refleksji reagował na chwytliwe hasła społeczno- polityczne, które ochoczo propagowali urzędnicy centralni i senatorowie, nierzadko pod wpływem obcych mocarstw (brzmi znajomo?). Zorientowanie się na pospolite ruszenie spowodowało też groźne dla Rzeczpospolitej rozdwojenie ośrodka władzy, ponieważ tylko część wyższych urzędników poparła króla. Pozostali ministrowie i senat stanęli w opozycji. Właśnie to zjawisko postawiło państwo na krawędzi wojny domowej i sytuacji gdzie stronnictwo dworskie dosłownie walczy z opozycję. Niestabilna wewnętrzna sytuacja polityczna doprowadziła też do katastrofy zewnętrznej, ponieważ walnie przyczyniła się do zawarcia haniebnego porozumienia w Buczaczu.
Czy były, zatem inne sposoby rozgrywania konfliktów na linii rojaliści- opozycja? Historia Rzeczpospolitej Obojga Narodów pokazuje, że tak. Okazuje się, że propospolitacka polityka Korybuta Wiśniowieckiego była najgorszym z możliwych rozwiązań! Przecież już poprzedni monarcha udowodnił, że wystarczy nadawać odpowiednie wakanse odpowiednim ludziom, by zyskać sobie poparcie potężnych rodów magnackich. Z kolei ten, który wyrósł przy Janie Kazimierzu a potem sięgnął po koronę, także pokazał, że można rządzić w oparciu o magnacki senat, bez konieczności odwoływania się do szlachty. Udowodnił też, że da się nawet prowadzić wojny bez pospolitego ruszenia. Zatem jak Jan III radził sobie z opozycją, która za jego czasów wyrosła na Litwie? To już materiał na zupełnie inną opowieść, którą z pewnością tu przeczytacie. W swoim czasie.
Tymczasem wracając do pospolitego ruszenia– po czasach Michała Korybuta Wiśniowieckiego już nigdy nie zyskało takiego znaczenia w swej staropolskiej formule. Gasło pospolite ruszenia, ale gasł też cały system wojskowości Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a to zbiegło się z chyleniem się ku upadkowi całego państwa, które wreszcie za panowania Augusta II zgasło ostatecznie; właśnie wtedy, gdy Rzeczpospolita przestała być niepodległa w pełnym znaczeniu tego słowa.
Dawid Siuta