Przemysław Dakowicz, Afazja polska | Recenzja

Przemysław Dakowicz, Afazja polska

Na samym początku warto czytelnikowi przybliżyć, czym właściwie jest owa tytułowa afazja. Otóż zgodnie z definicją jest to: spowodowane organicznym uszkodzeniem odpowiednich struktur mózgowych częściowe lub całkowite zaburzenie mechanizmów programujących czynności mowy u człowieka, który już uprzednio opanował te czynności. Opis choroby dalej mówi, iż osoba chora oprócz problemów z mówieniem, czy rozumieniem mowy, ma problemy z czytaniem i pisanie. Więc, co to za afazja w książce historycznej?

Otóż autor zwraca uwagę, że to właśnie społeczeństwo polskie choruje na ową przypadłość:

Polska postkomunistyczna przypomina człowieka z afazją, czyli kogoś, kto w wyniku ciężkiej choroby lub traumatycznych doświadczeń utracił zdolność mówienia, kogoś, kto zamknął się w sobie i nie potrafi uwolnić się od tragicznych wspomnień.

W taki właśnie stanie znajduje się pamięć historyczna Polaków, dla których doświadczenia XX-wieku do dziś pozostają kością niezgody. Wpływ na problem unaoczniony po roku 1989 miało wiele czynników – o czym wspomina sam autor. Proces swoistego kalectwa narodu polskiego związany jest z okresem II wojny światowej, jednak to działania mające miejsce w PRL-u, utrwaliły fałszywy obraz polskiej rzeczywistości. Doprowadziło to do sytuacji, w której kolejne pokolenia Polaków, nie są w stanie zinterpretować najnowszej historii swojego kraju. Wytwarza to patologiczny casus, kiedy to po ponad 20 latach od upadku komunizmu – każde nawet wspomnienie o Kresach jest odpychane panicznie w niepamięć, a osoby kultywujące i promujące pamięć o miejscu narodzin swych przodków, stawia się pośród nacjonalistów i faszystów.

O wschodnich ziemiach II Rzeczypospolitej, o losach naszych przodków wypędzonych z Wilna, ze Lwowa i z setek miast, miasteczek i wiosek, które przez stulecia należały do Polski i współkształtowały jej tożsamość, mogliśmy mówić jedynie w czterech ścianach własnych domów, a i to – ściszonym głosem. Nie opowiedzieliśmy sobie i światu historii sowieckiej okupacji – zsyłek, przesiedleń, realizowanej z całą bezwzględnością akcji eliminacji polskich elit intelektualnych i kulturalnych.

Okres II wojny światowej stał się prologiem do zniszczenia intelektualnych elit narodu i tym samym do przekształcenia Polaków w naród niewolników – ludzi bez tradycji i historii. Po jej zakończeniu ów proceder z wielką żarliwością kontynuowała PRL, w szczególności podczas okresu stalinizmu. Jakie są efekty tej kilkunastoletniej gehenny?

Jak wygląda i jak się zachowuje naród pozbawiony głowy? Nie widzi i nie słyszy, jest głuchy i ślepy, a co za tym idzie – nie rozumie, co się z nim dzieje, po co zjawił się na świecie, jaka jest racja jego istnienia, jakie jest jego przeznaczenie. Taki naród przestaje być narodem, tzn. organizmem o określonej strukturze, charakteryzującym się wewnętrznym i zewnętrznym uporządkowaniem, zorganizowanym hierarchicznie. Wszystkie – poza głową – elementy dotąd go stanowiące rozpierzchają się i zaczynają działać na własną rękę, bez ładu i składu.

Czytelnikom należy pozostawić decyzję, czy współczesna Polska nie została opisana w powyższym cytacie. Zastanowić się można również, dlaczego II wojna potoczyła się dla naszego narodu w sposób tak tragiczny. Skąd u nas tak wielka wiara w nasze siły i tak łatwy proces pogodzenia się z klęską, kiedy nie jest ona jeszcze przesądzona?

Pyta nas ów byt dociekliwy, dlaczego żadnej z bitew o naszą niepodległość – z wyjątkiem walki podjętej przez Legiony Piłsudskiego – nie potrafimy zakończyć pełnym zwycięstwem, dlaczego tak prędko godziliśmy się na ustępstwa, przyjmując rozwiązania połowiczne, częściowe, a to znaczy także: tymczasowe? Czy nie tak właśnie było w latach 1944-1945? Czy nie takie właśnie połowiczne zwycięstwo, a zatem na półklęskę, przystaliśmy w czerwcu 1989?

Wydaję się, że brakuje nam tu zdolności analitycznych innych narodów jak Anglicy, którzy sztukę Realpolitik opanowali do perfekcji w przeciwieństwie do nas. Najlepiej świadczy o tym polityka prowadzona, aż do września 1939 roku przez ministra spraw zagranicznych Józefa Becka i słowa premiera rządu, odnośnie sowieckiego inwazji 17 września:

Całą bezradność władz oddają dwa zdania z notatek premiera Składkowskiego: „Jesteśmy tym zupełnie zaskoczeni. Taki cios nieoczekiwany.”

Jaką polityczną inercją musi charakteryzować się premier rządu, żeby w perspektywie podpisania przez III Rzeszę i ZSRR paktu Ribbentrop-Mołotow, stwierdzić że wspólne działanie Sowietów i Niemców jest nieoczekiwane!

Oczywiście formalnie mamy własne państwo, jest ono reprezentowane w polityce międzynarodowej, posiada mniej lub bardziej samodzielny byt polityczny. Odnoszę jednak wrażenie, że jest to twór o niejednoznacznym statusie ontologicznym, w pewnym sensie – struktura schizofreniczna, wewnętrznie sprzeczna, niezdolna do prowadzenia działań skoordynowanych, niepewna własnego istnienia, potrzebująca nieustannego potwierdzenia swojej podmiotowości przez byty wobec niej zewnętrzne.

Refleksja, jaka płynie z książki Przemysława Dakowicza ma wydźwięk dla dzisiejszego państwa polskiego pejoratywny. Czy można się jednak temu dziwić? W kraju oddającym hołd swym komunistycznym katom. Kraju, który do dziś nie oddał należytego szacunku tym ze swych obrońców, którzy po roku 1944 nie złożyli broni i do dziś dzień znajdują się w bezimiennych grobach. Można by rzecz Quo vadis Polsko?

Ocena recenzenta: 5,5/6

Mariusz Sioch

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*