Jerzy Zalewski, Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać.
(Nie)udany debiut Żołnierzy Wyklętych?
Od kilkunastu dni w polskich kinach widzowie mają okazję zobaczyć nową produkcję o Żołnierzach Wyklętych. Jest to pierwszy film poświęcony bezpośrednio oddziałom partyzantki antykomunistycznej w powojennej Polsce. Kulisy powstania Historii Roja są tak zawiłe, że można nakręcić o tym oddzielny dokument. Obraz powstawał przez prawie 6 lat, uzyskując patronat aż dwóch prezydentów RP. Czy warto było na niego czekać? Czy pierwsza polska produkcja na temat Żołnierzy Wyklętych jest próbą udaną?
Historia Roja to opowieść o losach Mieczysława Dziemeszkiewicza, dowódcy partyzanckiego oddziału Narodowych Sił Zbrojnych, który kontynuował walkę przeciwko komunistycznej władzy aż do 1951 roku. Jak informują nas napisy przed filmem – ukazane tu losy oddziału „Roja” są tylko przykładem, a film ma być hołdem dla całego ruchu Żołnierzy Wyklętych. Jerzy Zalewski (reżyser i scenarzysta) od samego początku postawił sobie bardzo ambitny cel. Tworząc dzieło którego jeszcze w polskim kinie nie było, chciał trafić z „Wyklętymi” do szerszej publiki w całym kraju. Idee przyświecające tworzeniu tego filmu są więc niewątpliwie słuszne i szlachetne. Niestety znacznie gorzej wygląda to w praktyce.
Problemy zaczynają się praktycznie od początku. Przede wszystkim oglądając film mamy wrażenie, że jest on nieumiejętnie pocięty i źle zmontowany. Niestety, ale z minuty na minutę wcale nie jest lepiej. Układ fabularny jest niekorzystny. Często na ekranie mamy przemieszane sceny, które zupełnie nie pasują do siebie i nie tworzą całości. Niby jest tu podział chronologiczny, ale mam wrażenie, że sam twórca filmu nie do końca wiedział jak jego dzieło ma finalnie wyglądać. Możemy tu znaleźć różne style filmowe, które są niczym źle dopasowane klocki. Nieumiejętnie pomieszane sceny dramatyczne z humorystycznymi? To niestety tu norma. Warto dodać, że pisarz Wacław Holewiński, pierwotny twórca scenariusza; wycofał się z współtworzenia Historii Roja. Sądownie uzyskał zgodę na usunięcie swojego nazwiska, motywują to tym, że scenariusz uległ zbyt dużym modyfikacjom względem jego pracy. Momentami wcale mu się nie dziwiłem.
Mieszanie uczucia mam też co do gry aktorskiej. Z jednej strony można wskazać kilka osób, które znacząco podniosły poziom tej produkcji. W Historii Roja jest kilku bardzo dobry aktorów, a mi zdecydowanie najbardziej w pamięć utknęły mi wyczyny aktorskie Piotra Nowaka czy Mariusza Bonaszewskiego. Niestety znacznie gorzej prezentują się amatorzy, dla których Historia Roja jest debiutem na wielkim ekranie. Są często sztuczni, nienaturalni i zupełnie bez jakiejkolwiek charyzmy. Mieszanie uczucia mam też jeśli chodzi o odtwórcę głównej roli. Krzysztof Zalewski-Brejdygant nie jest wymarzonym aktorem do odegrania Mieczysława Dziemieszkiewicza ps.„Rój”. Brakuję mu doświadczenia i miałem wrażenie, że główna rola jest dla niego zbyt dużym ciężarem. Proszę nie zrozumieć mnie źle – widać, że Krzysztof Zalewski dał z siebie wszystko. Uważam jednak, że w tej roli powinien znaleźć się ktoś ze znacznie większym dorobkiem aktorskim.
Podczas całego seansu odczuwamy, że autorom na każdym kroku brakowało po prostu funduszy. Niedoróbki podczas realizacji filmu są widocznie „gołym okiem”,a niektóre sceny nagrane są wręcz w półamatorski sposób. Problem z dźwiękiem jest tu też na porządku dziennym. Dziwnie, źle dobrane i niewyraźnie nagrane głosy to norma. Również sceny batalistyczne pozostawiają wiele do życzenia. Niewątpliwy plus jest taki, że ich mnogość nadaję filmowi pewnej dynamiki. Trup ściele się gęsto po jednej jak i drugiej stronie konfliktu. Tyle, że sama realizacja potyczek i praca kamery są męczące. Oglądając Historię Roja mamy wrażenie, że to nie kinowa produkcja wyświetlana w całej Polsce, ale poziomem coś przypominającego bardziej serial telewizyjny. Film w warstwie technicznej jest po prostu kulawy. Jednak nie wszystkie elementy w tej kwestii zasługują na krytykę. Na wysokości zadania stanął twórca muzyki – Michał Lorenc. Ścieżka dźwiękowa jest poruszająca i moim zdaniem to jeden z najmocniejszych punktów tej produkcji. Poza tym uśmiech na mojej twarzy przysporzyły napisy końcowe, podczas których dane nam jest usłyszeć piosenkę Nie pytaj o Polskę w świetnym wykonaniu odtwórcy głównej roli. Wspomnieć należy również o dobrych kostiumach i bardzo udanej scenografii.
Na koniec należało by wystawić filmowi ocenę, ale mam z tym ogromny problem. Z jednej strony nie mam wątpliwości, że Żołnierze Wyklęci zasługują na znacznie większy i lepszy obraz kinowy. Historia tego ruchu jest tak zawiła i fascynująca, że przy odpowiednich warunkach można nakręcić dzieło znacznie dojrzalsze, które spodoba się publiczności zarówno w Polsce jak i na świecie. Z drugiej strony trzeba jednak oddać twórcom podziw za doprowadzenie tego projektu do końca. Produkcja została ukończona w dużym procencie tylko dzięki akcjom społecznym i różnym prywatnym darczyńcom. Film pomimo problemów ujrzał po latach światło dzienne, a dzięki znanemu dystrybutorowi (Kino Świat) trafił do kin w całej Polsce. Warto dodać, że utwór z okazji premiery filmu nagrał również bardzo znany polski muzyk – Adam „O.S.T.R.” Ostrowski. To dobry sygnał, że tamte wydarzenia na nowo odżywają w świadomości ludzi, a co za tym idzie, coraz więcej osób chce poznać tamtą historię. Mam nadzieję, że przetrze to szlak do kolejnych produkcji o tej tematyce. Tym razem jednak znacznie bardziej udanych.
Ocena recenzenta : 3/6
Adam Buciński