W piątek 11 października odbyła się konferencja naukowa zorganizowana wspólnie przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Instytut Europeistyki UW i Katedrę Prawa Europejskiego SGH pt. „Polski obóz” jako „Wadliwy kod pamięci”.
Uczestniczący w niej naukowcy, badacze i prawnicy z Polski, Niemiec i USA uznali użycie słów „polskie obozy śmierci” za złe z punktu widzenia historii i moralności. Wszyscy zgodzili się, że na użycie słów „polski obóz” nie możemy pozwalać i musimy na nie reagować. Państwo polskie a głównie MSZ musi tego rodzaju społeczne działania wspierać. Walczymy z tym określeniem od 2004 roku, tylko w ub. roku było aż 100 takich interwencji: najczęściej w USA, Wielkiej Brytanii, Bułgarii, Francji i Niemczech. Mobilizują się też internauci, którzy mogą wymusić użycie słów zgodnych z historyczną prawdą. W niektórych przypadkach użycie słów „polskie obozy zagłady” może skutkować podjęciem kroków prawnych, ale skuteczniejsze są roszczenia wysuwane przez osoby prywatne.
Pierwszą taką sprawę w Polsce prowadzi radca Lech Obara, który w imieniu potomka więźnia niemieckiego nazistowskiego obozu Stutthof wytoczył ją w tym roku przed sądem okręgowym w Warszawie niemieckiemu dziennikowi „Die Welt” za tekst z 2008 roku, w którym Majdanek został nazwany „polskim obozem”. Najbliższe posiedzenie odbędzie się 17 października. Potem „Die Welt” posłużył się jeszcze dwukrotnie takim określeniem, m.in w odniesieniu do Sobiboru. Dlatego ważne, by do czasu zakończenia procesu zakazać gazecie stosowania tego terminu, co zdaniem prawnika polski sąd może uczynić.
Podobnych spraw będzie więcej. Kancelaria Lecha Obary wytoczy dwie w Polsce, w tym jedną w imieniu więźnia Auschwitz przeciwko niemieckiej telewizji publicznej ZDF, tej, która wyemitowała skrytykowany przez szefa MSZ Radosława Sikorskiego film „Nasze matki, nasi ojcowie”. Chodzi jednak o inny film, który pojawił się w ZDF i niemiecko-francuskiej telewizji publicznej Arte, na fali zainteresowania tamtym. Dotyczył Armii Czerwonej, która wyzwalała, jak padło z ekranu, „polski obóz”.
Polskie MSZ za przykład wadliwych kodów uznaje też całe długie teksty, reportaże ukazujące się w niemieckich mediach dotyczące wizyt w Auschwitz. Są w nich neutralnie brzmiące określenia, że to miejsce pamięci, a nic nie wspomina się, że to był niemiecki hitlerowski obóz koncentracyjny. Pozbawione informacji historycznej opisy przeżyć osobistych czy widok komór gazowych to fałszywy przekaz. Szczególnie wobec młodego pokolenia, które nie musi znać historii.
MSZ chce w odniesieniu do kłamstw historycznych używać nowego określenia: „wadliwe kody pamięci”. Liczy, że zadomowi się ono w debacie publicznej w Polsce i za granicą, zwłaszcza w Niemczech i krajach anglojęzycznych.
Zdjęcie z nagłówka: Brama wejściowa do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Źródło: Wikimedia Commons
Małgorzata Korwin-Mikke