Piotr Lipiński, Cyrankiewicz. Wieczny premier
Premier PRL. Żył długo, równie długo zasiadał na drugim krześle w państwie. Zmieniali się wokół niego towarzysze w kluczowych ministerstwach, zmieniali się i „pierwsi” KC, a on trwał. Komunista z ogładą, coś jak Berling (na tle pospolitych watażków a‘la Świerczewski) w I Armii WP. Nawet Stalin go lubił na swój sposób, a pewnie i Chruszczow, bo przecież to nie on wrócił z Moskwy w trumnie, a Bierut.
Jako premier nigdy nie miał wielkich pragnień. Dążył do małej stabilizacji: „biednie ale stabilnie”. Człowiek – kameleon, którego chyba jedyną receptą na wszystko był… konformizm, uległość, dostosowanie się. Taki podobno był, ale tak też (niestety) pisze o nim sam autor. Piszę „niestety”, bo od dziennikarza tej miary, co Piotr Lipiński, oczekiwałem czegoś więcej. Jakiegoś zdecydowania w sądach, może dziennikarskiego „śledztwa”? Tymczasem widzę, że Józef Cyrankiewicz nadal czeka na solidną, napisaną zapewne przed historyka, biografię. „Wieczny premier” Lipińskiego nie daje nam „twardych dowodów”. Autor sam wije się i mili tropy. Pisze jakiś esej, urywa narrację, przeplata jak warkocz różnymi czasookresami…
Z jego książki wyłania się nam Cyrankiewicz – nikt. Człowiek – każdy, jakich w czerwonej Polsce były tysiące. Autor więc niby pisze, a jednak próbuje czytelnik zrazić do dalszej lektury, brnie przez kolejne lata życiorysu Cyrankiewicza, a zarazem jakby mówił: „dalej nie czytaj, nic ciekawego sie już nie wydarzy”.
Z całą sympatią do autora, chciałbym napisać, że to jest frapująca, dobra biografia. Ale jakoś nie mogę. Czy o „człowieku bez właściwości” nie można napisać ciekawie? Czy nie dało się więcej wyczytać ze wspomnień i słów pierwszej damy peerelowskiej sceny teatralnej – Niny Andrycz? Wydaje się, że Piotrowi Lipińskiemu tak spodobała się „niejednoznaczność” swojego bohatera, że sam nam podobnie niewiele mówiącą książkę zaproponował? Książkę właściwie bez tezy, no chyba że uznamy za nią taki portret Cyrankiewicza: „wielki nieobecny, człowiek z tła, karierowicz, genialny polityk bez polityki, półkomunista, półartysta, półinteligent”.
Piotr Lipiński debiutował w połowie lat 90-tych książką – reportażem – poświeconą stalinowskim sędziom i prokuratorom pod tytułem: „Humer i inni”. Kat, który sam zasiadł w wolnej Polsce na ławie oskarżonych – Adam Humer – stał się niejako symboliczną postacią ubeckiego wymiaru sprawiedliwości, a Piotr Lipiński potrafił wówczas świetnie odmalować tę mroczną, stalinowską rzeczywistość. Nawiasem mówić – powrócił do tego tematu w rozszerzonej, przeredagowanej wersji tematu stalinowskiego: „Bicia nie trzeba było ich uczyć. Proces Humera i oficerów śledczych urzędu bezpieczeństwa”. Obawiam się jednak, że najnowsza publikacja dziennikarza – ta mini biografia „nieustającego” premiera – nie powtórzy sukcesu wspomnianych książek.
Ocena recenzenta: 4/6
Maciej Dęboróg-Bylczyński