Między Nazaretem a Golgotą, okładka

Między Nazaretem a Golgotą |Recenzja

Idzi Panic, Między Nazaretem a Golgotą. Wokół pytania o czas spisania Ewangelii oraz miejsca Maryi w dziele Zbawienia

Czy w świecie coraz bardziej zsekularyzowanym, który zawierzył człowieczy los sztucznej inteligencji jest jeszcze miejsce na rozważania o kimś takim, jak Miriam – matka Jezusa? Książka Między Nazaretem a Golgotą Idziego Panica dowodzi, że tak. I robi to w naprawdę rzeczowy sposób. Nie zdradzając zakończenia i wniosków Autora, mogę powiedzieć, że była to jedna z najciekawszych książek, jakie czytałem o początkach chrześcijaństwa. Co ważne – nie z teologicznego, lecz historycznego punktu widzenia.

Z lektury dowiedziałem się naprawdę wartościowych rzeczy, które – w pewnych aspektach – odmieniły moje patrzenie na sprawę Maryi. Osoba, na którą dotychczas jakoś szczególnie nie zwracałem uwagi, nagle okazała się sprawczynią naprawdę istotnych czynów, które pomogły ukształtować religię chrześcijańską. Można powiedzieć, że stała się „kardynałem Richelieu” nowej religii – tyle, że kobietą, która na zawsze pozostała w cieniu – nie dla siebie, lecz dla innych.

Książka opowiada o różnych sprawach. Głównym tematem jest rola Matki Boskiej – to jak wpłynęła na spisanie pewnych fragmentów ewangelii św. Łukasza i św. Marka. Przy okazji mamy okazję poznać nieco sylwetki tego świętego, a także jego mentora – św. Pawła z Tarsu.

Autor w ciekawy sposób dochodzi do wniosku, że ewangelie zostały spisane bardzo szybko. Według niego – pomiędzy 40 a 44 rokiem naszej ery. Nie będę się rozpisywał, ale mnie przekonał… choć początkowo podchodziłem do tej akurat kwestii nieco sceptycznie.

Maryja, jakiej nie znacie

Co wiemy o Marii, Matce Chrystusa? Ano niewiele. W Nowym Testamencie jest wzmiankowana tylko ośmiokrotnie. Szesnastokrotnie jest wymieniana pośrednio. Wszystko, co jej dotyczy, streszcza się w niewielkich, enigmatycznych fragmentach. Można powiedzieć, że została przyćmiona przez postać swego syna. Jednak gdy wczytamy się głębiej… Maryja staje się bardziej pełnowartościowa.

Miriam, bo tak brzmi jej imię, pochodziła z Nazaretu i była bardzo religijna. Nic więcej nie wiadomo. Z apokryfów wynika, że jej rodzicami byli niejaki Joachim i Anna, wywodzący się z kapłańskiego rodu. Nie znamy również wieku, w jakim znajdowała się Maria, gdy objawił się jej archanioł Gabriel. Jedyna enigmatyczna informacja mówi, że była „dziewicą poślubioną człowiekowi imieniem Józef”. To doprawdy niewiele.

Jednak już kolejny fragment zaświadcza, że dziewczyna miała charakter. Co interesujące, nie przestraszyła się boskiego posłańca, tylko tego, co jej przekazał. Ja widząc jakąś nadprzyrodzoną istotę, i to jeszcze posłaną przez Najwyższego, narobiłbym w gacie. A Maria zachowała nie tylko rezon, ale i zaczęła rozważać, to co przed chwilą usłyszała.

Na wieść, że „pocznie w swym łonie i porodzi syna”, odparła skromnie, że „Przecież nie znam męża”. Dosyć nietypowe wyznanie wobec przybysza. Następnie wyraża zgodę na to, co zaplanował wobec niej Bóg „Niech mi się stanie według słowa twego”. To pokora? A może brak świadomości, czym coś takiego grozi? Ale nie, Maryja na pewno nie była nieświadoma ceny, jaką przyjdzie jej zapłacić.

Chwilę później odnajdujemy Maryję w Ain Karim, małej miejscowości pod Jerozolimą. Zamieszkała tam u Zachariasza, jednego z żydowskich kapłanów, który był mężem jej kuzynki Elżbiety. Została tutaj przyjęta nie tylko z otwartymi rękoma, ale i troską, czcią należną przyszłej matce Mesjasza.

Co ważne, Zachariasz sam został doświadczony przez archanioła Gabriela, który przyobiecał mu, że jego żona, leciwa wiekiem i dotychczas bezdzietna, pocznie syna Jana (Chrzciciela). Można by sądzić, że Maryja skryła się tutaj przed Józefem, swym mężem, obawiając się jego reakcji na wieść, że jest w ciąży. Jak logicznie wytłumaczyć, że Bóg uczynił ją brzemienną?

A co z Józefem? Anuż, kochając Marię, ale nie mogąc pogodzić się z wiadomością o jej ciąży, tym bardziej, że sam jej nie tknął, „postanowił oddalić ją od siebie po kryjomu”. Mógł się rozwieść, jednocześnie pozbawiając jej czci, przy okazji „wyrównując” rachunek. Ale nie, pragnie aby Maria zachowała twarz. Bo przecież wedle żydowskiego prawa stosunki przedmałżeńskie i ciążą są niegodne religijnego Żyda. Tak naprawdę to on poniesie konsekwencje towarzyskie.

Jednak Bóg nie pozwala, aby działa się niesprawiedliwość. Widząc rozterki Józefa, przysyła do niego anioła, który tłumaczy mu, co się stało. Że ma się nie bać i nie odtrącać Miriam, bo nosi w swym łonie Zbawiciela. Dzięki temu Jezus wychował się w pełnej rodzinie.

Następnie spotykamy Józefa i Marię w drodze do Betlejem. Miasteczko znajdowało się blisko 8 km od Jerozolimy. Maria była już wtedy w mocno zaawansowanej ciąży, ale prawo rzymskich panów było okrutne – każdy musi stawić się na spisie ludności. Co było robić? W Betlejem doszło jednak do porodu w stajence lub grocie, bowiem „nie było dla nich miejsca w gospodzie”.

Kiedy? To kwestia sporna. Wielu historyków twierdzi, że mogło do tego dojść pod koniec września czy na początku października w 5 lub 7/8 roku p.n.e. Idzi Panic nie zgadza się z tą opinią, i przytacza inną – 25 grudnia. Jego argumentacja w tej sprawie jest sensowna, ale nie będę się tutaj nad nią rozpisywał. Głównie dlatego, że nie czuję się kompetentny.

Pod stajenką pojawili się nieznani mędrcy. I to też fajny rozdział, który pominę milczeniem. Niemniej Idzi Panic wykazał jaką rolę pełnili oni w boskim objawieniu. Wraz z nimi nadeszła jednak tragedia – król Herod Wielki, zazdrosny o domniemaną władzę Mesjasza, postanowił go zgładzić. Dlatego Józef, Maryja i mały Jezus uciekają do Egiptu, z którego powrócili dopiero po śmierci tegoż króla w 4 roku p.n.e.

Teraz pojawia się pytanie, skąd święty Łukasz czerpał te informacje? Jezusa nie znał osobiście. Apostołowie też zasadniczo nie mogli znać tak wczesnych dziejów rodziny Chrystusa. Łukasz spisywał swą Ewangelię wówczas, gdy Maryja jeszcze żyła i znajdowała się w Antiochii, czyli tam gdzie on.

Tylko ona mogła dostarczyć mu takich informacji, które po głębszej analizie – co zrobił Autor książki – przynoszą wiele ciekawych informacji, nie tylko o samej Matce Jezusa, ale i kwestii spisania innych pism Nowego Testamentu. Przyznam, że wywód Autora jest bardzo rzeczowy i logiczny. Moim zdaniem udało mu się rzucić nowe światło na te ważne kwestie. I, co warte podkreślenia, cała analiza zdecydowanie odmieniła moje myślenie odnośnie początków chrześcijaństwa.

Dalej jest jeszcze ciekawiej, ale żeby się o tym przekonać, musicie sięgnąć po „Między Nazaretem a Golgotą”. Warto.

Mankamenty

Choć książka jest naprawdę świetna, to niestety ma kilka wad. Po pierwsze – w tekście znajduje się mnóstwo literówek. Po drugie – zdarzają się również błędy merytoryczne. Przykład ze strony 32: „Tam jednak, ponownie oskarżony przez arcykapłana Ananiasza przed prokuratorem rzymskim Antoniuszem Feliksem, został usadzony w więzieniu, gdzie przebywał przez dwa lata.

W końcu Paweł zażądał postawienia go przed trybunałem cesarskim, do czego jako obywatel rzymski – miał prawo. W tej sytuacji prokurator Ananiasz wysłał go (wraz z jeszcze kilkoma innymi więźniami) do Rzymu”. Widzicie różnicę? Jaka szkoda, że tak wartościowa książka nie została należycie sprawdzona przez edytora.

Jest jeszcze jeden problem – Autor, z nieznanych mi przyczyn ciągle pisze „my”, „uważamy”, „sądzimy” itd. To dosyć przestarzała forma i nie pamiętam, aby na swoich wykładach Pan Profesor tak mówił.

Między Nazaretem a Golgotą – opinia

Książka, wbrew oczekiwaniom, może stanowić cenne źródło dla każdego czytelnika, który będzie zainteresowany tematyką około biblijną. Początkowo wydawało mi się, że będzie to pozycja przynudnawa, ale okazało się, że jestem w błędzie.

Autor bardzo szybko przechodzi do meritum, i pomimo specyficznej formy wypowiedzi, potrafi czytelnika zainteresować i zaintrygować. Wiele jego analiz powinno zostać rozpatrzonych przez szersze grono badaczy. Jestem przekonany, że książka ta stanie się przedmiotem do poważnych debat merytorycznych. Szkoda, że nie mam możliwości wzięcia w niej udziału.

„Między Nazaretem a Golgotą” podzielona jest na 7 rozdziałów, które sumują się na 216 stronach. Dla mnie najbardziej szokujący był rozdział pod tytułem – Kecharitomene. Zwiastowanie anielskie i co z niego wynika. Nie zdradzę czego się dowiedziałem, ale idąc zgodnie z interpretacją Autora chodzi o rzeczy naprawdę wielkie, które wywracają świat do góry nogami.

Spodobało mi się również ukazanie Maryi jako kobiety z krwi i kości. To nie jest jakaś poważna matrona – cicha, dostojna i niewidoczna. Będąc dzieckiem wydawała mi się nieco naiwna, wyidealizowana czy wręcz głupia. Nie umiałem sobie wytłumaczyć, dlaczego zdecydowała się odegrać taką rolę jaką odegrała.

Z czasem, i to zdecydowanie po lekturze tej książki, moja recepcja jej osoby uległa zdecydowanej poprawie. Maria to kobieta inteligentna, religijna, z dystansem do siebie, choć pozostająca wprawdzie na uboczu. Chcąc nie chcąc można sądzić, że miała ona ogromny wpływ na to, jak świat widział Jezus. Jestem też pewien, że nauczyła tego również jego apostołów…


Wydawnictwo: Avalon
Ocena recenzenta: 5/6
Ryszard Hałas


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Avalon.

Comments are closed.