Walka nie kończy się nigdy. Zapewne właśnie taką dewizą kierował się August Sabbe – partyzant estońskich Leśnych Braci, a więc odpowiednika polskich Żołnierzy Wyklętych. Właśnie w dniu ich święta 1 marca warto wspomnieć historię jednego z najzajadlejszych wrogów sowieckiego okupanta.
Dwie okupacje
Niestety do naszych czasów nie zachowało się wiele informacji o tym wspaniałym człowieku. Według dostępnych danych Sabbe był synem młynarza i młodzieńcze lata spędził na eksploatacji miejscowych lasów i podwyższaniu zdolności pływackich.
W 1941 roku po raz pierwszy uciekł do lasu, aby uniknąć sowieckiej branki.(zdjęcie 2) Brał udział w wyzwalaniu i ustanowieniu Republiki Vastseliina, jeszcze zanim na tereny te wkroczyły wojska niemieckie. Kolejny pobór tym razem dla innego okupanta zmusił go ponownie do zniknięcia w lesie. Wyszedł z niego dopiero w wyniku amnestii, jaka miała miejsce po zakończeniu II wojny światowej.
Powrót do młyna okazał się jednak fatalną w skutki decyzją. Młyn był miejscem spotkań i wymiany informacji, co chcieli wykorzystać Leśni Bracia i aparat bezpieczeństwa. Sabbe został zmuszony do udzielania informacji KGB, jednak nigdy nie złożył żadnego meldunku, co zirytowało radzieckie służby. Te po paru miesiącach postanowiły aresztować Sabbe za brak woli współpracy. Jednak i tym razem dopisało mu szczęście. Zdołał uciec funkcjonariuszom i pod ostrzałem wskoczył do pobliskiego wodospadu. Pomimo żmudnych poszukiwań jego ciała nie odnaleziono.
Pewni śmierci Sabbe aparatczycy odeszli po przetrząśnięciu młyna i jego domu. Tymczasem lata spędzone na pływaniu zaprocentowały i przyszły partyzant wypłynął na powierzchnie w dużej odległości od funkcjonariuszy. Zrozumiał wtedy, że nie ma wyboru i musi podjąć walkę ze straszliwym sowieckim okupantem i dołączył do szeregów Leśnych Braci.
Człowiek lasu
Po wspomnianych wydarzeniach Sabbe dołączył do oddziału partyzanckiego „Orion” i dzielnie walczył w jego szeregach aż do roku 1952. Wtedy to dowodzona przez Jana Rootsa formacja wpadła w sowiecką zasadzkę i została rozbita.(zdjęcie 3) Jednym z niewielu, którym udało się ujść cało z masakry był Sabbe, odtąd samotnie przemierzający estońskie lasy.
Z biegiem lat, coraz więcej ludzi znających i pomagających partyzantowi wyjechało do miast lub zmarło. Zmuszało go to do częstego opuszczania lasu, przez co skupił na sobie ponownie zainteresowanie władz.
genialne zdjęcie-flaga Estonii
Czyli to odnalezienie starego sznaucera naprowadziło komunistów na ślad. Sznaucer zdradził :)))