Karl Schloegel, Zapach imperiów. Chanel no. 5 i Czerwona Moskwa
Każdy dzień ma swój aromat – powiedział ongiś Melchior Wańkowicz. Istotnie, żyjemy w świecie zapachów, im bardziej specyficznych, tym bardziej zapamiętywalnych. Kojarzymy je z konkretnymi miejscami, chwilami, czy okolicznościami. Ledwie poczuliśmy zapach świec palonych na cmentarzach, lada moment poczujemy zapach świąt… Aromaty potrafią działać jak afrodyzjaki, pozwalają nam postrzegać kogoś atrakcyjnym i pociągającym, a niektóre z nich kojarzą się z luksusem i wysokim statusem społecznym. O dwóch fascynujących światach pięknych zapachowych kompozycji opowiada w swojej książce Zapach imperiów. Chanel no.5 i Czerwona Moskwa Karl Schloegel.
Nuta głowy
Nie posiadałem się wręcz z radości, kiedy się dowiedziałem, że przypadnie mi przyjemność recenzji jednej z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie książek tego roku. Nie będę oszukiwał, historia i zagadnienia dotyczące rzeczy trudno uchwytnych, takich, jak właśnie zapachy, interesują mnie zarówno jako historyka, jak i geografa.
Krajobraz olfaktoryczny, czyli krajobraz zapachowych doznań, bądź, jak to funkcjonuje w zachodniej literaturze smellscape to niesamowicie ważna składowa naszej percepcji miejsca i orientacji w przestrzeni. Jako inteligentne stworzenia wykorzystujemy zapach jako sygnał ostrzegawczy – niektóre kojarzą się z niebezpieczeństwem, inne ostrzegają przed zepsutą żywnością i truciznami. Jeszcze inne od tysięcy lat wytwarzamy intencjonalnie, po to, aby wywołać dobre wrażenie i pozytywne skojarzenia.
Były dwa wydarzenia w moim życiu, które zafascynowały mnie zapachami, i uświadomiły, jak istotna jest to część życia. Pierwszą była wizyta w paryskim Musée du Parfum ufundowanym przez markę Fragonard. Świat maceratów, alembików i utrwalaczy okazał się niezwykle frapujący nie tylko od strony samego produktu, ale także rzemiosła i technologii jego wytwarzania.
Drugim ważnym punktem było poznanie historii opowiedzianej w Pachnidle Süskinda. Losy człowieka pozbawionego własnego zapachu w świecie, w którym smród rybnego targu przeplata się z najpiękniejszymi kwiatowymi kompozycjami działa na wyobraźnię niezwykle stymulująco. Jak się okazuje, lektura książki Schloegela zapowiada się na trzeci przełom.
Nuta serca
Nie mogę zacząć tej części inaczej, jak tylko mówiąc, że mamy do czynienia z pozycją perfekcyjnie skrojoną. Treść opiewa na mniej więcej 250 stron, i jest to objętość idealna. Bardzo lubię książki, w których czuje się, że autor chce nam naprawdę coś opowiedzieć i czymś nas zainteresować, a nie tylko rozwlec się po to, żeby odhaczyć punkty obowiązkowe i uniknąć zaczepek recenzentów.
Narracja Schloegela zdradza wielkie emocjonalne zaangażowanie autora w to, żebyśmy otrzymali rzecz wciągającą, co zresztą udaje mu się na całej linii.
Protagonistkami historii są dwie kobiety – Gabrielle Coco Chanel i Polina Żemczużyna-Mołotowa, cesarzowe zapachów we Francji i ZSRR. Obydwie tworzyły przemysł kosmetyczny w swoich krajach, pierwsza biznesowego molocha, druga państwowe zakłady. Obydwie z nieco innych kręgów kulturowych i zapachowych światów, niby tak od siebie różne, ale których losy mają wiele punktów stycznych.
Zarówno jedna, jak i druga obracały się w najściślejszych, elitarnych kręgach wielkiego biznesu i władzy. Pierwsza lawirowała pomiędzy wpływowymi mężczyznami – potrafiła być zarówno protegowaną i ulubienicą Winstona Churchilla, jak i jadać wykwintne kolacje z vichystowskimi i nazistowskimi oficjelami.
Druga obracała się zaś w towarzystwie na kapiących bogactwem salonach stalinowskiego Kremla, jako żona Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych. Pierwsza uniknęła kary za jawną kolaborację, drugą doświadczyły stalinowskie represje. Pierwsza zdradzająca antysemickie nastawienie, druga – Żydówka rozmawiająca z Goldą Meir w płynnym jidysz.
Nad wszystkimi tymi pogmatwanymi losami zaś unosi się w gruncie rzeczy ta sama nuta zapachowa, stworzony w 1913 roku w Rosji Ulubiony Bukiet Carycy – kompozycja na trzechsetlecie rządów Romanowów w Rosji, stworzona przez dwóch francuskich perfumiarzy, Ernesta Beaux i Auguste Michela.
Wkrótce w wyniku zawieruchy rewolucyjnej pierwszy z nich znajdzie się we Francji, drugi zaś pozostanie w Rosji. Beaux zaprezentuje Coco Chanel dziesięć próbek opartych o zabraną z Rosji recepturę, z których piąta, najbardziej przypadająca Gabrielle do gustu, stanie się światową klasyką i synonimem luksusu, a także, wedle słynnej wypowiedzi, jedynym nocnym odzieniem Marylin Monroe.
Druga, zaklęta we flakon z zakrętką stylizowaną na cebulaste kopuły kremlowskich cerkwi będzie się kojarzyć z odrobiną luksusu w szarej i ponurej rzeczywistości Bloku Wschodniego.
Schloegel we wspaniały sposób opowiada burzliwe losy obydwu marek. Zapach imperiów to nie tylko opowieść o perfumach. To rzecz o modzie i mowie strojów, o tym, co jest częścią naszej tożsamości i indywidualności, o gustach, przedmiotach pożądania, o elegancji. O designie i tym, dlaczego opakowanie nagle stało się równie ważne, co jego zawartość.
To historia o ludzkiej potrzebie piękna, która jest ponad podziałami politycznymi. O tym, dlaczego antykomuniście De Gaulle’owi nie przeszkadzał fakt, że jego ulubiona woda toaletowa Czerwony Mak pochodzi ze… Związku Radzieckiego.
Nuta bazowa
Chciałbym nie chcieć przesadzić z peanami na cześć tej książki, ale inaczej nie potrafię. Dla mnie jest to najlepsza rzecz, jaką czytałem w tym roku, a muszę nadmienić, że uzbierał mi się w 2024 roku dość pokaźny stosik, nie mówiąc już o tym, który nadal czeka na przeczytanie.
Lektura niesamowicie wyważona, w spokojny sposób płynąca pochłaniającą narracją. Balsam dla ludzi przebodźcowanych współczesnym światem. Nieprzeładowana niepotrzebnymi dygresjami, poprowadzona z elegancją właściwą perfumom, o których opowiada. Ideał.
Wydawnictwo Słowo/Obraz terytoria
Ocena recenzenta: 6/6
Zachariasz Mosakowski
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Słowo/Obraz terytoria.