Gdynia. Pierwsza w Polsce

Gdynia. Pierwsza w Polsce |Recenzja

Aleksandra Boćkowska, Gdynia. Pierwsza w Polsce

Miasto, które wyrosło z marzeń i ambicji, ale też zmagań i trudnych decyzji. Gdynia – symbol nowoczesnej Polski, a jednocześnie miejsce, w którym historia splata się z codziennością mieszkańców. Reportaż Aleksandry Boćkowskiej Gdynia. Pierwsza w Polsce staje się przewodnikiem po losach ludzi, ulic i budynków, odsłaniając zarówno dumę, jak i bolesne przemiany. Jakie emocje kryją się za gdyńskim patriotyzmem i kto dziś naprawdę czuje się tu u siebie?

Aleksandra Boćkowska, dziennikarka, reporterka i redaktorka. Współpracowała z wieloma pismami jak „Dwutygodnik”, „Wysokie Obcasy Extra”, „Vogue”. Autorka kilku książek. Jak sama podkreśliła na wstępie, chociaż nie jest rodowitą gdynianką, to zafascynowało ją to miasto i jego losy.

Pierwszy kontakt z cząstką gdyńskiej historii miała w 2015 roku, kiedy to poznała emerytowanego marynarza Janusza Modera. Spacerując po Orłowie rozmyślała o historii osiedla Zegarkowo w Gdyni, o którym opowiedział jej wspominany marynarz. W czasie pandemii autorka po raz kolejny wróciła do miasta, a w 2021 roku w czasie pełnego lockdownu spędziła wiosnę w domu swoich przyjaciół we Wrzeszczu. Stamtąd często jeździła do Gdyni. Już od jakiegoś czasu Aleksandra Boćkowska dumała nad tematem kolejnej książki. I tak powstał reportaż o powojennej Gdyni.

Gdyńska Świętojańska

Biorąc do ręki książkę, od razu zwróci naszą uwagę jej okładka. Fotografia przedstawia molo. Dalej znajdziemy mapkę dzielnic Gdyni.

Reportaż składa się ze wstępu i 7 rozdziałów z podrozdziałami. Pierwsza opowieść ma dosyć nietypowy tytuł „Farsz i ser”. Tutaj zaczyna się historia ulicy Świętojańskiej. Jednej z głównych ulic śródmieścia gdyńskiego, gdzie swego czasu znajdowało się najwięcej lokali handlowych. Świętojańska była „sercem” Gdyni.

Autorka z ciekawością rozmawia z mieszkańcami o ich obawach, wspomnieniach z dawnych lat. Niektóre lokale przetrwały do dziś. Niestety jak wszędzie ludzie zmagają się z rachunkami i problemami administracyjnymi. Wiele budynków a właściwie prawie wszystkie są w rękach prywatnych właścicieli, co utrudnia remonty zniszczonych kamienic. Jak pisze dalej autorka, ten „chaos” administracyjny wynikał z historii powstania Gdyni.

Gdy zapadła decyzja o budowie portu wokół zaczęły się tworzyć zabudowania, a w 1926 roku „rolnicza wieś” dostała prawa miejskie, ale bez gruntów (które należały do przedsiębiorców i urzędujących tu rodów). Dzisiaj większość zabudowań przy głównej ulicy należy do prywatnych właścicieli. Rodzi to pewne problemy, ponieważ w przypadku niszczejących budynków miasto tak naprawdę nie może nic z tym zrobić. Przynajmniej do czasu, aż doszłoby do jakiegoś wypadku, wtedy sprawy mogą trafić do sądu.

Ulica świętojańska cały czas była w centrum wszystkich wydarzeń. Jeśli ktoś chciał się czegoś dowiedzieć, to szedł na właśnie tę ulicę. W czasach PRL-u byłą „sceną zatargów między milicją a opozycją”.

Boćkowska kilka razy wspomina też główną inżynierkę miasta Wiesławę Martyńską-Ostrowską, która chciała zmienić śródmieście, stworzyć pasaż ze sklepami i kafejkami. Uratować wyniszczałe kamienice. Na przełomie XX i XXI wieku postanowiono wdrożyć plan modernizacji ulicy Świętojańskiej, co doprowadziło do kolejnych problemów, z którymi musieli się zmierzyć gdynianie.

Po tym wstępie zaczynają się historie różnych osób związanych z miastem. Na początku pierwszego rozdziału przeczytamy o rodzinie Aleksandry Dubaniewicz. Dziadek bohaterki Antoni Gruszczyński był przedwojennym działaczem gdyńskiej PPS, po wojnie został wiceprezydentem tego miasta. Dalej znajdziemy informacje o Cmentarzu Witomińskim i zasłużonych dla Gdyni, których tam pochowano.

Gdyńska duma – gdyński patriotyzm

Na kolejnych stronach autorka wyjaśnia termin „gdyńskiej dumy”. I chociaż niektórzy uważają określenie za przesadzone, to mieszkańcy wykazują silny patriotyzm lokalny. Dla wielu to miasto jest „domem” i „bezpieczną przystanią”. Mimo tego, że niektórzy wyjechali z miasta, po latach do niego wracali. Czytając relacje i opowieści poszczególnych postaci, czuć ogromny sentyment i przywiązanie do tych terenów.

Nawet autorka wielokrotnie podkreśla, że chociaż nie jest z urodzenia gdynianką, to miasto i śródmiejski modernizm bardzo ją oczarował. Zachęcił do poznania głębszej historii miasta, budynków, mieszkańców. Oprócz tego autorka jest spokrewniona z nieżyjącym już Mieczysławem Plucińskim (konstruktorem jachtów), który bardzo zasłużył się dla Gdyni.

Gdynianie podkreślają budowę portu i miasta od podstaw, co ma ogromne znaczenie symboliczne. Miasto powstało od zera, napłynęli mieszkańcy, a polski port miał wtedy tak duże znaczenie dla kraju i jego gospodarczej niezależności. Gdynia miała być niezwykła, nowoczesna i „całkowicie polska”.

Jak to mówił Kornel Makuszyński, Gdynia to miasto zbudowane przez mieszkańców z „miłości i radości”, co oznaczało powód do dumy. To stąd właśnie wzięło się takie poczucie obrony odrębności tego miasta i jego historii (chociaż nie zawsze pozytywnej). Niektóre zmiany, które poczyniono w infrastrukturze, nie podobały się nawet tak dumnym z tego miejsca mieszkańcom.

Zaciekawiły mnie słowa Arkadiusza Brzęczka, zacytowane w reportażu. Mianowicie Brzęczek porównał Gdynię do prawie stuletniej kobiety. Mimo tego, że ma zmarszczki i rozstępy, które są spowodowane wiekiem, to kocha Gdynię „dojrzałą miłością”.

Mieczysław Pluciński i jego zasługi dla gdyńskiego żeglarstwa

Jak już wcześniej wspomniałam, Mieczysław Pluciński był konstruktorem jachtów. Nie był rodowitym gdynianinem, ale bardzo zasłużył się dla miasta i żeglarstwa.

Jako młody człowiek był pomocnikiem referenta policji budowlanej i rysownikiem. Potem w 1925 roku został cywilnym kreślarzem w Wojskowej Centrali Badań Lotniczych. Od 1930 roku kierował pracownią fotograficzną i graficzną Państwowych Zakładów Lotniczych. W wolnych chwilach projektował łódki. W 1949 roku zdał egzamin na dyplomowanego mistrza szkutnika. I właśnie tak zaczęła się historia Plucińskiego z żeglarstwem. Do Gdyni przyjechał wraz z żoną Ireną i synem Januszem.

Początkowo kreślił projekty łódek, potem po wojnie pracował w Stoczni Rybackiej jako starszy konstruktor. W 1951 został kierownikiem pracowni szkutniczej w Młodzieżowym Domu Kultury. Oprócz tego, co sam tworzył, w swojej pracowni wyszkolił wielu młodych żeglarzy. Od 1958 roku prowadził prywatne biuro projektowe „Szkutnik”. Zostawił po sobie sporą korespondencję. Ostatnie lata swojego życia spędził w domu opieki. Zmarł w 1983 roku. W reportażu poznamy jego historię i przeczytamy fragmenty listów.

Infrastruktura miejska a tereny zielone

Z biegiem lat miasto zaczęło się zmieniać pod kątem infrastruktury miejskiej. Wycięto sporo drzew, przerzedzono lasy. Powstały luksusowe apartamentowce, deweloperskie osiedla, kostka, przez co zmniejszyły się naturalne tereny zielone. Zdaniem mieszkańców nastąpiła „rewitalizacja przez likwidację”.

W tej części poznamy przemyślenia Salci Hałas, której książka „Potop. Pieśń o końcu świataz 2020 roku była nominowana do Nagrody Literackiej Nike.

Hałas, czyli właściwie Magdalena Biodrowicz jest polską pisarką, artystką, nauczycielką i ogrodniczką, która uczestniczyła w projekcie „Gdynia reAktywacja” Teatru Gdynia Główna. Obecnie mieszka w Gdyni i działa na rzecz lokalnej społeczności.

Kolejną taką inwestycją była budowa basenu na Polance Redłowskiej, która położona jest na skraju rezerwatu Kępa Redłowska. Teren bardzo malowniczy, otoczony lasem, od zatoki dzieli ją klif i niespełna dwa kilometry od ulicy Świętojańskiej. Owszem Gdynia posiadała wtedy basen w Szkole Morskiej, ale był on zamykany na lato, co oznaczało, że pływacy nie mogli wówczas trenować.

Jako datę otwarcia basenu na Polance Redłowskiej podaje się 22 lipca 1952 roku. Niestety była to na tyle duża inwestycja, że basen wymagał dalszego remontu i dokończenia budowy. Brak funduszy i brak całościowego remontu spowodował zamknięcie przeciekającego obiektu. W kolejnych latach temat wyniszczanego basenu i jego odnowy ciągle wracał.

Następna historia jest związana z emerytką Heleną Łobińską, która od lat walczy o zmianę trasy autobusu na Witominie (jednej z dzielnic Gdyni).

Maria Piradoff-Link

Dalej poznamy historię życia i działalności Marii Piradoff-Link. Urodziła się w Gdyni, tam też studiowała. W 2009 roku z jej inicjatywy powstało Mini Muzeum, czyli miejsce, gdzie gromadzono różne przedmioty z lokali mieszkaniowych. Gdy gdynianie robili remonty i pozbywali się elementów wyposażenia, które pochodziło z czasów międzywojennych, Pani Maria postanowiła ratować te przedmioty.

Różne klamki, wanny, umywalki były częścią epoki modernizmu. Zebrane przedmioty trzeba było gdzieś przetrzymywać. I tak właśnie w 2009 roku powstała myśl stworzenia muzeum, które mieściło się w dawnym schronie. Niezwykle ciekawa historia i wypowiedź twórczyni tego miejsca.

Grudzień 1970

Na kolejnych stronach przeczytamy o tragicznych wydarzeniach z grudnia 1970 roku. Ból, strach i wspomnienia, które do dziś stanowią ważną część historii tego miasta.

17 grudnia 1970 roku doszło do ataku na pracowników, którzy jechali do pracy w Stoczni Gdynia. W tzw. czarny czwartek milicja i żołnierze otworzyli ogień do bezbronnych robotników. Kilka dni wcześniej doszło do strajków przeciwko podwyżkom cen produktów, co spowodowało ogromne napięcie i niezadowolenie komunistycznej władzy. Te przykre wydarzenia zostały przedstawione w reportażu.

Sea Towers – strefa prestiżu

Zmiany, jakie zachodziły w Gdyni na przestrzeni lat, nie zawsze przynosiły zamierzone rezultaty. Tak jest w przypadku kolejnej budowli. Sea Towers, czyli kompleks mieszkalny i biurowo-usługowy zlokalizowany w śródmieściu Gdyni.

Wielka inwestycja powstała w latach 2006-2009 i wywołała mieszane uczucia wśród mieszkańców. Położenie obiektu i wnętrza apartamentów miały stanowić tzw. strefę prestiżu i luksusu.

Dzięki autorce poznamy historię stworzenia tych dwóch wieżowców, pierwotne plany dotyczące obszaru i problemy związane z utrzymaniem wieżowców. W reportażu przeczytamy o tych mniej prestiżowych szczegółach z funkcjonowania obiektu i jego użytkowania przez klientów i mieszkańców.

Ostatnie historie

Ostatni rozdział opisuje bardziej współczesne problemy. Zaczyna się rozmową z Alicją Nowicz, artystką i rodowitą gdynianką. Po 12 latach życia za granicą postanowiła wrócić w rodzinne strony. Znajdziemy tu sporo cytatów i wypowiedzi, dialogów. Zobaczymy obraz Gdyni z tej mniej przyjemnej strony jak bezdomność. Przytoczona została także strefa artystyczna.

Przeczytamy o codziennych problemach, z jakimi zmaga się miasto jak drożyzna czy wybory samorządowe w 2024 roku. Poznamy kandydatów i nastroje mieszkańców. Ich obawy w związku z wyborem, złość na to, co się nie zmienia, to czego brakuje. W podrozdziale „Słońce Skweru” autorka przybliżyła nam przyczyny porażki prezydenta Wojciecha Szczurka, który rządził Gdynią przez 26 lat. Poruszono także temat protestów kobiet z 2016 roku i reakcji urzędu miasta na te wydarzenia.

W rozdziale znajdziemy też rozważania na temat miejskiej polityki kulturalnej. Indywidualni twórcy często narzekali, że nie są zauważani przy organizacji wydarzeń kulturalnych. Przybliżone zostaną także nieudane inwestycje rewitalizacyjne, które wpłynęły w dużej mierze na nastroje mieszkańców w okresie kampanii wyborczej.

Na kolejnych stronach zauważymy obawy mieszkańców o to, że ich miasto stało się miejscem wypoczynkowym i zarobkowym dla warszawiaków. Tutaj znajdziemy ciekawe spojrzenie na relacje gdyńsko-warszawskie i jak miejscowi są nastawieni do przyjezdnych.

Gdynia. Pierwsza w Polsce – zakończenie

Podsumowując książka Gdynia. Pierwsza w Polsce jest swego rodzaju opowieścią, dzięki której czytelnik może razem z autorką „przejść się” ulicami Gdyni. Poznać jej historię, obawy i pragnienia mieszkańców. Poznać piękne jak i te mniej radosne wspomnienia.

W reportażu wielokrotnie przeczytamy o „gdyńskiej dumie” i ulicy Świętojańskiej, do której wciąż wielu ma sentyment. Jest to związane z uczuciami i wspomnieniami, jakie wywołują wśród mieszkańców poczucie przynależności i dumę ze swojego miasta. Niektórzy żartowali, że to Gdyńskie „powietrze” tak działa na mieszkańców, że zawsze znajdą drogę powrotną. Nawet Ci, co wyjechali, wracali w te rejony z tęsknotą i przywiązaniem. Dlaczego więc czasami czują się obco w swoim rodzinnym mieście?

Rodowici gdynianie wielokrotnie mówią o tym, że o historii miasta najwięcej piszą przyjezdni, często osoby, które nie znają się na prawdziwych realiach życia w Gdyni (jej problemów i historii). Zapewne w tym sensie można odczuć tę „gdyńską dumę”. Jak pisał Józef Iżycki, szef miejskich struktur Stronnictwa Demokratycznego, o Gdyni powinni pisać tylko ci, którzy widzieli jak rozwijało się miasto. Według miejscowych, kto będzie wiedział więcej niż osoba mieszkająca w tym mieście.

Reportaż czyta się bardzo szybko i płynnie. Autorka umieściła w książce fragmenty dialogowe, fakty, pisze o osobach uczestniczących w przedstawianych wydarzeniach. Tytuły rozdziałów i podrozdziałów są adekwatne do treści. Książka zawiera również czarno-białe fotografie ze zbiorów Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku, Archiwum Andrzeja i Marii Szypowskich, Muzeum Miasta Gdyni i prywatnych fotografii różnych osób. Oprócz tego mamy przypisy i bibliografię.

W książce znajdziemy wiele nazwisk, ludzi z różnego środowiska, o różnych historiach, jednak łączy je jedno „Gdynia” i sentyment do tego miasta. Mimo wad mieszkańcy kochają to miejsce i dalej pragną je zmieniać na lepsze. Reportaż oceniam bardzo dobrze. Świetnie się go czyta i można przede wszystkim poznać różne aspekty życia w tym regionie.


Wydawnictwo Czarne
Ocena recenzenta: 6/6
Magdalena Opęchowska


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarne. Tekst jest subiektywną oceną autora, redakcja nie identyfikuje się z opiniami w nim zawartymi.

Comments are closed.