Anthony Bale, Przewodnik średniowiecznego obieżyświata
Przewodnik średniowiecznego obieżyświata zabiera nas w fascynującą podróż przez świat brutalnej rzeczywistości, gdzie każda wędrówka była aktem odwagi, a testament stanowił nieodzowną część przygotowań. Anthony Bale oprowadza czytelnika po miejscach pielgrzymek, handlowych szlakach i mitycznych krainach, ukazując, jak bardzo duchowe i materialne motywy przenikały się w życiu średniowiecznych podróżników. Pełna anegdot i refleksji książka przypomina, że ludzka ciekawość świata i zmagania z odmiennością innych kultur pozostają niezmienne mimo upływu wieków.
Najpierw płyń do Valais, a potem jedź przez Flandrię, Górne i Dolne Niemcy. Cały czas mów grzecznie, bo wielu ludzi jest nieuprzejmych, a niektórzy wręcz złośliwi i skorzy do kłótni (s. 52). Czytając przewodnik podróżniczy, nigdy bym nie przypuszczał, że jedną z porad może być aż tak „natarczywa” przestroga.
A jednak, ludzie w średniowieczu nie bawili się w poprawność polityczną. Ówczesny świat był ogromnie brutalny. Wszędzie toczyły się wojny, grasowali bandyci (czasem z arystokratycznym rodowodem), panoszyły się plagi, głód, klęski naturalne. Nie wiadomo było czy podróż, nawet najkrótsza, nie skończy się śmiercią. Z tego powodu, jednym z najważniejszych elementów przygotowań do podróży, było spisanie… testamentu.
I właśnie do takiego niezwykłego, niezbadanego świata średniowiecznych podróży zaprasza nas Anthony Bale. To książka niezwykła, pełna ciekawych anegdot, nie zawsze pozytywnie kończących się historii. Ale do rzeczy.
Dokąd wędrowano w średniowieczu?
Na samym początku wypada powiedzieć w jakich sprawach wyruszano w podróż. Nie bawiąc się w owijanie w bawełnę, najczęściej w sprawach handlowych, rodzinnych lub związanych z wiarą. I te trzy sprawy niejednokrotnie nierozerwalnie splatały się ze sobą. Warto zauważyć, że był to element łączący przedstawicieli wszystkich kultur – europejskiej, islamskiej, hinduskiej czy chińskiej.
Autor najwięcej miejsca poświęca sprawom europejskim (zachodnioeuropejskim). Biorąc pod uwagę fakt, że okres dojrzałego i późnego średniowiecza przepełniony był religią, nie dziw bierze, że Anthony Bale zabiera nas w podróż do najważniejszych miejsc pielgrzymkowych – Rzymu, Akwizgranu, Konstantynopola czy Rzymu. Oczywiście nie tylko tam zagrzewamy miejsca. Zwiedzamy również Wenecję, Cypr, miasta Ziemi Świętej…
Na szczęście zakres zainteresowań Autora jest znacznie szerszy. Daje nam bowiem możliwość przewędrowania również przez stepy i pustynie Środkowej Azji, Persję, Indie, Chiny, Mongolię. Jako ciekawostkę można podać, że zostajemy oprowadzeni również po mitycznych krainach, które od starożytności pozostawały jedynie imaginacją kolejnych historyków i podróżników. Wszystkie te krainy, zwłaszcza te wymyślone, stanowią ogromne ciekawe źródło informacji.
Można pokusić się o zdanie, że książka Przewodnik średniowiecznego obieżyświata jest taką rozprawą historyka z mitami, aluzjami, niedopowiedzeniami i wszystkim tym, co w średniowieczu stanowiło źródło naszej ludzkiej ksenofobii, uprzedzeń, niezrozumienia odmienności innych kultur. I pod tym względem praca Bale’a ogromnie mi się podoba. Te wszystkie drobne niuanse mówią naprawdę wiele o naszej naturze, kulturze czy mentalności. Pod tym względem jest to dzieło oszałamiająco ciekawe.
Biedny i bogaty ruszają w drogę…
Autor oprowadza nas po świecie z perspektywy różnych osobowości. Raz jest to szlachcic/szlachcianka, innym razem arystokrata, mnich, rycerz czy handlarz. Podróżnicy, tacy ludzie jak pani Beatrice, hrabia Henryk i brat Thomas, byli pełni podszytych wątpliwościami oczekiwań i nadziei. Mieli różne motywy i powody, by wyruszyć w drogę. Stawiali sobie ambitne, ale dla większości osiągalne cele. Pakując kufry i zamykając drzwi za sobą, każdy podróżnik był zauroczonym światem, który stał przed nim otworem, światem, który czekał, by go zobaczyć i pojąć (s. 50).
Dzięki tej różnorodności mamy możność zapoznania się z różnicami w sposobie postrzegania świata. Jak to mówią – „sposób patrzenia zmienia się w zależności od punktu siedzenia”. I jest w tym wiele prawdy. Dla przykładu – skonfrontujmy dwie postaci – mnicha i arystokratę.
Ten pierwszy, ze względu na swoje ubóstwo, w podróż zabiera zasadniczo tylko niezbędne rzeczy. Lekarstwa, jakieś pieniądze, Biblię lub inną księgę religijną, odzież i kij. Wszystko to musi zmieścić się na plecach jednego nieszczęśliwego osiołka. Czasem w jednym tobołku.
Już jednak taki arystokrata, zabiera ze sobą cały sztab ludzi (którzy też muszą zostać wyposażeni) i całą masę „niezbędnych” przedmiotów. Paradna zbroja, uzbrojenie, pieniądze, paszę dla zwierząt, cały szereg strojów (wszak nie wiadomo o kogo będzie gościł), żywność (pan nie jada byle czego), kufry różnych mankamentów dla poratowania zdrowia… Koniec końców robi się z tego niezła karawana.
Przewodnik średniowiecznego obieżyświata. Wyprawa o „nieznane rozkosze”
Im dalej podróżnicy znajdowali się od miejsca zamieszkania, tym bardziej ulegali czarowi nieznanego sobie świata. Świetnie ten stan oddał Bale, dlatego przytoczę jego fragment: Wydawało się, że im bardziej podróżnicy oddalali się od domu, tym bardziej ich kuszone nieokiełznaną zmysłowością obcych stron umysły zaprzątały sprawy ciała. Podróżnikom zagrażał upadek moralny z powodu czyhających na nich za granicą erotycznych pokus (s. 144). Brzmi to jak z naszych czasów. Nie od dziś wiemy, że na przykład wielu zamożnych Europejczyków wyrusza do Indochin, by zakosztować tamtejszych rozkoszy duszy, choć może bardziej jednak ciała…
Bale porusza tutaj kolejną ważną kwestię – przeplatania się spraw duszy i ciała, religii i ludzkiej zmysłowości. Nawet ogromnie religijnemu mnichowi ciężko było opanować odruchy własnego ciała, gdy spotykał kobiety, których obyczajowości nie znał, nie rozumiał. Wydawały mu się istnymi kusicielkami, diablicami, czyhającymi na jego upadek moralny. Arystokraci jednak nie mieli już tych dylematów, rzucając się w wir szaleństw. Podobnie sprawy miały się z płcią piękną…
Jak można wnosić z przytoczonych przykładów, średniowieczny podróżnik a obieżyświat współczesny, wcale tak bardzo nie różnili się między sobą. To, co nas dzieliło, to podejście do kwestii wiary i zakres bezpieczeństwa.
Średniowieczny podróżnik musiał liczyć się ze śmiercią, chorobami, czy napadami, na które nie miał wpływu. My, współcześni, mamy pod tym względem zdecydowanie większy luksus – władze państw chronią turystów, znamy wiele medykamentów, które są w stanie wyleczyć podróżnika, a śmierć w podróży należy raczej do rzadkości. Cała reszta, włącznie z uprzedzeniami, chęcią czerpania garściami z rozkoszy innych „światów” pozostały niezmienione mimo upływu stuleci.
Ilustracje
W pozycji tej nie znajdziecie zbyt wielu ilustracji. A przecież sama obwoluta i okładka sugerują, że Autor zabierze nas w cudowny świat obrazów. Wertując stronice poczułem się nieco zaskoczony i zasmucił mnie brak zdjęć czy reprodukcji.
Tak sobie myślę, że w tym przypadku to ogromna strata. Tak ciekawy temat, tyle interesujących postaci, i tak naprawdę nawet nie mam możliwości, aby wyobrazić sobie jak mogli wyglądać ludzie w średniowieczu, lub jak wyglądał ich świat. W książce liczącej ponad 400 stron 15 reprodukcji to strasznie mało.
Odrobina błędów merytorycznych
W książce znalazło się jednak kilka mankamentów, które rażą. Na przykład na stronie 62 pojawia się taki oto zapis: „Leży on po zachodniej stronie via Regia, łączącej flamandzkie porty Brugię i Antwerpię z wielkimi miastami północnych i środkowych Niemiec, z Frankfurtem i Krakowem”. Od kiedy Kraków geograficznie leżał w Niemczech? Podobnie historycznie…
Stronę dalej dowiadujemy się, że Gdańsk był pruski, a przecież to kłamstwo. W 1384 roku małżeństwo Dorota (Dorothea, 1347-1394) i Adalbrecht (lub Albrecht) wyruszyli do Akwizgranu z pruskiego miasta Danzig (Gdańsk). Gdańsk należał do Pomorza (Gdańskiego), a ten jako tako najpierw do Polski, a później do państwa Zakonu Krzyżackiego. Państwa pruskiego jeszcze wówczas nie było. Tak samo, Gdańsk nie był nigdy zależny od ludów pruskich. Swoją drogą historia tej pary jest naprawdę wciągająca, choć tragiczna.
Szkoda, że nikt nie wychwytuje takich lapsusów.
Książka liczy 440 stron. podzielona jest na piętnaście rozdziałów. Moim zdaniem to książka dla każdego czytelnika. Każdy znajdzie w niej coś ciekawego dla siebie. Książka nie nudzi, ale wymaga pewnej dozy dystansu. Autor co rusz mruga do nas porozumiewawczo, dając do zrozumienia, że nasza natura pozostaje niezmienna. I że nie powinniśmy traktować ludzi średniowiecza jako ludzi gorszej „kultury”. Nie dajmy sobie wmówić podobnych mitów, jakie funkcjonowały w omawianej epoce.
Czytając tę pozycję ubawiłem się nieziemsko. Autor daje nam możliwość zawędrowania do świata, który dawno przeminął. Co rusz sypie anegdotami, różnymi radami, jak poradzić sobie w niebezpiecznej średniowiecznej rzeczywistości. Książka momentami porusza, czasem przeraża. Ale zdecydowanie jest to naprawdę świetna przygoda. Gorąco polecam.
Wydawnictwo Rebis
Ocena recenzenta: 5/6
Ryszard Hałas
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Rebis.