Simon Sebag Montefiore, Romanowowie 1613-1918
Romanowowie 1613-1918 to książka nie tylko o dynastii rosyjskich władców, ale i całym systemie, który ukształtował Rosję taką, jaką znamy ją obecnie. To publikacja o ogromnym okrucieństwie, namiętnościach, bezwzględnych wojnach czy bratobójczych walkach poszczególnych frakcji na rosyjskim dworze… To zapis wszystkiego tego, co stanowi o rosyjskiej duszy.
Dawno nie czytałem tak wstrząsającej i dosadnej książki, która kreśliłaby życie na moskiewskim i petersburskim dworze. Jestem równocześnie oczarowany i przerażony. Autor w swej pracy zebrał ogrom wszelkiej maści anegdot, splotów politycznych intryg, którym nie sposób się oprzeć. Szczerze mogę powiedzieć, że to jedna z najlepszych książek o Rosji przed rewolucją październikową jakie kiedykolwiek czytałem.
A czytało się ją jednym tchem. Miałem problem z tym, aby oderwać się od lektury. Należę do pokolenia czytelników, którzy wychowali się na książkach Serczyka. Jednak to, co udało się zebrać Montefioremu wykracza poza moje wszystkie wyobrażenia. Autor pisze tak przejmująco, że miałem wrażenie, jakbym sam uczestniczył w tym spektaklu rosyjskiego dworu. Postacie Piotra Wielkiego czy Katarzyny II nabierają nowych barw, nowych odcieni, stają się bardziej ludzkie. Przy okazji miałem okazję poznać wiele innych ciekawych indywidualności rosyjskiego panteonu.
Piotr Wielki
Nim jego państwo stało się europejską potęgą, Piotr I zdecydował się na wprowadzenie istnej rewolucji w organizacji życia społecznego, kulturalnego i politycznego. Nie uznawał żadnych kompromisów. Wszystko, co było przed nim musiało zostać unowocześnione. Z tego powodu car zmienił datę Nowego Roku na 1 stycznia. Sam postawił się ponad prawem.
Ustanowił siebie głową Kościoła prawosławnego, zniósł Dumę Bojarską – choć w jej miejsce powstał Senat. Kraj podzielono na gubernie, a armia została zreformowana na wzór pruski, przy czym szlachta zobowiązana została do dożywotniej służby cywilnej lub wojskowej. Aby pobudzić gospodarkę, nakazał budowę stoczni, hut, manufaktur, zaczął budować drogi i kanały, a mieszczanie otrzymali szereg różnych przywilejów.
Przy realizowaniu swych projektów, Piotr Wielki nie liczył się z żadną ceną, z żadnymi ofiarami. Dla przykładu przy budowie nowej stolicy, Petersburga, pracowały dziesiątki tysięcy rosyjskich chłopów, wszelkiej maści robotników.
Na tej szerokości geograficznej klimat jest surowy, a praca na bagnistym, podmokłym terenie – była ogromnie wyczerpująca. W wyniku niedożywienia, chorób i chłodu, jak obliczają znawcy tematu, zmarło około 100 000 Rosjan. Lecz efekt był przecudowny – pośrodku bagnistej pustyni powstało jedno z najpiękniejszych miast świata.
Pewnego razu nakazał swym szlacheckim poddanym urządzanie balów przypominających te, które odbywały się na Zachodzie Europy. W specjalnych edyktach dawał im pouczenia, z których mogli się nauczyć, jak przyjmować gości, jakie zabawy im proponować.
Co więcej, car posunął się do wydania specjalnej książeczki mającej nauczyć Rosjan dobrych manier! Wcześniej, każda porządna kobieta w Rosji, miała przykazane aby brać udziału w balach, a właściwie libacjach i orgiach. Jednak Piotr Wielki wprost oczekiwał (i nie uznawał odmowy), aby Rosjanki brały udział w dworskich balach i zabawach.
A prywatnie? No cóż, oddajmy głos Autorowi: Opisane wcześniej bachanalia nie były tylko młodzieńczymi wygłupami, gdyż Piotr kontynuował swoje bluźniercze błazeństwa z entuzjazmem aż do samej śmierci. Sprawiał wrażenie właściciela jakiegoś przerażającego cyrku, a opisy jego hulanek brzmią niczym siedemnastowieczna wersja szaleństwa podupadłej grupy rockowej w czasie trasy koncertowej. Car nie czynił żadnego rozróżnienia między swymi bachanaliami i sprawami państwowymi. Chociaż mocno ekscentryczne nominacje na „księcia-papieża”, „księcia-cesarza” czy „archidiakona Idźwchuj”, dowodziły wpływowej pozycji na dworze będącym połączeniem sztabu wojskowego z pijackim karnawałem. […] Nie było to również wcale aż tak bardzo świętokradcze, jak mogło się wydawać. Piotr wierzył w Boga i swoją własną świętą monarchię. Te oburzające hulanki podkreślały jego wyjątkową i pobłogosławioną przez Boga władzę, wolną od wszelkich ograniczeń, która miała mu posłużyć do przebudowy całego państwa.
„Wesoła kompania” była odzwierciedleniem osobistego poczucia humoru Piotra, ale łatwo zapomnieć, że car wychował się wśród najbardziej zaciętych walk politycznych. Czy zajmował się organizacją przyjęcia z nagimi karlicami, czy planował zaopatrzenie dla armii, zawsze był urodzonym autokratą, tak samo wizjonerskim, pedantycznym i pracowitym, odczuwającym przymus uregulowania wszystkich najdrobniejszych szczegółów każdego przedsięwzięcia, bazgrzącym rozkazy na ponumerowanych listach. Te hulanki były tylko barwną stroną niestrudzonych, codziennych zajęć Piotra, dynamicznego, lecz wycieńczającego, radosnego, ale i gwałtownego dążenia do zmodernizowania Rosji, do […] zmuszenia elit, aby służyły jego wizji, do znalezienia utalentowanych stronników, którzy pokierują jego monumentalnymi projektami (s. 129-130).
Katarzyna Wielka
Caryca, choć interesowała się ideami oświecenia, wcale do oświeconych nie należała. Tak naprawdę to ona zabetonowała system rządów Romanowów, oparty na współudziale w rządzeniu przez rosyjską szlachtę. Jedyne co ją interesowało, to chęć zabłyśnięcia na europejskich salonach.
Nic więc dziwnego, że robiła wszystko, aby o niej pamiętano, aby ją ubóstwiano. Korespondowała na przykład z zachodnioeuropejskimi filozofami, w tym z Wolterem czy Diderotem, którzy obdarzyli ją, nieco na wyrost, mianem „Semiramidy Północy”. Za wsparcie carycy można było przymknąć oko na jej prawdziwą działalność…
A jaką była w rzeczywistości? Prosto rzecz ujmując, niczym Piotr Wielki, nie cofała się przed niczym, co mogło zrealizować jej zamierzenia. A pragnęła również uczynienia z Rosji potęgi, groźnej dla potencjalnych wrogów, ale i pożądaną, dla potencjalnych sojuszników. Przyczyniła się do zniweczenia Rzeczypospolitej, zniesienia chanatu krymskiego a także pozostałości po samodzielności Kozaków Zaporoskich.
Jednak losy Katarzyny to pasmo wielu miłostek – w tym z naszym ukochanym Stasiem Augustem Poniatowskim czy skądinąd znanym Grigorijem Potiomkinem. Poszukiwanie miłości i oddania nakreśliło całe jej panowanie. I choć tak bardzo szukała uczucia, zawsze pozostała sama. Wszyscy jej partnerzy, albo ją oszukiwali, albo wykorzystywali. I caryca chyba zdawała sobie z tego sprawę. Przyznam, że pod tym względem jest mi jej żal. Choć miała u swych stóp tak wiele, zawsze była sama – nieszczęśliwa, samotna…
Mikołaj II
Ostatni car Rosji, Mikołaj II, pośmiertnie został uznany za świętego. Stało się to z namaszczenia Władimira Putina, który w ten sposób chciał „uświęcić” swoją własną władzę. Jednak każdy, kto zna się na dziejach Rosji, powinien mieć świadomość, że na świętość ten człowiek na pewno nie zasługiwał…
Miała na imię Matylda Krzesińska i z pochodzenia była Polką tańczącą jako baletnica. Źródła mówią, że dwór Romanowów utrzymywał Teatr Maryjski, gdzie występowały jedne z najpiękniejszych kobiet w imperium.
Co więcej, „pensjonariuszki”, nie należały do najbardziej cnotliwych. W rzeczonym Teatrze pełniącym swoistą funkcję „stajni” seksualnej, występowała owa 17-letnia, utalentowana i niezwykle urodziwa Matylda. Jak wieść niesie, tancerki po spektaklach wykonywały przed „brzydszą” częścią rodziny carskiej specjalne pląsy, tak, by mężczyźni mogli ocenić ich łóżkowe predyspozycje i „giętkość”, a także rozbudzić ich wyobraźnię. Ze wspomnień naszej bohaterki wynika, że sam car Aleksander III wpychał ją w objęcia delfina, zwanego uroczo „Nikim”.
Romans był niezwykle płomienny. Aby ułatwić im kontakty, dwór Romanowów wynajął willę w Petersburgu, którą po królewsku wyposażył. Związek nie trwał jednak zbyt długo. Już w cztery lata później, znajomość została zerwana, gdy „Niki” zaręczył się z księżną Alicją Heską (1872-1918). W ramach odszkodowania dostała wypłacone duże apanaże, a także akt własności willi, w której dotąd kochankowie się spotykali.
Car już nigdy nie spotkał się z Matyldą na osobności, ale zawsze lubił patrzeć na jej występy. Niejednokrotnie pomagał swej byłej „kurtyzanie”, gdy ta wpadała w kłopoty. Mikołaj II nie był jedynym z przedstawicieli Romanowów, który uległ wdziękom pięknej tancerki. Należeli do nich także: Sergiusz Michajłowicz (1869-1918) czy Włodzimierz Aleksandrowicz (1847-1909)…
Podczas jego koronacji na Polu Chodyńskim w Moskwie, tłum zadeptał blisko 1400 osób. Młody car nie przejął się tym zbytnio – zwyczajnie odjechał na bal koronacyjny. Serca cara nie poruszyła nawet wieść o klęsce floty rosyjskiej w walkach z Japończykami pod Cuszimą – imperator miał ważniejsze obowiązki – poszedł grać w tenisa. W rzeczywistości Mikołaj II uwielbiał tylko bale i sport… a także strzelanie do kotów… Przykładów jego bezduszności można by przytaczać bez liku.
Z książki dowiecie się, że jako monarcha Mikołaj nie cechował się dobrym rozeznaniem politycznym i był miernym władcą. Im bardziej starał się upewnić świat o potędze swego państwa, tym bardziej lud Rosji cierpiał, a Rosja tym bardziej ubożała. Choć był głową Cerkwi prawosławnej, sprawił, że bardzo straciła ona na znaczeniu, i niewiele brakowało, aby upadła. W kilkadziesiąt lat później, fakty te nie przeszkadzały hierarchom Cerkwi prawosławnej, wszakże bez zbytniego entuzjazmu, za świętego męczennika, który zginął z rąk bolszewickich bezbożników i morderców.
Mikołaj II nie nadawał się na władcę. Pod każdym względem żył dla siebie samego i swojej rodziny. Kto wie, czego mógł dokonać jako człowiek prywatny. Jako car przyczynił się zaś do upadku dynastii, państwa i starego porządku w Europie. Jednak zgodnie z regułą wielka władza powoduje wielkie zdeprawowanie, w jego osobie ziściła się ta maksyma. A polityka ma to do siebie, że prędzej czy później, wyrównuje wszelkie nie dające się utrzymać przy życiu równania. I jedynie szkoda mi jego rodziny, która poniosła konsekwencje głupoty ojca-władcy.
Romanowowie 1613-1918 – ocena
Książka Romanowowie 1613-1918 to świetna pozycja dla każdego miłośnika dziejów Rosji, spisków czy gier dworskich. To jedna z najciekawszych, a zarazem najbardziej perwersyjnych książek ukazujących kraj carów.
Skandal goni skandal, śmierć życie, a miłość zdaje się być tylko chwilową igraszką. Jestem zdumiony pod każdym względem. I śmiało polecam ją każdemu.
Wydawnictwo Znak Horyzont
Ocena recenzenta: 6/6
Ryszard Hałas
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Horyzont. Tekst jest subiektywną oceną autora, redakcja nie identyfikuje się z opiniami w nim zawartymi.