żywe torpedy Neger

 „Żywe torpedy” Neger: tajna broń niemieckich sił specjalnych

Podczas II wojny światowej Niemcy wprowadzili do użytku „żywe torpedy” Neger – eksperymentalne jednostki służące do podjazdowych walk na morzu. Jakie wyzwania stawiało ich użycie? Czy mogły zmienić bieg działań wojennych pod Anzio? Prześledź historię tej nietypowej broni i dramatyczne misje jej pilotów.

„Żywe torpedy” i miniaturowe łodzie podwodne

Pierwszy z kilku typów niemieckich specjalnych jednostek pływających użytych przez oddziały „K”, czyli „żywa torpeda” Neger, przemieszczał się w wodzie tuż pod powierzchnią, ponad którą wystawały tylko barki i głowa „kapitana”. Wady takiej torpedy były oczywiste: przy nieco większej fali zalewała ją woda. Do otwartej kabiny Negera woda nie wdzierała się wyłącznie przy zupełnie bezwietrznej pogodzie. Pierwsze próby wykazały, że przy niezupełnie gładkiej powierzchni morza niebezpieczeństwo zalania kabiny jest bardzo duże. Niedostatkowi temu częściowo zaradzono, przesłaniając otwartą kabinę pleksiglasową kopułą, lecz to spowodowało inny problem – „kapitanowi” (pilotowi) „żywej torpedy” brakowało świeżego powietrza. Wszelkie zwiększenie masy torpedy, na przykład związane z zainstalowaniem w niej zbiorników z tlenem, nie tylko pogarszało sterowność torpedy, ale także redukowało jej zasięg. Nowe rozwiązanie polegało na zaopatrzeniu pilota w zasobniki z potasem, podobne do tych, które oczyszczały zepsute powietrze we wnętrzu okrętów podwodnych. Do obowiązków pilota należało otwieranie zasobników, a tym samym uchronienie się przed uduszeniem.

Bardzo prosty zestaw przyrządów nakierowujących dwie torpedy na cel okazał się całkiem skuteczny, ale problemów nastręczało podwieszanie drugiej torpedy pod górną. Podczas pierwszych prób z „żywą torpedą”, odpalaną za pomocą impulsu elektrycznego przez pilota, zacięły się zaczepy, co spowodowało, że torpeda-nosiciel wraz z pilotem popędziły po wodzie z prędkością 30 węzłów. Zastosowane rozwiązanie okazało się zatem niepraktyczne, a dla zapewnienia Negerowi lepszej stateczności i zapobieżenia opadaniu dziobu torpedy konieczne było znaczne zredukowanie prędkości. Moc napędu elektrycznego zmniejszano, aż wreszcie nadawał on „żywej torpedzie” szybkość zaledwie trzech węzłów; przy takiej prędkości okazała się ona wreszcie stabilna i sterowna. Jednak napęd elektryczny Negera poważnie ograniczał jego zasięg operacyjny. Baza, z której wchodził on do akcji, nie mogła się znajdować w odległości większej niż 15 mil morskich od celu ataku, gdyż przy większych odległościach brakowało czasu na odnalezienie celu i powrót do bazy. Przy prędkości trzech węzłów przebycie piętnastomilowego dystansu wymagało od pilota torpedy spędzenia 11 godzin na morzu, a przez cały ten czas musiał się on borykać z problemami z zapasem tlenu, nawigacją i trymowaniem. Ponadto tak niewielka szybkość pozwalała na atakowanie wyłącznie zakotwiczonych okrętów nieprzyjaciela na przybrzeżnych wodach, na których powierzchnia morza jest względnie gładka. Ataki takie należało przeprowadzać nocą, a piloci torped musieli brać pod uwagę odpływy i przypływy.

Do tego dochodziła kwestia opuszczania na wodę połączonych ze sobą torped. Musiano to robić w miejscach ukrytych przed obserwacją prowadzoną przez wroga, bez wykorzystania dźwigów i innego rodzaju podnośników. Przyjętym rozwiązaniem było skonstruowanie pewnej liczby czegoś w rodzaju wózków służących do transportu „żywych torped”. Aparaty te spychano na plażach do wody, która unosiła Negera z takiej kołowej platformy.

Program budowy Negera wymagał ciągłego improwizowania, a Niemcy liczyli także na łut szczęścia: mogli wykorzystać wiele gotowych torped, a pleksiglasowe osłony kabin były w istocie owiewkami produkowanymi dla bombowców. Zaimponować mogło tempo przygotowań: od chwili dyskusji admirała Dönitza z Heyem oraz z konstruktorem Negera do dnia debiutu bojowego tej broni pod Anzio we Włoszech upłynęło zaledwie pięć tygodni. Pierwsze jednostki „K” niemieckiej marynarki wojennej podjęły działania w nocy z 20 na 21 kwietnia 1944 roku, atakując alianckie okręty i transportowce na wodach opodal przyczółka pod Anzio.

Jestem przekonany, że życie oficerów i marynarzy uczestniczących w pierwszych misjach z użyciem Negerów świadomie poświęcono, aby sprawdzić, czy operacje podjęte przez jednostki „K” to skuteczna metoda prowadzenia podjazdowych walk na morzu. Na miejsce akcji wybrano akweny w pobliżu Anzio, ponieważ wybrzeże włoskie było w tym czasie jedyną areną zmagań z zachodnimi aliantami. Przebieg owych pierwszych operacji mógł podsunąć rozwiązania wielu problemów, z jakimi borykały się jednostki „K”. Ich taktykę i uzbrojenie można było ulepszyć do czasu oczekiwanej alianckiej inwazji w zachodniej części Europy, której Niemcy spodziewali się prawie na pewno w lecie 1944 roku, czyli już za jakieś dwa miesiące. Tak więc w kwietniu pierwsze jednostki z załogowymi torpedami Neger przerzucono do Włoch, by tam wzięły udział w atakach na aliancką żeglugę pod Anzio.

W owym czasie, czyli wczesną wiosną 1944 roku, działania zbrojne prowadzone przez sprzymierzonych na Półwyspie Apenińskim koncentrowały się głównie w dwóch regionach nad Morzem Tyrreńskim. Twierdza Monte Cassino powstrzymywała natarcie amerykańskiej 5. Armii; z myślą o obejściu okolicznych gór alianci wysadzili desant pod Anzio i utworzyli przyczółek. Alianckie konwoje zaopatrujące znajdujące się tam wojska wypływały z Neapolu, omijały odcinek wybrzeża, który był nadal w niemieckich rękach i wpływały do portów w Anzio lub Nettuno. I właśnie w celu zniszczenia tamtejszych brytyjskich oraz amerykańskich okrętów i statków 261. Flotylla „K” i jej „żywe torpedy” Neger weszły po raz pierwszy do walki w składzie Kriegsmarine. Rozkazy wydane przez naczelne dowództwo południowo-zachodniego teatru działań wojennych przewidywały użycie całej tej flotylli, złożonej z około 40 „żywych torped”. Operacja miała się rozpocząć najpóźniej 15 kwietnia.

Przypomnijmy, że promień działań operacyjnych Negera wynosił zaledwie 35 mil morskich, a torpedy tego typu należało wyprowadzić na wodę głęboką na tyle, by możliwe było podjęcie samodzielnego rejsu. Miejsce najbliższe przyczółka pod Anzio, gdzie było wystarczająco głęboko w odległości do 30 metrów od brzegu, znajdowało się w pobliżu Practica di Mare, około 25 kilometrów od obszaru, w którym Niemcy mieli przeprowadzić atak. Wobec tego piloci Negerów wypłynęli w morze ze świadomością, iż akumulatorom w torpedach nie wystarczy mocy na rejs powrotny. Dla utrzymania całej akcji w sekrecie piloci każdego z Negerów mieli po przeprowadzonym ataku wyprowadzić swoje torpedy na głębokie wody i tam odpalić ładunki wybuchowe, które zatopiłyby Negery. Oni sami mogli się zdać wyłącznie na szczęście, próbując dopłynąć do brzegu, na odcinku nadal bronionym przez wojska niemieckie.

Przebieg tej pierwszej akcji był pechowy, niemal od samego jej początku do końca. Wózkowe platformy służące do transportowania Negerów zaopatrzono w specjalne samolotowe ogumienie, by ułatwić im przejazd po nierównym podłożu. Jednak w czasie jazdy po marnych, prowincjonalnych włoskich drogach z opon w pierwszych wózkach pozostały strzępy. Aby zapobiec dalszemu niszczeniu tego sprzętu, Niemcy zatrudnili włoskich cywilów do usuwania ostrych kamieni z odcinków dróg między budynkami, w których składowano torpedy, a plażami, z których miały wyjść w morze. W sumie należało oczyścić ponad trzykilometrowy przejazd, a wykorzystanie do tej pracy cywilów oznaczało złamanie podstawowych zasad zachowania tajemnicy wojskowej, mimo że Włosi nie mieli okazji ujrzeć samych Negerów.

Operację trzeba było przełożyć na noc 20 kwietnia. Niebo było wtedy bezchmurne, z korzyścią dla pilotów „żywych torped”, którzy musieli prowadzić nawigację na podstawie położenia gwiazd. Aby nieco ułatwić im zadanie, o północy rozpalono na brzegu, na niemieckiej linii frontu, ognisko, a lekkie niemieckie działka przeciwlotnicze wystrzeliwały co 20 minut smugowe pociski w kierunku Anzio. Zgodnie z treścią raportów, w rejonie będącym celem ataku pojawiło się nieco wcześniej wiele statków dużego konwoju. Dobra pogoda i wiele dogodnych celów wydawały się sprzyjać Niemcom.

20 kwietnia o 21.00 piloci torped zameldowali o swojej gotowości do akcji, której rozpoczęcie zaplanowano na godzinę 22.00. Trudności ze zwodowaniem Negerów świadczyły o tym, jak mało czasu poświęcono na przygotowania i jakim brakiem wyobraźni wykazali się starsi rangą oficerowie niemieccy. Sądzono, że wyprowadzenie załogowych torped na głębszą wodę będzie wymagało udziału około 500 żołnierzy. Zapoznano ich z zadaniem i nakazano przystąpić do pracy. Przydzielono po 50 na każdego Negera; ci, spoceni, przepychali ciężkie torpedy po głębokim, miałkim piasku na głębszą wodę, na której mogły się swobodnie unosić. Morska woda była lodowato zimna i wielu żołnierzy wybierało łatwe wyjście, pozostawiając Negery w pobliżu brzegu. Zwodowanie zaledwie kilku załogowych torped zajęło ponad godzinę. Uformowano z nich trzy grupy bojowe, które wyruszyły w kierunku Anzio i stojących tam ponoć na kotwicy nieprzyjacielskich statków oraz okrętów. Na piaszczystych wydmach utknęło 14 torped, a jednego Negera udało się odnaleźć dopiero rankiem nazajutrz na płytkich wodach przybrzeżnych; jego pilot nie żył. Wbrew rozkazom żołnierze pchający wózek zepchnęli Negera z transportera na płytkiej wodzie i pozostawili go tam. Pilot z jednostki „K” udusił się w kabinie „żywej torpedy”. Pierwsza z trzech flotylli, dowodzona przez Kocha, miała do przebycia największy dystans. Należało do niej przeprowadzenie ataku w zatoce koło Nettuno. Druga grupa, pod dowództwem Serbickiego, miała zaatakować statki w porcie Anzio, a trzecia, pod komendą Potthasta, otrzymała zadanie odpalenia podwieszonych torped w zatoce koło tego portu. Wszystkie te flotylle podążały aż do drugiej nad ranem na południe, by następnie skręcić na wschód i znaleźć się w strefie wyznaczonej na przeprowadzenie ataku.


Tekst jest fragmentem książki Niemieckie siły specjalne, Lucas James, s. 264-271.

Fot. Starszy marynarz Walter Gerhold – pilot jednoosobowej łodzi torpedowej tzw. „żywej torpedy” Neger po przeprowadzonej akcji, źródło: National Digital Archives

Comments are closed.