Czy wiesz, że w Wojsku Polskim II RP była formacja – żywe torpedy?

W czasie gdy wojna zbliżała się nieuchronnie, znane były akcje zbiórki na Fundusz Obrony Narodowej, mające na celu dozbroić wojsko. Mniej znana była akcja Funduszu Obrony Morskiej, dzięki której zakupiono słynny okręt podwodny „Orzeł”.
Resort obrony przeprowadził jeszcze jedną niespotykaną nigdzie indziej w Europie akcję, czyli werbunek do formacji tak zwanych „żywych torped”, czyli ludzi gotowych oddać swoje życie za Ojczyznę.
Popularność akcji dały informacje z dalekiego wschodu, gdzie ponoć Japończycy wykorzystywali „żywe torpedy” w wojnie z Chinami.
Pierwszym ochotnikiem chcącym zginąć za swój kraj był Mieczysław Przystupa ze wsi Siwki pod Warszawą, zgłosił się w 1939 roku.

Chętnych na początku wielu nie było jednak niebawem miało się to zmienić. W krakowskim „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” opublikowano apel trzech młodych warszawiaków Edwarda i Leona Lutostasińskich oraz Władysława Bożyczki. Publikacja miała miejsce 6 maja 1939 roku po słynnym przemówieniu w Sejmie Józefa Becka, w którym Polska odrzuciła żądania Niemiec, a sam minister powiedział wtedy, że „Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da!” To zaowocowało lawiną zgłoszeń. Od maja do sierpnia 1939 roku do resortów siłowych napłynęło około 4700 zgłoszeń.
Chętni byli w różnym wieku, najmłodszy miał 16 najstarszy 70 lat. Pisali inteligenci, osoby fizyczne, bezrobotni oraz inwalidzi. Jeden z ochotników, rolnik tak oto motywował swoje podanie – „Ponieważ dochody moje są bardzo szczupłe – a rodzina liczna, tak że nie mogłem zakupić w całości 1 bonu Pożyczki Lotniczej – więc oddaje Ojczyźnie to, co mam najdroższego – swe życie”

Kierownictwo Marynarki Wojennej odpowiadało na każde zgłoszenie stereotypowo, że nie przeprowadza się zaciągu do żywych torped, lecz rejestruje się ochotników, którzy chcą bezinteresownie oddać swoje życie za Ojczyznę.
Do tej pory nie wiadomo czy Marynarka była w posiadaniu kierowanych torped. Żyjący po wojnie ochotnicy w wywiadach opowiadali, że zostali specjalnie wezwani w tej sprawie na przeszkolenie do Gdyni. Tam ponoć w tajemnicy pokazywano im broń. Jednak te relacje się tak różnią, że trudno uznać je za prawdziwe.
Media w tej kwestii prześcigały się w domysłach jak ta broń miała wyglądać i działać. Wskazywano na podobieństwo rozwiązań włoskich i brytyjskich, gdzie mały kuter po odpaleniu torpedy wracał do bazy. Tylko niektóre wizje tej broni zakładały śmierć ochotnika. Większość zakładała, iż po wykonaniu misji była szansa na powrót do bazy..

Czy Polska zatem posiadała żywe torpedy?
Przy dzisiejszym, niewystarczającym stanie badań można stwierdzić, że takiej broni nie posiadała. Wiele wskazuje na to, iż akcja była inspirowana jako atut w walce psychologicznej przeciw Niemcom.
Wiemy jednak na pewno, że znaczna część rekrutów została przeszkolona i wykorzystana do zadań specjalnych i podczas konspiracji.

AW

Bibliografia:

Tadeusz Kondracki: Ochotnicze „żywe torpedy”, w. Sekrety historii Polski

One Comment

  1. Czytałam kiedyś w starej rozwalającej się książce z wspomnieniami wojennymi o dziewczynie i innych młodych ludziach którzy podczas wojny zgłaszali się jako ochotnicy do bycia żywymi torpedami. Nie wiem co nimi kierowało a tytułu książki niestety nie pamiętam ale wiem że to było bardzo ciekawie opisane

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*