Kupując bilet na film, którym zdaje się żyć cała Polska – „Miasto 44” – myślałem, że wreszcie obejrzę dobry, polski film na europejskim poziomie. Wchodząc do sali kinowej, myślałem, że Powstania Warszawskiego nie da się tak łatwo zdesakralizować. Przysłuchując się pierwszym dialogom, myślałem, że doczekałem się wreszcie filmu, do którego będę chciał wracać. Ale potem zaczęła się właściwa fabuła i mogę śmiało powiedzieć, że wychodząc z kina, byłem tak zdegustowany i zniesmaczony, że dziwiłem się samemu sobie, że wydałem te kilka złotych na film pana Komasy. Dlaczego plułem sobie w brodę?
Brutalność, krew, seks. Brutalność, krew, seks. Brutalność, krew, seks. Brutalność, krew, seks… Jeżeli ktoś szukał streszczenia filmu, to właśnie je otrzymał. Najnowszy obraz reżysera m.in. „Sali samobójców” składa się tak naprawdę tylko z urywanych głów, rzeki krwi i namiętnej miłości pod gradem pocisków. Fabuła wydaje się być wręcz przejaskrawiona tymi elementami. Można odnieść wrażenie, że deszcz krwi (przedstawiony na jednej ze scen), tryskająca krew i wybuchy rodem z Gwiezdnych Wojen można było spotkać na każdym kroku. Oczywiście nie neguję brutalności i ogromu cierpień poniesionych przez warszawiaków podczas Powstania, ale z pewnością zostały one przedstawione zbyt dosadnie i natrętnie. Komasa stara się stworzyć kino brutalne i pełne przemocy a la Tarantino z tą zasadniczą różnicą, że temu drugiemu to wychodzi. Choć wielu stara się bronić samego autora mówiąc, że ze swoją interpretacją wydarzeń chciał dotrzeć do współczesnej młodzieży, to dalej dziwi mnie fakt przedstawiania walk rodem z Afganistanu (łączne z wyobrażeniem o mundurach) czy Iraku, gdzie granaty mają zasięg 300 jardów. Tylko czemu w takim razie czołg strzelający do jednej z głównych bohaterek 10 stóp od niej, powala ją, ale nie rozrywa na strzępy? Czyżby polski twórca wierzył, że bycie Polakiem dodaje jakiś super pancerz przeciw niemieckim pociskom?
Jeżeli dotychczas ktoś jeszcze nie uśmiechnął się ironicznie, widząc taką apoteozę Polaków, to znaczy, że nie doczekał jeszcze sceny, kiedy po raz pierwszy jako soundtrack pojawia się utwór dubstepowy. Przyznaję, że wtedy cała, dosłownie cała sala, wypełniona głównie młodzieżą licealną, wybuchła śmiechem. Myślę, że są pewne granice. Również granice dobrego smaku. Tych w filmie zabrakło. Takie siłowe unowocześnianie pewnych epizodów nie zdaje egzaminu. Obraz staje się mnie podniosły, nieco trywialny. Nie pomaga też fakt, że przeciętny gimnazjalista z łatwością wyśmieje, formułując jakieś prawa fizyki, trajektorię lotu pocisków (przypomina to lot balonu, z którego ucieka powietrze). Z kolei wprowadzając wiele wątków pobocznych, reżyser nie rozwinął tak naprawdę żadnego z nich (m.in. rywalizacja dwóch dziewcząt o Stefana, historia jego taty, przebieg polskiego zrywu niepodległościowego). Jednym z nielicznych plusów jest włożenie w usta trzecioplanowych aktorów słów o bezsensowności Powstania, co wreszcie pokazuje drugie oblicze wojny i ściąga zakładaną nam od wieków maskę obowiązkowej martyrologii. Jednak tutaj wyłania się kolejny problem – choć mamy również i w tym filmie świetną grę aktorską na pierwszym planie, to statyści i bohaterowie epizodyczni psują cały efekt. To już chyba standard w naszym rodzimym kinie.
Na nic zda się twierdzenie, że film jest „od 16 roku życia”. Obraz ten przesiąka, emanuje brutalnością. Jedno trzeba Komasie jednak przyznać – nawet dla laika takiego jak ja widać na pierwszy rzut oka, że kręcili to profesjonaliści. Jeżeli chodzi o stronę „techniczną” proponowanej nam wersji Powstania, nie można nic zarzucić. Pomijając oczywiście wspomniane wcześniej nierealistyczne wybuchy czy trajektorię lotu pocisków. Kamerzyści czy scenarzyści spisali się na medal – nie ma się tu do czego przyczepić. Na ironię zakrawa jednak fakt, że polski reżyser, chcąc „unowocześnić” swój film, dodawał sceny slow motion, co powtórnie skończyło się śmiechem na sali – widzieliśmy mesjanistyczny motyw Polaka, którego oszczędzają niemieckie kule i dodatkowo znajduje jeszcze czas na miłość – główny bohater grany przez Józefa Pawłowskiego może nawet wybierać pomiędzy dwoma dziewczętami. Przeplatające się wątki wojny i miłości przeraziły nawet samych weteranów, którzy mówią wprost – podczas Powstania nie było czasu na takie uniesienia miłości i egzaltacji. By nie zdradzić zakończenia nie mogę wyjawić końcówki historii miłosnego trójkącika, ale powiem, że to on odegra pod koniec największą rolę i praktycznie reszta zostanie temu podporządkowana.
Jan Komasa chciał stworzyć nowoczesną i realistyczną wizję Powstania. Okazała się realistyczna do bólu – nikt z wybierających się do kina nie na to chyba do końca liczył. Film stał się maksymalnie przejaskrawiony i łączy, jak już wcześniej podkreśliłem, jedynie wątki namiętnej, rozpalonej miłości rzuconej w wir drugiego motywu – strasznie bestialskiej wojny ze „złymi Niemcami”. Myślę, że dzieło polskiego twórcy nic nie odbiera z budowanego uczestnikom Powstania pomnika naszej pamięci, ale jednocześnie nic nie wnosi. Nietaktem byłaby nawet próba porównania go z „Kanałem” Wajdy czy „Kolumbami” Morgensterna. Uczciwą notą będzie 3 punktów w skali 6.
Ocena 3/6
Damian Bączkiewicz
Dałbym więcej niż 3, film warto zobaczyć. Ale – i tu uwaga do wszelkiej maści nauczycieli – nie bierzcie do kina swoich klas, nawet jeśli mają więcej niż owe 16 lat. To film, dla mądrych rodziców, którzy potem będą umieli porozmawiać ze swoim nastoletnim dzieckiem, po wspólnej wyprawie do kina. Być może, że twórcy filmu zbyt chcieli go unowocześnić, te sceny jak z gier komputerowych FPP, co niekoniecznie wyszło na dobre, ale nie potępiałbym tego obrazu w czambuł.
Dlaczego autor tych wypocin tak strasznie nienawidzi Polakow a kocha Niemcow?
Dlaczego Pan tak uważa?
Jeżeli jest Pan autorem, proponuję skupić się na odpowiedziach w wątkach które rzeczowo równają z ziemia Pana pożal się boże recenzje! (np: użytkownika DeKa)
Uczciwa nota? Żart.
Moim zdaniem film bardzo dobrze prowadzi nas przez najważniejsze wydarzenia z PW – od dni przed jego wybuchem przez Wolę, Stare Miasto, Śródmieście i Czerniaków. Nie pokazuje wszystkiego a akcja jest w miarę zwięzła i kompletna. Pokazuje wydarzenia dla powstania typowe, buduje nastrój jaki człowiek wyczuwał w opowieści powstańców. Brutalność nie jest przesadna, nie opiera się na pokazywaniu wszędzie wyrwanych flaków itd. (wystarczy sięgnąć po Szeregowca Ryana, gdzie w scenach walk jest dużo większa niż tutaj – tylko, że tutaj mamy jej nieustanne zagrożenie i to buduje efekt).
Deszcz krwi – a niech autor sobie przeczyta opisy jak przedstawione zdarzenie wyglądało w relacjach świadków. To co jest w filmie jest bardzo delikatnym i subtelnym obrazem tej masakry.
Tekst z ust powstańca o bezsensie powstania? To już bardziej wyraziste są słowa mieszkańców do powstańców, ich zachowanie, kiedy nie chcą komuś pomóc bo jest powstańcem i bohaterka musi schować opaskę. A skąd taki powstaniec w 2-3 dni miał to wiedzieć?? Bezsens powstania w skali globalnej-politycznej uświadamia cały film, ale żeby to dobrze przedstawić, to film musiałby się toczyć na kilku płaszczyznach. Musiałby wyglądać jak stare amerykańskie filmy wojenne np. Bitwa o Midway czy Ardeny.
Ma autor problem z fabułą? A co by chciał rozwałkę przez 2 godziny, tylko walki. Dzięki takiej konwencji filmu możemy prześledzić wszystko – los żołnierzy, los rannych, los cywili, zobaczyć brutalność walk nie przez pryzmat flaków ale sugestywnych scen.
Wyobrażenie mundurów rodem z Afganistanu? Człowieku, czy ty na prawdę tak mało wiesz o PW? Gdzie Ty odnajdujesz coś takiego? Są sceny (1!! scena) gdzie powstańcy są przedstawieni w sposób przesadnie bojowy (przejście przez kanał na tyły kamienicy). Ale tego widz – ja – potrzebuję. Po całym dramacie, przez chwilę mogę zobaczyć tych „legendarnych” przesadnie już przedstawianych powstańców – wojowników w pełnej krasie!
Bohater, którego omijają kule – to autorowi tego pożal się Boże opracowania chyba się przysnęło. Bo te kule go trafiają – właśnie to jest niezwykłe zjawisko w tym filmie, pokazanie grozy i nieuchronności śmierci, kuli.
Na resztę wypocin szkoda mi słów.
Dlaczego takie właśnie wypociny piszą ludzie umysłowo ograniczeni. ODSYŁAM DO SPRAWDZENIA CO ZNACZY FILM FABULARNY I CZYM RÓŻNI SIĘ OD HISTORYCZNEGO. Autor tych wypocin nie wie też ,że aby film nieważne jakiego rodzaju był atrakcyjny dla odbiorców musi posiadać pewne cechy. NIE JEST TO FILM HISTORYCZNY raz jeszcze podkreślę. Dzisiejsze upodobania widzów niestety ukierunkowane są na seks, brutalność, zabijanie. Zresztą chciałbym zobaczyć film o powstaniu Warszawskim bez tysięcy wybuchów i przemocy. Nie da się wyciąć tego co faktycznie miało miejsce. Dlatego na przyszłość radziłbym przed pisaniem artykułu dobrze się do niego przygotowac.
Nawet przy założeniu, że nie mamy do czynienia z filmem historycznym, nie zgadzam się z niską notą. Jeśli autor recenzji widzi jedynie krew-brutalność-seks, przespał chyba te fragmenty, gdzie budowane są emocje bohaterów, pokazany ich świat i wielka przemiana rzeczywistości okupowanej Warszawy w rzeczywistość powstańczą. Jako rekonstruktor historyczny (choć ocieram się o zupełnie inną epokę), muszę przyznać, że film zostawił we mnie trwały ślad. Nie na miarę amerykańskiego Tarantino, wywołanego tu przez recenzenta jako przykład-piedestał, ale skrojony na miarę mojej polskiej wrażliwości wnuczki i prawnuczki tych, którzy walczyli za Warszawę.
seks? 2 sceny to seks? ciekawe…..przejaskrawiony? – odważne, hm…ciekawe, co autor recenzji by powiedział gdyby TAM był……do wielu rzeczy można się przyczepić w tym filmie, może do tego, że Komasa chciał przekazać wszystkie emocje, zachowania……do plusów – ten film nie ocenia, nie stawia po niczyjej stronie plusów czy minusów, opowiada……minus i plus – zapatrzone, podejrzane, zaadoptowane z amerykańskiego kina…..pierwsze skojarzenie to Full Metal Jacket….uważam, że dobrze, iż powstał, i to właśnie taki, przemawiający – scena – deszcz krwi i części ciał mnie zmroziła – tego się nie spodziewałam………romansidło – wcale, seksu – jak na lekarstwo, dla zrzęd…….wart obejrzenia bezapelacyjnie pomimo wad:)
sorry, ale autor jest chory na klasyczny ból zadziska. Czego Pan oczekiwał? Krzyży, śpiewania roty i patriotyzmu do bólu? O ile prywatnie całkowicie utożsamiam się z tymi kwestiami, to przecietnego dzisiejszego widza one nudzą. Jeżeli uda się przekazać komuś chociaż odrobinę patriozyzmu to będzie sukces. Komasa w tym aspekcie się sprawdzić. Nareszcie hisotrycznie ważny film skierowany do szerokiego odbiorcy, który wzbudza emocje i zmusza do myślenia.
Autorowi tych wypocin proponuję poczytać wspomnienia Matiasa Schenka.
Byłem widziałem i popieram. zażenowany byłem po wyjściu z sali. Proponuje czas honoru obejrzeć, rozwiewa wszelkie wątpliwości w porównaniu do tego słabego filmu
Te pozytywne kometarze dotyczące filmu poniżej czy powyżej chyba Komasa pisze lub aktorzy co grali u Niego .Pieniądze na ten film zostały zmarnowane tyle…