W epoce staropolskiej wszelkie ceremoniały rodzinne miały bardzo niepowtarzalny przebieg i były charakterystyczne tylko dla strefy kulturowej i kręgu religijnego, do którego należała Rzeczpospolita Obojga Narodów. Charakter taki miała również jedna z najdonioślejszych chyba uroczystość w życiu każdego mieszkańca Polski czy Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyli zaślubiny a także następujące po nich przyjęcie weselne. Jaki przebieg przybierały te dwa ważne ceremoniały rodzinne? Z czym się wiązały? I czy w dzisiejszej polskiej tradycji weselnej możemy odnaleźć jakieś nawiązania do tamtych czasów? Na pytania te postaramy się wyszukać odpowiedź w kolejnym artykule poświęconym modelowi staropolskiej rodziny.
Kiedy dokonały się już wszelkie procedury, które prowadziły do powstania nowego związku małżeńskiego, a rodziny młodych dopełniły wszelkich starań, by uroczystość zaślubin była jak najokazalsza, nadchodził czas ślubu i wesela!
Jednak w epoce staropolskiej – nieco może podobnie jak w XXI wieku – przed ceremonią kościelną odbywał się „dziewiczy” (panieński) wieczór, który to stał się ważnym elementem tradycji matrymonialnej XVI i XVII stulecia, a jego przebieg miał niemalże sformalizowany charakter, prawie tak jak sam ślub. Podczas wieczoru tego – kiedy to przyszła panna młoda żegnała się ze swym środowiskiem jej przyjaciółki i krewne plotły dla niej wieniec z ziół lub kwiatów, najczęściej z ruty lub rozmarynu, symbolizujący niewinność i czystość[1]. W wieńcu (czasem zwanym koroną) ukrywano różne artefakty, mające zapewnić pomyślność na nowej drodze życia. I tak wśród elementów roślinnych można było odnaleźć między innymi kromkę chleba, która miała zapewnić dostatek pożywienia w nowym domu kobiety gotowej do zamążpójścia, złotą monetę, mającą zapewnić dobrobyt materialny i kostkę cukru, odpowiadającą rzekomo za moc osładzania życia.
Również kawaler korzystał z uroczystości, jaką dziś nazwalibyśmy „wieczorem kawalerskim” i tak samo nazywali ją nasi przodkowie. Nie dysponujemy wieloma informacjami na temat tego zwyczaju, możemy jedynie stwierdzić, iż – przynajmniej w kręgach szlacheckich i magnackich – była to najprawdopodobniej wystawna uczta, zapewne suto zakrapiana alkoholem, gdzie biesiadnicy bardzo często wznosili toasty za zdrowie przyszłego pana młodego i jego rodziny, także tej, która miała dopiero zostać założona. Na pewno nie było wspólnego plecenia wianków, acz wieniec kawalerski, również był ważnym elementem tradycji staropolskiego wesela. Ozdoba ta, upleciona przez siostry, kuzynki i inne krewne przyszłego pana młodego, była darem narzeczonego dla jego wybranki, wręczanym w momencie, gdy młodzi spotykali się w dniu ślubu. Kawaler przybywał do domu swej przyszłej oblubienicy zawsze z kapelą. Pana młodego witali rodzice narzeczonej, następnie panna młoda przypinała mu do boku przyozdobiony wstążeczkami bukiet kwiatów lub gałązek rozmarynu. Pod domem kobiety następowała wymiana właśnie tych koron ślubnych, której towarzyszyły mowy okolicznościowe. W imieniu pana młodego mowę wygłaszał jego brat lub przyjaciel, w przypadku kobiety zaś ojciec lub inny opiekun.
Powszechnie występowało też uroczyste błogosławienie młodych przez rodziców. Obyczaj wymagał, by panna młoda podczas tego ceremoniału płakała – choćby były to nawet wymuszone łzy. Pozytywnie odbierany był też jej płacz podczas reszty wesela – zarówno przy pożegnaniu, jak i przy ołtarzu oraz wtedy, gdy odprowadzano ją do sypialni. Dziś może się wydawać to dziwne, jednak według obyczajowości staropolskiej, było to pożądane.
Następnie goście weselni, zebrani w jednym orszaku, ruszali do kościoła, gdzie dokonywano ceremonii zaślubin, których przebieg zawsze określało wyznanie nowożeńców. Droga do kościoła, nieważne jak długa, musiała odbyć się konno i w pojazdach. Przyszła panna młoda, pozostałe kobiety i starsi wiekiem goście jechali na wozach. Mężczyźni zaś, z panem młodym i jego drużbami, poruszali się jadąc wierzchem.
Szlachta uznawała ślub za zasadniczy moment uroczystości weselnych, natomiast wśród chłopów i mieszczan ślub był tylko dopełnieniem innych obrzędów, co wynikało często z tradycji pogańskich, które jeszcze w XVIII stuleciu przetrwały na niektórych terenach Litwy i Rusi.
Udzielający sakramentu kapłan błogosławił nowo powstający związek i na podstawie nauki danej religii i wypracowanej tradycji określał jego powinności. Święcił też pierścienie obojga małżonków. W kościele również składano wota, mające gwarantować trwałość, szczęście i błogosławieństwo Boże dla nowej rodziny. Darem takim mógł być winiec (dziewiczy lub kawalerski, jeśli tylko zrobiony był ze szlachetnego kruszcu, a i takie zdarzały się w tradycji staropolskiej). Podczas uroczystości młodzi wymieniali się pierścieniami, które według obyczaju były symbolem wzajemnej wierności i miłości[2].
Po zaślubinach następowało wesele, które zwłaszcza w zamożnych rodzinach miało szczególne znaczenie. Była to okazja do pokazania gościnności, szczodrości i podkreślenia dobrobytu materialnego rodziny. Innym ciekawym elementem staropolskiej obyczajowości weselnej były epitalamia, czyli okazyjne, bardzo uroczyste mowy, które miały swym kunsztem podkreślić rangę uroczystości. Zazwyczaj wygłaszano je zarówno w kościele, jak i podczas przyjęcia weselnego. Zwykle cechowały je pewne charakterystyczne elementy, jak szczególna symbolika, określone motywy, do których odwoływali się autorzy epitalamiów, czy znaczne udramatyzowanie. Z kolei występowanie refrenu nadawało temu utworowi charakteru pieśni i nie na darmo właśnie tak czasami go nazywano (pieśń weselna).
W pieśniach tych często podejmowano tematykę religijną, wychwalając Boga i prosząc go o pobłogosławienie nowej rodziny i obdarzenie nowożeńców licznym potomstwem. Czasem padały w nich także nawiązania do środowiska, z którego wywodziło się jedno z małżonków lub wręcz wychwalano patriotyzm i ojczyznę. Nierzadko też pieśń weselna miała charakter poetycki, którego treść nie dotyczyła wyłącznie biesiadników, ale także sytuacji politycznej czy historii. W zachowanych epitalamiach można też odnaleźć liczne frywolne fragmenty, opisujące na przykład noc poślubną czy przyszłe pożycie małżonków. Obyczaj nakazywał też, aby wygłaszający pieśń weselną wyliczał cnoty i przymioty panny młodej. Nie zawadziło również, jeśli wspomniał o zasługach domu, z którego się wywodziła oraz opisywał jego powiązania.
Kiedy już młodzi i biesiadnicy powrócili z kościoła, czas było rozpocząć zabawę. Na samym jej początku odbywało się tak zwane oddawanie panny. Młodą damę oddawał oblubieńcowi w imieniu rodziców jeden z gości – najczęściej starosta weselny lub inny bliski krewny kobiety, wygłaszając okolicznościową przemowę, właśnie wspomniane epitalamium, które już wcześniej mogło wybrzmieć w kościele, ale dobrym zwyczajem było przygotowywanie na te uroczystości kilku zestawów pieśni. Oddawanie panny typowe było tylko dla kręgów szlacheckich. Wśród chłopstwa i mieszczaństwa zaś po przybyciu nowożeńców na miejsce, gdzie odbyć się miało wesele następowało przywitanie młodych chlebem i solą oraz obsypanie ich owsem, co miało gwarantować wieczną pomyślność i dobrobyt.
Po tych wszystkich ceremoniałach zasiadano do stołu, przy czym jako pierwsi miejsce przy stole zajmowali państwo młodzi, potem zaś pozostali goście. Tradycja nakazywała, by uczta weselna była długa i obfita. Jako pierwszą potrawę spożywano kołacz, który był swoistą przystawką. Potem rozpoczynała się zasadnicza część wesela, a zatem tańce i huczna zabawa. Urozmaicano ją poprzez wygłaszanie kolejnych pieśni weselnych, cytowanie fraszek i śpiewanie piosenek, często nader frywolnych (za dobrą wróżbę poczytywano fakt, iż panna młoda rumieniła się przy każdej z tych przyśpiewek). W ciągu całej nocy podawano także mnóstwo potraw, typowych dla staropolskich uczt, a więc mięs, ciast i polewek. Oczywiście wszystko suto zakrapiano alkoholem.
Swoistym punktem kulminacyjnym uczty weselnej i właściwie wszystkich uroczystości związanych z zaślubinami były pokładziny. Wówczas to biesiadnicy wspólnie odprowadzali nowożeńców do sypialni, zwykle zachęcając ich do spełniania małżeńskiego obowiązku. Zwyczaj ten dominował jednak tylko wśród chłopstwa oraz drobnej i średniej szlachty. W kręgach magnackich na obyczaj ten zapatrywano się bardzo niechętnie. Uważano go za przejaw wulgaryzmu i „grzesznych zwierzęcych żądz”. W miejsca pokładzin wykształcił się, więc inny zwyczaj, zwany cukrową kolacją. W jej trakcie państwo młodzi urządzali w swej sypialni osobne przyjęcie, na które zapraszali najznamienitszych ich zdaniem gości weselnych. Nazwa tego ceremoniału wzięła się od gatunku potraw, które wtedy podawano. Ponieważ cukrowa kolacja miała zapewnić młodym słodkie życie, spożywano więc wyłącznie słodkie jadła (cukry, ciasta, czasem owoce). Warto przy okazji zaznaczyć, że ani pokładziny, ani cukrowa kolacja nie stanowiły zwieńczenia uczty weselnej i w czasie, gdy w zaciszu łożnicy dochodziło do jednego lub drugiego wydarzenia, w sali weselnej nadal trwały zabawa i pijatyka, często do białego rana a nierzadko jeszcze w dniu kolejnym.
Innym swoistym dla Rzeczpospolitej Oboga Narodów obyczajem, który przetrwał gdzieniegdzie do czasów współczesnych były oczepiny. Kiedy po nocy poślubnej panna młoda wchodziła w krąg mężatek, zmuszona była zmienić strój i uczesanie na takie, które charakteryzowało ten stan. Wśród magnaterii i bogatej szlachty stopniowo zanikły obrzędy związane z oczepinami i sama ta uroczysta chwila, która czasem odbywała się jeszcze w trakcie uczty weselnej lub następnego dnia po jej zakończeniu (nad ranem dnia zaślubin lub po wschodzie słońca), polegała na obdarowywaniu świeżo upieczonej małżonki kosztownymi prezentami w tym czepcem – nakryciem głowy przystojącym pani domu. Wśród niższych warstw społecznych, oczepiny wiązały się z nieco ciekawszymi wydarzeniami. Młodą mężatkę sadzano na stołku pośrodku izby, a wokół niej tańczono, śpiewając przy tym pieśni typowe dla tej okazji. Pannie młodej obcinano też włosy (a czasem bardzo długi warkocz, w który były spięte) i zakładano czepek. Ciekawie powinna była zachowywać się w tym wypadku główna bohaterka. Według zwyczajów staropolskich, kiedy broniła się, zrzucała czepek i płakała, właściwie wywiązywała się ze swej roli i w pełni opłakiwała swoje panieństwo. Obyczaj nakazywał jej też wreszcie ulec, co niezbicie poświadczało, że ostatecznie pożegnała się ze swym stanem i zaakceptowała nową rolę.
Ostatnią częścią uroczystości weselnych były przenosiny. W dzień po zakończeniu uczty weselnej lub nieco później młoda mężatka opuszczała dom rodzinny i przenosiła się do domu swego męża, gdzie gospodarz witał ją chlebem i solą, niezależnie od reprezentowanej warstwy społecznej. Zazwyczaj nowo poślubiony mężczyzna oprowadzał ją po całej chacie i obejściu. W momencie, kiedy kobieta przeprowadzała się do swego męża, kończył się okres wesela, który wraz ze wszelkimi obrzędami towarzyszącymi trwał minimalnie 2-3 dni, a u bogatszych przeciągał się nieraz na cały tydzień.
Na osobny akapit zasługuje też krótkie wspomnienie o miejscach, gdzie odbywały się uczty weselne i tym, kogo na nie zapraszano. Chłopstwo i mieszczaństwo urządzało je zazwyczaj w wiejskich karczmach lub miejskich szynkach, czyli we wszelkich tego typu lokacjach, które na co dzień zajmowały się handlem żywnością i napojami. Szlachta zaś swe wesela wyprawiała najczęściej we własnych dworach a w szczególnych wypadkach nawet na plebaniach. U chłopów gospodarze uczt zapraszali ludność całej wsi, a więc towarzyszy rolniczej niedoli oraz współpracowników. Mieszczanie zaś bawili się w towarzystwie członków rodziny i braci cechowej.
Najliczniejsze były wesela szlacheckie i magnackie, gdzie liczba gości opiewała na dziesiątki a czasem nawet setki ludzi. Nie zapraszano tylko i wyłącznie członków rodziny i znajomych, ale czasem nawet obce, ale znaczne osobistości a nawet zagranicznych posłów (zdarzało się to tylko wśród magnaterii).
Tradycyjne polskie wesele musiało być wystawne – głównie jeśli chodzi o jedzenie i picie na nim podawane. Podczas uczty królowało więc obżarstwo i opilstwo. Prawidłowość ta znajdowała zastosowanie niezależnie od warstwy społecznej. Ważną rolę w całym obrzędzie odgrywała też religia, ale tylko do czasu wyjścia z kościoła, cerkwi czy zboru. Później tradycja weselna nakazywała już tylko dobrą zabawę.
Charakterystyczne dla epoki były też niektóre obrzędy weselne, które w nieco zmienionej formie przetrwały aż do dnia dzisiejszego i często można ich doświadczyć podczas współczesnych przyjęć ślubnych, szczególnie tych urządzanych według tradycji góralskiej czy pogórzańskiej[3]. Co ciekawe niektóre z obrzędów tych trąciły pogaństwem, choć od stuleci w Polsce i na Litwie panowało już chrześcijaństwo. Jak wiele elementów staropolskich zaślubin i wesela przetrwało do dnia dzisiejszego? Odpowiedzi na to pytanie każdy czytelnik musi udzielić sobie sam, bowiem ile przypadków – tyle opinii.
Dawid Siuta
Bibliografia:
Bogucka M., Gorsza płeć. Kobieta w dziejach Europy od antyku po wiek XXI, Warszawa 2005.
Bystroń J.S., Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, t. 2, Warszawa 1976.
Charewiczowa Ł., Kobieta w dawnej Polsce. Do okresu rozbiorów, Poznań 2002.
Kizik E., Gdańskie ordynacje o weselach, chrzcinach i pogrzebach w XVI-XVIII wieku, [w:] „Barok”, t. 7, nr 1,Warszawa 2000, s. 193, 195.
Kuchta J., W godności i w cnoty dojrzałe – o wzorcu panny, żony i dobrego małżeństwa w literaturze okolicznościowej XVII-XVIII wieku, [w:] „Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historica”, t. 10, Kraków 2011, s. 57-65.
Mazurkowa B., Dzień ślubny i wieczór weselny w poezji doby stanisławowskiej. Rekonesans, [w:] „Napis”, t. 16, Warszawa 2010, s. 139-165.
Trębska M., Mowy weselne na tle staropolskiego obrzędu weselnego. Na podstawie rękopiśmiennego zbioru „Penu synopticum” Stanisława Różyckiego, [w:] „Barok”, t. 9, nr 1/2, Warszawa 2002, s. 135-137.
Trębska M., Staropolskie szlacheckie oracje weselne. Genealogia, obrzęd, źródła, „Studia Staropolskie. Series Nova”, t. 19[LXXV], Warszawa 2008.
Przypisy:
[1] Szlachecki obyczaj nakazywał, aby wianki zostały uplecione ze świeżych kwiatów i ziół, które powinny pozostać przyzwoite wizualnie aż do dnia wesela. Jednak w niższych warstwach społecznych, gdzie zwyczaj ten także był praktykowany, zamiast kwiatów używano często papierowych ozdób, suszonych roślin lub nawet zielonych części niektórych warzyw.
[2] Obrączki przyjęły się stosunkowo późno, bo dopiero pod koniec XVIII stulecia, głównie pod wpływem napływającej z zachodu Europy fascynacji tamtejszą kulturą przy jednoczesnym zaniku polskiej świadomości kulturowej. Jednak i tak ta drobna zmiana dokonała się najpierw pośród mieszczan i chłopstwa. Szlachta bowiem długo była wierna tradycyjnym wzorcom.
[3] Jednak nawet w epoce staropolskiej wesela nie musiały być wystawne. Jeżeli któreś z państwa młodych nosiło żałobę, uroczystość ta odbywała się skromnie, bez muzyki a wśród gości zasiadali jedynie najbliżsi krewni. Skromne uczty wydawano też wtedy, gdy panna młoda była już ciężarna.