„Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień” Mariusz Kułakowski
Pierwszy delegat
To rzecz zdumiewająca, że dopiero w 2014 roku doczekaliśmy się porządnej biografii Romana Dmowskiego – ponad 850 stron i dodatkowo liczne zdjęcia.
Książka pisana nieco archaicznym językiem, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Każde słowo przemyślane, każdy przecinek i kropka w odpowiednim miejscu. Ile pracy i studiów zostało włożone w to dzieło. Żywy i barwny język – tak już się niestety nie pisze! Kontrastuje z tym przedmowa Rafała Ziemkiewicza, którego obecność w tym miejscu nie była niezbędna – nie ten styl i nie ta forma.
Zbiór dokumentów i bibliografia jest imponująca. Dokonano nawet zestawienia i wyliczenia pseudonimów, których używał Roman Dmowski. A jego działalność pisarska była bardzo różnorodna, pisma, broszury, książki, powieści.
Ważyłem – dosłownie – książkę w dłoniach i zastanawiałem się jak wiele nocy upłynie zanim ją przeczytam. Niewiele.
W tamtych latach ścierały się różne wizje osiągnięcia niepodległości i samostanowienia o sobie Rzeczpospolitej. Z dzisiejszej perspektywy możemy ocenić na ile jego plany były realne i jakie przyniosły korzyści bądź straty państwu polskiemu. Faktu, że był on człowiekiem oddanym sprawom Ojczyzny – kwestionować na sposób.
Zubożaniem jego dorobku jest przedstawianie go tylko w kontekście udziału w paryskiej konferencji pokojowej i podpisaniu traktatu wersalskiego. Przepraszam, wskazuje się jeszcze na niego jako (głównego) przeciwnika Józefa Piłsudskiego.
Jeżeli w przestrzeni publicznej, kształtowanej przez media głównego nurtu, Roman Dmowski nie występuje jako antysemita czy/i faszysta, to pojawia się u boku Paderewskiego niczym statysta albo co najwyżej skromny pomocnik. Nie jest to wymysł dzisiejszych czasów. Na przykład w biografii Hermana Libermana (1897-1941), PPS-owca, adwokata i posła, znajdziemy wątki, w których rola Dmowskiego jest przedstawiana zupełnie marginalnie, wręcz nieistotnie w owym czasie.
A przecież Roman Dmowski nie „urodził się” w Paryżu. Jego dokonania są pochodną pracy, doświadczeń i obrania takiej drogi przed wielu laty. W tym przypadku więc o traktacie wersalskim możemy mówić raczej jako o skutku. Zanim jednak do tego doszło, Roman Dmowski musiał sobie wyrobić markę, żeby najważniejsi politycy liczyli się ze zdaniem polskiej delegacji. Jak do tego doszło – można przeczytać dzięki staraniom wydawnictwa Dębogóra.
Mariusz Kułakowski, właściwie Józef Zieliński, jest autorem tej monumentalnej pracy poświęconej życiu osobistemu i politycznemu Romana Dmowskiego.
Obserwujemy jego przyjście na świat, dom rodzinny, pierwsze działania i inicjatywy polityczno-społeczne. Dowiadujemy się dlaczego miał problemy w szkole (niejeden raz repetował) i jakie lektury czytał. Dlaczego wybrał nauki przyrodnicze i czy to ułatwiało mu prowadzenie wielkiej polityki? Dlaczego zdawał sobie sprawę, że Rzeczpospolita osiągnie niepodległość nie drogą rewolucji społecznych, a w wyniku zmiany geopolitycznych w Europie? A on nie tylko to przewidywał, ale i do tego się przygotowywał.
To wszystko w świetle wspomnień i listów. Częstokroć relacji bardzo bliskich osób i dotyczących najbardziej prywatnych sfer. Mamy też wyjątkowo okazję, żeby przeczytać listy Romana Dmowskiego adresowane do takich osób, jak Ignacy Paderewski, Władysław Reymont (Mój drogi Władku…), Stanisław Grabski, Zamosyscy.
Z ważniejszych i fundamentalnych okresów dla Romana Dmowskiego należy wymienić: lata uniwersyteckie; działalność w Lidze Polskiej i Lidzie Narodowej; pierwsze podróże zagraniczne: do Francji, Anglii, Brazylii; wyjazd do Japonii, kontakt z polskimi jeńcami, przeciwdziałanie akcji Piłsudskiego w Tokio; działalność organizacyjna w Krakowie; funkcjonowanie Komitetu Narodowego Polskiego.
I to w zarysie dopiero pokazuje, dlaczego Roman Dmowski nie tylko mógł, ale powinien być pierwszym delegatem. Bardzo charakterystyczne w jego wspomnieniach jest kierowanie się interesem Polski, kosztem swoich ambicji politycznych. Był na tyle realistycznym politykiem, że zdawał sobie sprawę jaką rolę może odegrać Ignacy Paderewski.
W liście do Zamoyskiego pisał o akcji, która miała go wyłączyć z reprezentowania na konferencji pokojowej i sytuacji, w której tylko I. Paderewski byłby reprezentantem:
(…)
1.faktem jest, że od początku wojny marzy on o reprezentowaniu Polski na kongresie
2. że gdyby tak wypadło, nie byłby wcale najgorszym reprezentantem,
3. czy jakie kroki w tym kierunku sam robił, nie wiem. (…)
Dodam Panu od siebie, że dla sprawy polskiej lepiej jest, żeby Paderewski reprezentował Polskę, niż żeby się na tym tle rozwinęła walka.
To samo zachowanie widać też w latach późniejszych, kiedy na kilka lat postanowił usunąć się z polityki, żeby wrogie mu koła nie mogły jego zaangażowania wykorzystać i szkodzić Polsce. Tylko czy nie na długo pozostał w cieniu?
Roman Dmowski nie został w pełni doceniony przez społeczeństwo, a tym bardziej przez władze sanacyjne – nie chodzi w tym przypadku o honory i ordery, lecz o wykorzystanie jego bogatego doświadczenia. Dopiero pogrzeb zgromadził tłumy. Jednak został pochowany bez asysty władz.
Zakończę wspomnieniami Fudakowskiego z polowania, które bardzo wiele mówią o jego zmyśle politycznym i poczuciu humoru:
Rozległy się strzały i po chwili widzę, jak zając w zwolnionym tempie biegnie na Romana, który składa się i przez dłuższą chwilę celuje, po czym bez strzału strzelbę opuszcza. Sądziłem, że zając uszedł. Tymczasem, gdy nagonka nadeszła, widzę jak Roman wyrusza w miot, skąd wraca wlokąć ze sobą martwego zająca. „Co się stało, przecież nie strzelałeś” spytałem. Na co Roman śmiejąc się odrzekł: „Zając szedł na mnie, aż rozpędem trzasnął łbem o sosnę, przewrócił się i leżał”. „Do leżącego przecież nie strzelę, a że przed stanowiskiem sam obrał sam śmierć, przeto choć nie strzelony przeze mnie jest mój; znowuż masz przykład polityczny”.
W skali od 1 do 6 książkę oceniam na 5
Wojciech Łapiński
Dziękuję za recenzję. Rzeczywiście, Ziemkiewicza wszędzie pełno.