Zaczynało się od słów, kończyło na ruinach miast i milionach ofiar. Nazistowskie i komunistyczne kłamstwa XX wieku nie tylko zniszczyły wolność, ale też stworzyły mechanizmy manipulacji, które w subtelniejszej formie działają do dziś. Wystarczy spojrzeć na współczesne zaprzeczanie zmianom klimatu, fake newsy czy populistyczne narracje o „wrogach narodu”.
Timothy Snyder w książce O wolności. Przewodnik po świecie, który można ocalić pokazuje, że historia totalitaryzmów to nie zamknięty rozdział, lecz ostrzeżenie. Autor zestawia ideologiczne kłamstwa Hitlera i Stalina z dzisiejszymi mitami politycznymi i gospodarczymi. Przypomina, że każde społeczeństwo, które przestaje wierzyć w fakty, wcześniej czy później traci wolność. O tym przeczytasz w poniższym fragmencie najnowszej książki Snydera.
Mówiąc o naturze, Hitler kłamał. Powierzchnia Ziemi była w jego ujęciu areną, na której rasy musiały toczyć śmiertelną walkę o ziemię i żywność, aby przetrwać. Mordując Żydów, Niemcy nadawały jedynie prawidłowy bieg naturze.
Wizja ta była nie tylko straszliwa, lecz także niezgod na z prawdą. W Mein Kampf Hitler zaprzeczał skuteczności technik rolniczych, takich jak nawadnianie i nawożenie. Aby móc przedstawiać niekończącą się walkę rasową jako rzecz nieuniknioną, musiał dyskredytować rozwiązania naukowe.
Tekst, który czytasz, jest fragmentem książki O wolności. Przewodnik po świecie, który można ocalić, która czeka na Ciebie tutaj:
Podobnie jak technologie związane z energią odnawialną na początku XXI wieku te rolnicze z początku XX wieku były intensywnie rozwijane i miały się okazać skuteczne. Gdyby Niemcy nie rozpętały wojny, wkrótce byłyby w stanie same się wyżywić. W istocie, po wojnie się to udało, a efekt ten osiągnięto dzięki nauce i współpracy, nie zaś przez rasistowski podbój.
Kłamstwo ekologiczne jako kontynuacja ideologii
Nasze kłamstwo na temat natury polega na głoszeniu, że nie ma globalnego ocieplenia lub – jeżeli już przyjmujemy je do wiadomości – brakuje technicznego rozwiązania, które pozwoliłoby mu zaradzić. W przeciwieństwie do Hitlera nie których oligarchów z branży paliw kopalnych, którzy sponsorują to kłamstwo, motywuje żądza zysku. Finansują oni propagandę wmawiającą nam, że węglowodory są bezpieczne, a odnawialne źródła energii – ryzykowne. Niektórzy z nich podzielają hitlerowską wizję życia jako konfliktu: wy obrażają sobie, że w chwili katastrofy posiadane pieniądze pozwolą im uciec lub ich rasa zostanie oszczędzona.
W III Rzeszy fikcja ekologiczna współgrała z polityczną. Jeżeli życie sprowadzało się do wojny rasowej, to państwo należało oddać pod kontrolę rasistowskiej partii, a demokrację zlikwidować. W naszych realiach, choć w mniej drastyczny sposób, ekologiczne kłamstwo też funkcjonuje w połączeniu z polityczną fikcją. W Stanach Zjednoczonych partia, która zaprzecza istnieniu globalnego ocieplenia (lub je ignoruje), ogranicza także prawo do głosowania w wyborach. Niszczenie demokracji niszczy również ekosferę.
Spirala wymierania i rola technologii
Im wolniej będziemy reagować na globalne ocieplenie, tym tragiczniejsze okażą się jego konsekwencje i tym silniejsza będzie pokusa, by obwiniać jego ofiary. Mechanizm ten działa też w drugą stronę – kłamstwo ekologiczne wzmacnia to wyborcze, a w rezultacie polityka w czasach katastrofy skupia się na karaniu słabych, nie zaś na zapobieganiu kataklizmom powodowanym przez silnych. Tak właśnie będzie wyglądać nasza spirala wymierania.
Pomóc nam może rozwój techniczny. Potrzebny jest jednak właściwy rodzaj technologii umożliwiający nam przejście z trzech wymiarów do czterech i pięciu, nie zaś zamykający nas w dwóch czy jednym – płaskim ekranie lub linii partyjnej.
Sztuczna inteligencja okaże się naprawdę inteligentna, gdy w odpowiedzi na nasze niepoważne pytania stwierdzi, że spalamy planetę i powinniśmy przestać to robić. Prawdziwa sztuczna inteligencja przypomniałaby nam, że (według obliczeń samej firmy Google) każdego dnia wprowadzamy do atmosfery około dwóch tysięcy ton dwutlenku węgla, wyszukując informacje w Internecie, a każde zapytanie kierowane do nazywanych obecnie w ten sposób pro gramów zużywa około 10 razy więcej energii od zapytania kierowanego do wyszukiwarki.
Gdy siedzimy przed ekranem, nie mamy przed oczyma ponurego widoku zasilanych prądem z węgla klimatyzowanych farm serwerów – które zaprzęgamy do pracy, kiedy generujemy ruch internetowy – nie dostrzegamy więc, że wnosimy wkład w ogrzewanie planety i niszczenie Ziemi. A jednak tak właśnie jest. Każ de kliknięcie, chociaż wydaje nam się magiczną sztuczką, spala trochę przeszłości i trochę przyszłości.
Rasizm, klimat i utrata demokracji
Sama ilość czasu, jaki spędzamy przed ekranami, od wraca naszą uwagę od drastycznych zmian zachodzących w otaczającym nas świecie fizycznym. Zmiana klimatu (po dobnie jak media społecznościowe) jest nemezis zrodzoną z naszych win: niechęci do poznania świata takim, jakim jest, błędnego interpretowania wolności w kategoriach negatywnych, nierówności majątkowych oraz rasizmu.
W Stanach Zjednoczonych zmianom klimatu zaprzeczają w nie proporcjonalnej większości biali mężczyźni. Tacy ludzie najprawdopodobniej sądzą tak naprawdę, że w pierwszej kolejności ucierpią inni, i to przekonanie może być słuszne. Ludzie biedni i czarni częściej mieszkają w pobliżu fabryk oraz składowisk niebezpiecznych odpadów, co oznacza, że powódź może zabić ich szybciej od reszty.
Interakcje między amerykańskim rasizmem a zmianą klimatu to nie spekulacja na temat przyszłości. To rzeczywistość, w której żyjemy. Weźmy pod uwagę brzemienne w skutki wybory prezydenckie z 2000 roku. Al Gore wygrał je niewielką przewagą – niestety na tyle niewielką, że Sąd Najwyższy zdołał odebrać mu zwycięstwo za sprawą wstrzymania przeliczenia głosów na Florydzie.
Wynik zawisł na włosku między innymi z tego powodu, że już wtedy masowe pozbawianie Amerykanów wolności poskutkowało usunięciem z list wyborców czterech milionów obywteli – na Florydzie, gdzie definicja przestępstwa była bardzo szeroka, prawo głosu stracił więcej niż co piąty czarny mężczyzna.
Gdyby ludziom nie odbierano praw wyborczych, Gore zostałby prezydentem, nie doszłoby do wojny w Iraku i nie pożyczalibyśmy na jej toczenie pieniędzy od Chin, zajęlibyśmy się za to problemem globalnego ocieplenia. W takim świecie wszyscy bylibyśmy bardziej wolni, lecz zaprzepaściliśmy tę szansę, ponieważ pomyliliśmy w latach 70., 80. i 90. XX wieku wyzwolenie z karaniem.
Czas uprawiania sadopopulizmu wkrótce się zakończy. Ze względu na fizyczne skutki globalnego ocieplenia sadopopulistyczna chęć patrzenia, jak inni cierpią przed nami, doprowadzi do masowych zgonów. Czekanie, aż ludzi biedniejszych lub o ciemniejszej skórze zaleje woda, oznacza wprowadzanie do powietrza dwutlenku węgla, który unie możliwi życie naszym własnym rodzinom.
Moje życie przypada na półwiecze porażek. Przez cały ten czas wiedzieliśmy, że zmiana klimatu zagraża przetrwa iu gatunku. Urodziłem się kilka tygodni po tym, jak misja Apollo zaprowadziła człowieka na Księżyc. Gdybyśmy traktowali zmianę klimatu równie poważnie jak eksplorację Księżyca, dawno byśmy rozwiązali ten problem, a produktem ubocznym naszych wysiłków byłoby zapewne przyspieszenie podróży kosmicznych.
Postąpiliśmy jednak inaczej. Wyparliśmy swoje lęki i utrwaliliśmy popełniane błędy. Za mojego życia dwoma rzucający mi się w oczy kierunkami amerykańskiej polityki wewnętrznej były sprzyjanie oligarchom i zamykanie Afroamerykanów w więzieniach. Te dwa elementy wiążą się ze sobą. Stworzy liśmy amerykańskie państwo penitencjarne, przez co osła biliśmy struktury, które niegdyś dawały amerykańskim rodzinom większą szansę na wychowywanie dzieci w wolności.
Wymowna szorstkość
Nazwaliśmy już trzy pierwsze formy wolności: suwerenność, nieprzewidywalność i mobilność. Czwartą jest uzna nie faktów. Aby pojąć otaczający świat, musimy sprawdzić samych siebie oraz prawdziwość naszych przekonań. Dbałość o prawdę nie jest staroświecka ani dziwaczna – jest koniecznością życiową i źródłem wolności. Nauka o globalnym ociepleniu jest przykładem ogólnej prawdy. Możemy nie chcieć jej słuchać, ale jeżeli ją zignorujemy, będzie my mniej wolni.
Bez faktów zagrożona jest każda forma wolności. Nie dowiemy się, jak rozwijają się mózgi, więc nie stworzymy edukacji prowadzącej do suwerenności. Nie dowiemy się, jak działają algorytmy, więc nie zdołamy stawić czoła problemom mediów społecznościowych. Nie dowiemy się, jak niewielu ludzi ma wielkie pieniądze, ani nie dostrzeżemy barier przed mobilnością, które odbierają nam wolność. Bez faktów nie uda nam się zmierzyć zmiany klimatu.
Gdy wykazujemy otwartość na fakty, pomagają nam one być nieprzewidywalnymi, a zatem wolnymi. Fakty nie pokrywają się z naszymi oczekiwaniami ani życzeniami. Nie pasują do naszych uprzedzeń, lecz je burzą. Rzucają wy zwanie temu, co myślą otaczający nas ludzie. Fakty hartu ją nasze umysły i dzięki temu możemy się oprzeć potędze maszyny, która czyni nas przewidywalnymi oraz nas klasyfikuje. Goethe, największy z niemieckich pisarzy, mówił o „wymownej szorstkości”: idąc przez życie, ścieramy się z nieprzyjemnymi prawdami, a kontakt z nimi utrzymuje nas w sprawności i utrudnia kontrolę nad nami.
Nie da się osiągnąć wolności bez instytucji, których nie stworzymy bez wspólnego poczucia rzeczywistości. Różnimy się wyznawanymi przez siebie wartościami, dlatego podstawę rozmowy o tym, jakie struktury zdecydujemy się wspólnie zbudować, muszą zapewnić fakty. Chociaż wyzna jemy różne wartości, to czasami miewamy wspólny interes w działaniu. W sytuacji, w której różnimy się co do faktów, zgoda staje się jednak niemożliwa. Możemy nie zgadzać się co do tego, jak najlepiej uzyskać czystą wodę, jeżeli jednak nie zgadzamy się co do tego, czy ołów jest toksyczny, nie zajdziemy daleko.
Fakty dają suwerenność, gdyż pozwalają ludziom podejmować decyzje samodzielnie, bez polegania na władzach. Są one potrzebne zarówno przy wydawaniu orzeczeń sądowych, jak i oddawaniu głosu w wyborach. Fakty umożliwiają samoobronę przed bogatymi i wpływowymi.
e względu na to, że możemy je znać wszyscy, pozwalają one jednostce na poszukiwanie sojuszników, a wraz z nimi – sprawiedliwości. Jeżeli zgodzimy się, że fakty nie różnią się od opinii, odbierzemy wolnym ludziom możliwość stawiania oporu. W sytuacji, w której fakty się nie liczą, przeważa zawsze to, co James Madison nazwał „zgiełkiem i kombinacjami”, a więc wygrywają nieodmiennie tyrani i oligarchowie. Natomiast gdy są one szanowane, każdy z nas zyskuje przynajmniej prawo do bycia wysłuchanym, a także tarczę chroniącą przed wszechobecnym szumem. Nawet jeżeli poniesiemy porażkę, godnie jest próbować.
W wierszu Tomasa Venclovy Tarcza Achillesa prawda jest barierą chroniącą przed unicestwieniem po kataklizmie:
Miasta w ruinie. Na miejscu natury –
Ta biała tarcza przeciw nieistnieniu.
W mającej zupełnie inną wymowę Tarczy Achillesa W.H. Audena katastrofę sprowadza właśnie brak prawdy:
Że dziewczyny się gwałci, że gdzie dwóch ma nóż, ginie trzeci,
Przyjmował jako aksjomat – on, co nie słyszał o świecie,
Gdzie byłaby spełniona obietnica jakaś
I gdzie, płacz cudzy widząc, ktoś mógłby zapłakać.
Linia partyjna
Wielkim kłamstwem komunistów było to, że partia ma za wsze rację. Było to w pewnym sensie metakłamstwo – kłamstwo na temat wszystkich innych kłamstw. Wymagało ono zdolności przyzwyczajenia się do wszystkiego, w tym zwłaszcza do sprzeczności.
Linia partii komunistycznej zmieniała się bowiem z za wrotną szybkością. W Związku Radzieckim w latach 20. XX wieku posiadający ziemię chłopi byli sprzymierzeńcami partii w dokonywaniu rewolucji, po czym w latach 30. stali się złogami bezużytecznej przeszłości. Bohaterów rewolucji 1917 roku stracono jako jej zdrajców 20 lat później, a po kolejnych 20 latach pośmiertnie zrehabilitowano.
W 1933 roku faszyzm był po prostu kolejną formą kapitalizmu, w 1935 roku okazał się wrogiem wymagającym zawierania sojuszów z siłami niekomunistycznymi, w 1939 roku przedstawia no go jako zaporę przeciwko brytyjskiemu kapitalistycznemu imperializmowi (gdy ZSRR sprzymierzył się z nazistowskimi Niemcami), a w 1941 roku został największym wrogiem (po tym, jak Hitler zdradził Stalina). Po 1945 roku na zachodzie Niemiec mieszkali faszyści, ale na wschodzie dziwnym trafem nie. W latach zimnej wojny określenie „faszysta” służyło po prostu do określenia aktualnego wroga.
W Roku 1984 George’a Orwella tłem wydarzeń jest wojna światowa. Ojczyzna głównego bohatera – Oceania – zmienia nagle strony: z sojuszu ze Wschódazją przeciwko Eurazji przechodzi do sojuszu z Eurazją przeciwko Wschódazji. Założeniem było, że nikt nie zauważy tej wolty. Orwell nawiązywał tutaj do traumatycznych akrobacji dokonywanych za czasów Stalina, kiedy partia budowała zbiorowy konformizm na fundamencie złamanych sumień.
Stalinizm ujawnił, że człowiek może pokładać wiarę w bycie, którego wypowiedzi nie mają ustalonej treści, nie podlegają żadnym regułom dociekania prawdy i często bywają wzajem nie sprzeczne. Ludzie byli w stanie kompletnie zmieniać poglądy i zachowywać się tak, jak gdyby nigdy do tego nie doszło, jak też szykować się do ponownej takiej zmiany w najbliższej przyszłości. Orwell wymyślił na to nazwę: dwójmyślenie.
Stalinizm może się dziś wydawać egzotycznym systemem wierzeń z odległej przeszłości, lecz również w XXI-wiecznej Rosji ludzie potrafią podążać za zmieniającą się linią: wczoraj wojna przeciwko naszym braciom Ukraińcom była nie do pomyślenia, dziś natomiast wojna przeciwko naszym wrogom Ukraińcom jest nieunikniona.
Dysydenci odrzucili wielkie kłamstwo i nadali wartość lokalnym, codziennym prawdom. W bloku komunistycznym byli oni przede wszystkim kronikarzami odnotowującymi konkretne przypadki ludzkiego cierpienia i niesprawiedliwości. Opozycjoniści starali się rejestrować nazwiska osób wysyłanych do zamkniętych szpitali psychiatrycznych lub Gułagu. Następnie sami trafiali w te miejsca.
Ci odważni ludzie rozumieli, że fakty są warunkiem wolności i same się nie odnotują. Fakty potrzebują nas, a my ich.
Doskonałe ofiary
W przypadku nazistów nie chodziło o to, że partia zawsze ma rację, lecz o to, że nigdy nie mają jej Żydzi. Żydzi znaj dowali się u źródła kapitalizmu, komunizmu, chrześcijaństwa, prawa, państwa, nowoczesnej fizyki, rozwiązań technicznych mogących zaradzić niedoborowi – wszystkie go, co przeszkadzało w prowadzeniu walki rasowej. W tej wielkiej fikcji Żydzi szkodzili niemieckiej rasie, ponieważ uwodzili kobiety, deprawowali mężczyzn, porywali dzieci i zarażali umysły.
Jeżeli Niemcy ponieśli w przeszłości porażkę, również stało się to z winy Żydów, których obarczano odpowiedzialnością za klęskę w I wojnie światowej. Legenda głosiła, że dzielni niemieccy żołnierze zwyciężyliby, gdyby nie zada no im „ciosu w plecy”. Ta fikcja zwiększyła prawdopodobieństwo wybuchu kolejnej wojny światowej, utrwalała bo wiem wyciągnięte z poprzedniej błędne wnioski, zgodnie z którymi Berlin mógł wygrać wojnę prowadzoną na dwa fronty, i to z udziałem Amerykanów. Ponadto jako ofiary dowolnej wojny wskazano (niebędących Żydami) Niemców, jako agresorów zaś – Żydów. Z tego wynikało, że je żeli Niemcy kiedykolwiek skrzywdzili Żydów, uczynili to w samo obronie. Kiedy III Rzesza zaczęła przegrywać II wojnę światową, to rozumowanie stało się uzasadnieniem dla Holokaustu.
Sformułowane w ten sposób wielkie kłamstwo może wy dawać się absurdalne, lecz sam Hitler stwierdził, że właśnie jego tytaniczna skala czyni je skutecznym. W Mein Kampf Hitler wyłożył strategię public relations, którą od tego czasu stosują inni: wypowiedz kłamstwo tak ogromne, że twoi zwolennicy nie będą w stanie sobie wyobrazić, byś mógł ich tak oszukać. Ze względu na gigantyczną skalę tego kłamstwa ludzie zbyt mocno się do niego przywiązują, a więc porzucenie go wiąże się z nieuchronnym bólem. Jest to nieprawda zbyt wielka, by upaść.
Wielkie kłamstwo otwiera drogę do straszliwych zbrodni, których popełnienie dodatkowo wzmacnia jego władzę nad umysłami. Czasami zdarza nam się przyjąć do wiadomości, że zostaliśmy oszukani, czasami zdarza nam się też przyjąć do wiadomości, że kogoś zabiliśmy – nie pogodzi my się jednak z faktem, że mordowaliśmy w imię kłamstwa.
Skoro odebraliśmy komuś życie, to znaczy, że uczyniliśmy to w imię czegoś prawdziwego. Odkąd zaczęli zabijać Żydów, Niemcy coraz bardziej potrzebowali nazistowskiego wielkiego kłamstwa o międzynarodowym spisku żydowskim. Gdy zaczęli przegrywać wojnę, kłamstwo to stało się jeszcze bardziej niezbędne. Kiedy na niemieckie miasta spadły alianckie bomby, wielu naprawdę sądziło, że jest to żydowski atak. Rozmach temu konkretnemu kłamstwu odebrała dopiero ostateczna klęska III Rzeszy.
Wielkie kłamstwo to coś więcej niż nieobecność prawdy i obecność oszustwa. Ma ono moc kształtowania sposobu, w jaki działają umysły, a zatem także społeczeństwa. Odwraca uwagę ludzi od Leib innych i otaczających ich małych prawd. Dostarcza sposobu interpretacji wszystkich faktów oraz wartości, pozwalając nam żyć bez wysiłku dokonywania deklaracji i ustępstw. Gdy kłamstwo jest wystarczająco wielkie, potwierdza władzę przywódcy, który staje się arbitrem rzeczywistości. Przenika ono instytucje, zwiększając w ten sposób własną siłę. Tworzy przy tym wrogów – tych, którzy nie chcą przyjąć nowego artykułu spontanicznej wiary, lub tych, którzy czynią to zbyt powoli.
Wielkie kłamstwo może zniszczyć cały kraj. Wiek XX powinien był należeć do Niemiec, lecz Niemcy dali się uwieść pewnej opowieści. Wiek XXI mógłby należeć do Ameryki, lecz Amerykanie…
Tekst jest fragmentem książki Timothy’ego Snydera O wolności. Przewodnik po świecie, który można ocalić, s. 233-242 i powstał we współpracy reklamowej z Wydawnictwem Znak Horyzont. Opracowanie, wstęp i śródtytuły: Agnieszka Cybulska.
Fot. Plakat propagandowy z 1934 roku, autor: Jupp Wiertz
