Dan Jones, Psy z Essex
Psy z Essex Dana Jonesa to jego pierwsza powieść historyczna. Zawodowy i wykształcony mediewista zabrał się za tworzenie opowieści z pogranicza fikcji i rzeczywistości. Miło mi stwierdzić, że nie zawiódł.
Po ostatnich przygodach z polskimi autorami beletrystyki historycznej wzięcie do ręki książki napisanej przez twórcę zagranicznego było przyjemnym oddechem. Po latach spędzonych na czytaniu różnych autorów zauważam już pewne tendencje i cieszę się, że Psy z Essex dowiozły.
Dan Jones jest młodym, angielskim historykiem. Zajmuje się historią średniowiecznej Anglii, jest autorem kilku książek, z czego dwie mam w domu i sobie chwalę. Wystąpił też w programie o zamkach angielskich, który oglądałem lat temu kilka na Netfliksie (ale nie wiem czy jeszcze tam jest).
Psy z Essex są powieścią historyczną wydaną przez Znak Horyzont w 2024 roku. Na okładce jest napisane, że to pierwszy tom trylogii. Książka wydana jest bardzo ładnie, w twardej, szytej oprawie, na matowym papierze. Nie ma ilustracji, ale jest jedna mapa północnej Francji, gdzie dzieje się akcja powieści.
Akcja i bohaterowie książki
Tytułowe Psy z Essex, to grupa 10 osób, których liderem jest Loveday FitzTalbot. Niektórzy z członków faktycznie są z Essex. Grupa jest mieszanką zarówno narodowościową – są Anglicy, Walijczycy i Szkot. Jak każda grupa w każdej książce czy filmie jest w jakiś sposób zróżnicowana i na swój sposób oryginalna, żeby nie powiedzieć dysfunkcyjna.
Niewiele w sumie dowiadujemy się o bohaterach. Nie ma wiele retrospekcji, z których dowiedzielibyśmy się więcej o ich przeszłości i motywacji. Może w kolejnych tomach. Autor sam napisał, że kampania opisana w książce i jej dowódcy są prawdą, ale Psy są czystą fikcją literacką.
Akcja dzieje się w północnej Francji w 1346 roku, czyli w początkach wojny stuletniej. Lądujemy z bohaterami w Normandii, a następnie przechodzimy z nimi szlak bojowy aż pod Crecy, które to stanowi zakończenie.
Po drodze giną dwa Psy, jeden znika i wraca na końcu z absolutnie sensacyjnymi wieściami, jeden został przeniesiony karnie do służby, jako giermek, u następcy tronu, dwa walijskie Psy wykazują się biegłością w posługiwaniu się łukiem i zerowe umiejętności w używaniu języka angielskiego. Pozostała czwórka generalnie idzie przed siebie i robi to, co im dowódca każe.
Cóż można powiedzieć o książce Psy z Essex?
Ponieważ cała historia się wydarzyła, wojna stuletnia nie jest wymysłem fantastów, ciężko silić się na jakąś oryginalność. Chodzi mi o to, że najlepiej jest nie zmyślać wydarzenia i udawać, że pod Crecy byli kosmici czy wygrali Francuzi, bo tak. Trzeba po prostu znaleźć swój sposób na opowiedzenie historii znanej z kart kronik. Niech nazwiska, gdzieś przeczytane, nabiorą cech ludzkich i staną się ludźmi.
Nie oczekuję do Jonesa, że w powieści historycznej napisze coś, czego nie znajdę w kronikach czy opracowaniach. Ale chcę, żeby napisał z werwą i życiem to, co na kartach owych kronik czy opracowań jest rozwlekłe, nudne, rozproszone czy schowane i nie rzuca się zbytnio w oczy.
I to Jones robi.
Jestem jednak trochę zawiedziony. Do faktografii się nie przyczepię, jako historyk średniowiecznej Anglii i autor biografii Plantagenetów zna ją zdecydowanie lepiej ode mnie, ale czepię się czegoś innego – niewiele się dzieje. Anglicy się przemieszczają, Francuzi niespecjalnie się opierają i generalnie, gdzie się Anglicy pojawią, tam Francuzów w sumie już nie ma.
Zostali jacyś pojedyncze osoby, które nie stawiają jakiegoś większego oporu. Nawet bitwa pod Crecy opisana została tak, że nie czuję jej wagi i ciężaru. Wzięły w niej udział tysiące żołnierzy, ale opis jest krótki i nieepicki. Szkoda.
Książka ma 450 stron i jeśli nie bardzo macie czas albo chęci, żeby czytać ją w całości, to każdy rozdział poprzedzony jest cytatem z kroniki lub innego źródła z epoki, który streszcza dokładnie, o czym każdy rozdział jest. Ciekawa sztuczka dla zabieganych.
Co jest, a czego nie ma
Zwracam na to szczególną uwagę, i u pisarzy zagranicznych jest to w zasadzie standard – komentarz historyczny. Jones nie zawiódł i napisał co jest rzeczywistością, a co nie. Jest maciupka bibliografia, może na koniec serii poda większą. Nie ma przypisów, ani grafik. Jest jedna mapa z przedstawieniem szlaku, jaki przeszła armia angielska od lądowania w Normandii do Crecy.
Podsumowując, książkę czyta się całkiem sprawnie i szybko. Dzięki streszczeniom nie sposób się zgubić. Rozdziały są krótkie, a ponieważ treści aż tak wiele w nich nie ma, to nie ma aż tak wiele rzeczy do zapamiętania i wątków do trzymania. Nada się bardzo fajnie na zimowe wieczory lub na podróż pociągiem. Ale uczyć się o wojnie stuletniej z niej nie można.
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Ocena recenzenta: 4/6
Jakub Łukasiński
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Horyzont.