Kampania wrześniowa w powietrzu

Kampania wrześniowa w powietrzu. Polskie lotnictwo na początku II wojny światowej

Atak hitlerowskich Niemiec na Polskę w 1939 r. nie był zaskoczeniem dla osób choć trochę interesujących się geopolityką, jednakże pierwsze sygnały o możliwości niemieckiej agresji pojawiły się stosunkowo późno. Blitzkrieg zaskoczył Polaków nie tylko na lądzie, ale także w powietrzu. Największa lotnicza potęga świata stanęła do walki przeciw zmotywowanym, ale nieporównywalnie gorzej uzbrojonym polskim żołnierzom. Wynik tego starcia był niestety przesądzony, jednakże polscy piloci podjęli rękawicę rzuconą przez Niemców i nie zamierzali łatwo się poddać.

Lotnictwo polskie przededniu wojny

Polacy do wojny z III Rzeszą szykowali się od dłuższego czasu. Termin agresji niemieckiej przewidywano jednak kilka lat przed wojną nie na rok 1939, a 1944, względnie 1942. W zgodzie z tym poglądem podjęto działania po śmierci Józefa Piłsudskiego, ażeby przygotować dla armii jak najnowocześniejszy sprzęt.

W przypadku lotnictwa nie wywołuje to zdziwienia, gdyż produkcja samolotów na 5 lat przed wojną mijała się z celem. W 1944 roku byłyby one przestarzałe. Gdy okazało się, że wojna wybuchnie szybciej, nie było już czasu na zmianę priorytetów wojennych, ponieważ pierwsze nowoczesne samoloty dopiero wchodziły do produkcji. Myśliwce, które chciano mieć jak najnowocześniejsze, nie przekroczyły zaś nawet progu polskich fabryk.

 Do wojny wojsko polskie przystąpiło więc ze sprzętem pochodzącym w dużej mierze z lat 1935-1937, zaprojektowanym jeszcze wcześniej. W tym czasie samoloty polskie nie były w tyle w porównaniu do niemieckich, jednakże w latach 1937-1938 lotnictwo niemieckie zostało przezbrojone praktycznie w całości, szczególnie w przypadku lotnictwa myśliwskiego i bombowego.

 Wśród polskich samolotów na uwagę zasługują trzy typy:

  • PZL P.11,
  • PZL P.23 „Karaś”,
  • PZL P.37 „Łoś”.

Pierwsze z nich, myśliwce znane jako „Pezetele”, niegdyś można było nazwać pierwszorzędnymi, jednak w 1939 roku odstawały już bardzo od nowoczesnych niemieckich ciężkich myśliwców Messerschmitt Me 110.

Tym bardziej, że oprócz P-11 na stanie lotnictwo polskie posiadało także jeszcze starsze P-7. Pomimo to, jak miało się okazać, pilotujący te samoloty dzielnie stawiali czoła wrogowi, szczególnie zadając ciężkie straty samolotom Heinkel He 45 i He 46. PZL P.23 „Karaś”, samolot rozpoznawczo-bombowy, był samolotem nieudanym, tak samo jak R-XIII.

Pomimo to, „Karasie” z powodzeniem prowadziły rozpoznanie taktyczne dla dowódców armii, a czasami używano ich nawet do lekkiego bombardowania. Świetnym samolotem za to były „Łosie”, niestety nieliczne jeszcze w tym czasie bombowce z prawdziwego zdarzenia. PZL P.37 w wojnie defensywnej były jednak bezużyteczne. We wrześniu posłużyły jako średniodystansowe samoloty rozpoznawcze lub szturmowo-bombowe, nie otrzymując w ogóle zadań, do których były skonstruowane.

PZL P.37 „Łoś”
Fot. Wikipedia Commons

Atutem strony polskiej były załogi i niższy personel naziemny. Piloci walczyli równie ambitnie jak w słynnej bitwie o Anglię. Można przypuszczać, że gdyby posiadali wtedy sprzęt porównywalny z brytyjskim, dziś, myśląc o walce polskiego żołnierza w 1939 roku, wspominalibyśmy ich o wiele częściej.

Wadą nie do zniwelowania była kadra dowódcza. Niestety pośrednią rolę w słabym przygotowaniu naszej armii odegrał jeden z architektów niepodległości i nieformalny przywódca II Rzeczypospolitej – Józef Piłsudski. Marszałek odpowiadał za obsadzanie stanowisk i główne kierunki rozwoju polskiej armii.

O ile nie brak było mu zmysłu politycznego, tak przygotowania wojskowego najzwyczajniej w świecie nie posiadał, stanowiska w wojsku obsadzano zaś głównie według sympatii politycznych (szczególnie legionowych koneksji).

 Od maja 1926 do marca 1939 roku na czele polskiego lotnictwa stał gen. bryg. pilot inż. Ludomił Antoni Rayski. To on w dużej mierze odpowiedzialny był za fatalny stan polskiego lotnictwa, jednakże ze względu na powiązania z Piłsudskim utrzymywał się na stanowisku przez długi czas.

Nie słuchano oficerów próbujących zwrócić uwagę na zacofanie polskiego lotnictwa. Brakowało opracowania skutecznych metod użycia lotnictwa myśliwskiego, a także współdziałania wojsk. Lotnictwo podporządkowano dowódcom armii, co okazało się potężnym błędem.

Oprócz samolotów podlegających pod armię sformowano także brygadę pościgową (złożoną głównie z PZL P.7 i PZL P.11) oraz brygadę bombową (36 „Łosi”, 50 „Karasi” oraz po 9 RWD-8 oraz Fokker F.VII), które podlegały pod Naczelnego Dowódcę Lotnictwa i Obrony Przeciwlotniczej (od marca 1939 roku gen. bryg. Józef Zając). Niestety takie rozczłonkowanie na tle zmasowanej ofensywy niemieckiej nie mogło przynieść korzyści.

Zawiodło także zaopatrzenie. Dostarczane głównie koleją nie mogło dotrzeć na miejsce w związku z bombardowaniami niemieckimi. Sieć dróg była natomiast nierozwinięta, zresztą w związku z niskim stopniem mechanizacji transport samochodowy i tak nie miałby w polskiej armii racji bytu. Jak miało się okazać, brakowało wszystkiego – poczynając od paliwa, kończąc czasami nawet na wyżywieniu…

Stan lotnictwa niemieckiego

Po konferencji w Wersalu Republika Weimarska nie mogła posiadać własnego lotnictwa wojskowego i musiała szukać sposobów na jego rozwój, który nie naruszałby postanowień. Z pomocną dłonią przyszedł Związek Sowiecki, z którym podpisano 16 kwietnia 1922 roku układ w Rapallo.

Na jego mocy rozwinięto współpracę – Niemcy wysyłali do Rosji wyszkolone kadry, Sowieci udostępniali w zamian bazy. Dzięki temu obie strony odnosiły korzyści, gdyż strona niemiecka mogła rozwijać pilotów i samoloty, ZSRS zyskiwał zaś technologię i również wyszkolone kadry.

Pomysłodawcą układu był niemiecki generał Hans von Seeckt, szef Sztabu Generalnego Reichshwery w latach 1920-1926. Kontakty z Sowietami utrzymywało głównie wojsko, wyłączając wręcz z nich rząd państwa. Dzięki tej współpracy naszym wschodnim sąsiadom udało się nie pozostawać w tyle, a w perspektywie lat mieć możliwość wyprzedzenia pod względem technologicznym sąsiadów, tj. Polski, Czechosłowacji, szczególnie zaś Francji. Współpraca z ZSRR była dla rozwoju Luftwaffe sporym plusem, gdyż niemieckie lotnictwo wojskowe jako część sił zbrojnych nie istniało od 1918 do 1933 roku.

Dojście do władzy Adolfa Hitlera zmieniło układ sił na kontynencie europejskim. Niemcy podjęli szeroko zakrojony program rozbudowy armii, szczególnie stawiając na rozwój lotnictwa i broni pancernej.

Wprowadzono do służby samoloty, takie jak bombowce Heinkel He 111, Dornier Do 17 czy bombowce nurkowe Junkers Ju 87, które zyskały w czasie walk wrześniowych ponurą sławę. Ponadto w przeddzień agresji na Polskę Rzesza dysponowała już świetnymi myśliwcami Messerschmitt Me 109 i Me 110, które deklasowały w powietrzu polskie „Pezetelki”.

Samolot Junkers Ju 87, czyli popularny „Sztukas” w natarciu
Fot. Wikimedia Commons

W porównaniu do Wojska Polskiego Wehrmacht posiadał doskonale zorganizowany system dowodzenia. Luftwaffe zostało podzielone na cztery floty (Berlin, Brunszwik, Monachium, Wiedeń), z których każda wykonywała swoje zadania.

Dowództwo floty podlegało bezpośrednio Oberkommando der Luftwaffe (OKL), które z kolei dowodziło lotnictwem Wehrmachtu, podlegając Oberkommando der Wehrmacht (OKW). Było to zupełnie nieporównywalne do anachronicznego podziału funkcjonującego w Polsce. Oprócz tego Rzesza posiadała silnie zhitleryzowany niższy personel, wychowany przez „Jugenvolk” i „Hitlerjugend”. Wiązało się to ze stosunkowo niedawnym początkiem lotnictwa, którego struktury prężnie rozwijały się szczególnie pod władzą NSDAP.

Większość samolotów niemieckich powstawała tuż przed początkiem wojny, w związku z czym przepaść technologiczna była potężna, a różnice prędkości dochodziły aż do 50-100%! Niemieccy lotnicy nie zamierzali także przestrzegać jakichkolwiek konwencji, o czym we wrześniu 1939 roku przekonać miały się Wieluń, Warszawa, a także ludność cywilna…

Kampania wrześniowa w powietrzu

Rzeczpospolita i Rzesza nie były rozdzielone w 1939 roku żadnymi przeszkodami naturalnymi, które mogły hamować lotnictwo, tj. np. pasmem górskim. W zasięgu lotnictwa niemieckiego, biorąc pod uwagę przeciętną wartość, znajdowało się ponad 2/3 terytorium Polski, zaś w odwrotnym kierunku 1/3 terytorium Niemiec. Nie było również większych kompleksów leśnych, które utrudniałyby lotnicze eskapady wroga.

Z polskiego punktu widzenia fatalnie rozmieszczony był w II RP przemysł. W zasięgu niemieckim znajdowało się Zagłębie Górnośląskie, czyli kluczowy okręg przemysłowy w tym czasie. Luftwaffe mogło dolecieć bez problemu w rejony Warszawy i Łodzi, a także w rozwijany przed wojną Centralny Okręg Przemysłowy. Polacy z kolei mogli co najwyżej dotrzeć na Górny Śląsk, a także w rejony Berlina, Wrocławia, Szczecina i Królewca, co było jednak wątpliwe ze względu na charakter prowadzonej wojny.

Polskie problemy z komunikacją były wielkim utrudnieniem. Pomiędzy Modlinem a Sandomierzem, czyli na najważniejszym operacyjnie odcinku środkowej Wisły, znajdowało się zaledwie 5 mostów kolejowych. Kłopotliwy był również poziom rozbudowy baz. Polskie samoloty mogły działać z baz mazowieckich i podlaskich, głównie w kierunku wschodniopruskim.

Większą możliwość manewru dawały bazy wielkopolskie, których zasięgi sięgały nawet Berlina. Bazy łódzko-małopolskie dawały możliwość ataku jedynie na Śląsk i Słowację. Niemieckie lotnictwo posiadało dobrze rozbudowane bazy w Prusach Wschodnich, a także jeszcze lepsze na terenie dolnośląskim.

Różnica w liczebności armii również była spora. Wojsko polskie zorganizowane było w 7 głównych armii, co dawało ok. 1 mln żołnierzy, blisko 880 czołgów i 400 samolotów bojowych. Ze strony niemieckiej w ataku na Polskę wzięło udział ok. 1400 samolotów (niektóre źródła mówią nawet o liczbie 1900 jednostek), blisko 2500 czołgów i pojazdów pancernych.

W przededniu wojny dowództwo polskie przebazowało samoloty na lotniska polowe. Miało się to okazać zbawienne, gdyż Niemcom nie udało się zniszczyć w tym czasie samolotów polskich na lotniskach znanych Luftwaffe, zatem nie zrealizowano głównego celu dla pierwszych dni walk – unicestwienia w jak najkrótszym czasie lotnictwa polskiego.

1 września aż 57% uderzeń skierowane zostało na polskie bazy lotnicze! Atakujący z 3 okręgów (Prusy Wschodnie, Pomorze Zachodnie i Brandenburgia, Śląsk) nie zdołali zrealizować swojego podstawowego celu, jakim było rozbicie lotnictwa polskiego w jak największej liczbie na ziemi. Uszkodzono jednak wiele lotnisk i zaplecze, szczególnie w Warszawie, Krakowie, Dęblinie, Małaszewiczach i Toruniu.

Atak ten w krótkiej perspektywie był nieskuteczny, w dłuższej jednak udało się pozbawić lotnictwo polskie sporej części zaopatrzenia, paliwa i uzupełnień, ponieważ nie przebazowano samolotów rezerwowych. Według wewnętrznych komunikatów OKW Luftwaffe zaatakowało wszystkie bazy lotnicze na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oprócz Krosna, Lwowa i Wilna.

Prócz ataku na lotniska Luftwaffe podjęło szeroko zakrojoną akcję na linie kolejowe, miasta, a także zakłady lotnicze i zbrojeniowe. Zbombardowano Wieluń, niszcząc około 70% zabudowy miasta i zabijając ponad 100 osób. Straty Wielunia były można więc porównywać ze zniszczoną w 1937 roku hiszpańską Guernicą.

Według wielu historyków to właśnie niemiecki atak na Wieluń był początkiem drugiej wojny światowej. Niemcy atakowali również wsie, które trudno posądzać było o szczególnie strategiczne znaczenie. Bardzo silne uderzenie spadło również na linie kolejowe. Atakujący dezorganizowali polski system łączności, stojący i tak na dość niskim poziomie zaawansowania.

Trudno posądzać Wieluń o bycie miastem strategicznym. Liczący ponad 15 tys. mieszkańców, ośrodek powiatowy pozbawiony był większych zakładów. W mieście w 1938 roku zamieszkiwało nieco ponad 5 tys. Żydów, którzy stanowili 1/3 stanu osobowego. Mogło być to jakimś powodem dla niemieckiego nalotu, trudno to jednak dziś rozstrzygnąć. Pozbawiona jakiejkolwiek obrony miejscowość nie mogła przeciwstawić się naporowi Luftwaffe.

Zniszczone centrum Wielunia
Fot. Wikimedia Commons

W czasie wspomnianego wyżej nalotu po raz pierwszy ukazało się bestialstwo niemieckich pilotów, jak już wspomniano, silnie przywiązanych do hitlerowskiej Rzeszy. Bombardowanie Wielunia jest tylko jednym z wielu przykładów ataków na ludność cywilną na początku wojny. Na porządku dziennym były także przypadku ostrzeliwania polskich pilotów wyskakujących z trafionych samolotów.

Por. pilot. Feliks Szyszka z brygady pościgowej po wyskoczeniu z płonącego samolotu został ostrzelany przez pilota Messerschmitta Me 109 i trafiony w nogi 17 razy! Tego samego doświadczył autor pierwszego polskiego zestrzelenia, Aleksander Gabszewicz, którego uratowała interwencja innego polskiego pilota – Władysława Kiedrzyńskiego.

Co ciekawe, wszyscy trzej dołączyli do lotnictwa polskiego na Zachodzie. Pokusić można się o wniosek, że o ile polscy żołnierze górowali nad wrogiem indywidualnym wyszkoleniem i motywacją, to ideologiczna indoktrynacja żołnierzy niemieckich doprowadziła do tego, że ci mogli niwelować te atuty nie tylko lepszym sprzętem, ale również bestialskim podejściem do przeciwnika. Zachowania niemieckich lotników wywołały na początku wojny zdziwienie, a nawet pewien rodzaj psychozy.

Podsumowując pierwsze dwa dni wojny powietrznej, trzeba przyznać, że były one szokujące. Niemieccy lotnicy rozpoczęli wojnę, jakiej Polacy się nie spodziewali. Pozbawione żołnierskiego honoru zachowania stały na porządku dziennym.

Niemcom nie udało się jednak zniszczyć w tym czasie polskiego lotnictwa, które w odpowiednim momencie przebazowano, aby było gotowe do prowadzenia dalszej nierównej walki, która błyskawicznie przenosiła się w głąb kraju. Luftwaffe zaś zorientowana w słabości polskiego lotnictwa postanowiła podjąć działania mające na celu wsparcie własnych wojsk lądowych i dezorganizację wycofujących się armii polskich.


Damian Czarnowski


Bibliografia:

  • Grünberg K, Serczyk J., Czwarty rozbiór Polski. Z dziejów stosunków radziecko-niemieckich w okresie międzywojennym, Warszawa 1990.
  • Kotłowski T., Niemcy 1890-1945. Dzieje państwa i społeczeństwa, Kraków 2008.
  • Olejnik T., Wieluń – polska Guernica, Wieluń-Kielce 2009.
  • Rzepniewski A., Wojna powietrzna w Polsce – 1939 na tle rozwoju lotnictwa Polski i Niemiec, Warszawa 1970.
  • Wieczorkiewicz P., Historia polityczna Polski 1939-1945, Warszawa 2005.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*