Pierwszy mecz piłkarski Polski w mistrzostwach świata. Brazylijska karuzela, czyli mundialowy debiut reprezentacji Polski
Całkiem niedawno, bo 5 czerwca 2023 roku, minęło 85 lat od pierwszego meczu piłkarskiej reprezentacji Polski w mistrzostwach świata. Meczu, który na zawsze przeszedł do historii futbolu…
Pierwszy mecz piłkarski Polski w mistrzostwach świata – trudny początek
Na strasburski Stade de la Meinau, oceniany przez wysłannika „Przeglądu Sportowego” jako mniej okazały niż warszawski Stadion Wojska Polskiego, polska drużyna przybyła na piętnaście minut (sic!) przed pierwszym gwizdkiem. Piłkarzy nie opuszczał dobry humor.
Koniec końców niezależnie od wyniku sam debiut na mundialu stanowił już olbrzymi sukces, zwłaszcza jeśli jego świadkami miało być liczne grono mieszkających na co dzień we Francji rodaków, którzy tego późnego, niedzielnego popołudnia postanowili na żywo zobaczyć mecz 1/8 finału z udziałem Polski.
Oczy piłkarskiego świata, a zapewne także większości spośród około piętnastotysięcznej publiki zgromadzonej na trybunach, skierowane były jednak na rywala biało-czerwonych, a więc reprezentację Brazylii. Gra Canarinhos, tego dnia ubranych w niebieskie trykoty, stanowiła dla większości fanów piłki sporą niewiadomą i przez to budziła sensację.
Za chwilę jednak cały świat miał przekonać się, jak grają przybysze z Kraju Kawy. Jeszcze tylko odegrano hymny, kapitanowie: Władysław Szczepaniak i Martim uścisnęli sobie dłonie i wreszcie Szwed Ivan Eklind (nota bene główny arbiter podczas finału poprzedniego mundialu) rozpoczął spotkanie…
Była 17:18, gdy fenomenalny Leonidas przyjął świetną piłkę tuż przed polską bramką i silnym strzałem w lewy górny róg pokonał bezradnego Madejskiego, otwierając tym samym wynik spotkania. Szybko strzelony gol dla Brazylii był naturalną konsekwencją tego, jak wyglądał początek meczu.
Start Brazylijczyków był tak mocny, że beznadziejny wydawał się wszelki wysiłek. Pierwsza bramka ich padła w 18 minucie i, przyznajmy, była dojrzałym owocem zdecydowanej supremacji. – napisano w relacji zamieszczonej w poniedziałkowym numerze „PS”.
Czym jest jednak supremacja w futbolu?
Minęły raptem cztery minuty od gola Leonidasa, gdy piłkę w polu karnym Brazylijczyków otrzymał Ernest „Ezi” Wilimowski. Znakomity 22-letni napastnik Ruchu Hajduki Wielkie w łatwy sposób minął Domingosa i już miał stanąć oko w oko z Batataisem, gdy w ostatniej chwili rozpaczliwie interweniujący Domingos w zapaśniczym stylu powalił go na ziemię.
Gwizdek – karny!
Do ustawionej na 11. metrze piłki podszedł środkowy napastnik poznańskiej Warty – Fryderyk Scherfke. Wziął krótki rozbieg i pewnym strzałem prawą nogą skierował futbolówkę w przeciwległą stronę bramki, zdobywając tym samym debiutanckiego gola w biało-czerwonych barwach. 1:1!
Niestety bramka nie zgasiła entuzjazmu Brazylijczyków i po chwili znów to oni prowadzili grę. Zaledwie dwie minuty po wyrównaniu piłkę do polskiej bramki skierował Romeu, zaś na minutę przed przerwą Madejskiego głową pokonał Perácio.
Wynik do przerwy brzmiał bezwzględnie: 1:3 dla Canarinhos. Polscy piłkarze zdawali sobie doskonale sprawę, jak ciężkie mają do wykonania zadanie w drugiej połowie. [Podczas przerwy w polskiej szatni] mówiono tylko o wspaniałej klasie Brazylijczyków i o tym, że meczu wygrać nie można. – pisano dzień później w „PS”.
Nic nie zapowiadało więc tego, co miało zdarzyć się w drugiej połowie…
Bez kompleksów
W drugiej połowie przewaga Brazylijczyków utrzymywała się do 8 min. – wskazywano w analizie „PS”. – Teraz przez sześć minut do głosu przychodzą Polacy… Ale cóż to było za sześć minut! Dwa błyskawiczne gole wspaniałego Wilimowskiego i niemożliwe stało się rzeczywistością.
Polska wyrównała!
Poza bezapelacyjną klasą Wilimowskiego sporą zasługę w doprowadzeniu do remisu miały… niebiosa. Już pod koniec pierwszej części spotkania zaczął bowiem kropić deszcz, który potem zamienił się w sporą ulewę. Nie było zaś tajemnicą, że Brazylijczycy wolą suche boiska.
Oczywiście nie można umniejszać zasług polskich graczy z Wilimowskim na czele, ale z pewnością warunki pogodowe odegrały swoją rolę w zmianie obrazu gry po przerwie.
Znów jednak piłka okazała się przewrotna! Gdy zdawało się, że Polacy odzyskali wreszcie kontrolę nad meczem, w 71. minucie na mocny strzał z daleko zdecydował się Perácio. Piłka wylądowała wprawdzie na poprzeczce, ale spadając, tak niefortunnie odbiła się od pleców Madejskiego, że wpadła do siatki. Los uśmiechnął się więc tym razem do Brazylijczyków i ponownie byli na prowadzeniu.
Nie chcąc go znów utracić, reprezentanci Kraju Kawy postanowili kunktatorsko zwalniać grę i kraść cenne minuty. Tymczasem Polacy napierali. Wilimowski trafił w słupek, Ryszard Piec spudłował z dwóch metrów do pustej bramki. W 89. minucie wciąż było 4:3 dla Brazylii. Wtedy Leonard Piątek zdecydował się na niemal desperacką szarżę.
Minął dwóch Brazylijczyków i oddał strzał. Batatais odbił piłkę, zaś Scherfke próbował ją nieskutecznie dobić. W końcu futbolówka trafiła pod nogi Wilimowskiego, a ten podcinką przerzucił ją nad Batataisem, kompletując hat-tricka!
Remis!
Wynik 4:4 nie uległ zmianie do końca spotkania. Nieodzowna była dogrywka. W przerwie przed rozpoczęciem kolejnych 30 minut gry nastroje w polskiej drużynie zdawały się zgoła odmienne aniżeli przed drugą połową. Chłopcy strzelamy bramkę, a potem wszyscy do tyłu – mówił Szczepaniak. Wygramy mecz, wygramy – przekonywał Wilimowski.
Polakom, choć szalone spotkanie kosztowało ich wiele sił, nie brakowało więc animuszu. Brazylia miała jednak Leonidasa. Szybki, atletyczny i znakomicie wyszkolony technicznie brazylijski napastnik z charakterystycznym wąsem, który ponoć przez chwilę grał bez butów z uwagi na śliską murawę, skarcił Polaków już w trzy minuty po rozpoczęciu dogrywki, dobijając strzał z rzutu wolnego swojego kolegi obroniony przez Madejskiego.
Jednobramkowa przewaga utrzymywała się do 114. minuty. Wtedy Polacy popełnili fatalny błąd, wybijając rzut wolny wprost pod nogi Leonidasa, a „Człowiek z gumy” nie zmarnował okazji. Brazylia znów miała dwie bramki przewagi. Polacy walczyli do końca. W 118. minucie niesamowity Wilimowski zdobył nawet kontaktowego gola, ale organizmy i czas nie pozwoliły na więcej.
Po heroicznym boju przegraliśmy 5:6…
Z podniesionym czołem
Polacy niestety uwielbiają klęski. Czasem mam wręcz wrażenie, że wolimy je od zwycięstw. Triumfy wymagają bowiem odarcia się z cierpiętniczej maski „Chrystusa narodów”, którego wszyscy żałują i ze zrozumieniem klepią po plecach, a to właśnie w takiej roli czujemy się przecież najlepiej i najbezpieczniej, czyż nie?
Jeśli jednak kiedykolwiek porażkę Polski miałbym nazwać „piękną”, to właśnie tą z 1938 roku. To prawda, że ostatecznie musieliśmy uznać wyższość Brazylijczyków i odpadliśmy z turnieju już po pierwszym meczu. Jednak spektakl, jaki zafundowaliśmy wespół z Canarinhos kibicom zgromadzonym na trybunach w Strasburgu, stał się legendą wszech czasów i to należy docenić.
Wielka i emocjonująca partia Brazylijczyków i Polaków – pisało francuskie Le Figaro tuż po spotkaniu– Jeszcze nie widziano nigdy czegoś podobnego. Brazylijczycy i Polacy ofiarowali widowni ucztę niezrównaną. Uczty tej Polacy byli częścią niezastąpioną.
Owszem, nie dysponowali może tak wspaniałą techniką jak Brazylijczycy, ale nadrabiali ambicją, energią i wolą walki. No i mieli na szpicy wspaniałego Wilimowskiego, który strzelając cztery bramki w jednym meczu, napisał niesamowitą historię.
Brazylijski kapitan – Martin powiedział po meczu: Pobiliśmy Polskę – jesteśmy zachwyceni. Ale chcę dodać w imieniu wszystkich graczy, że piłkarze polscy są dzielnymi przeciwnikami, którym trzeba oddać uznanie. Brazylijski honorowy prezes da Costa stwierdził zaś: Spotkanie z Polską uważam za najtrudniejszą rozgrywkę. Dalsze mecze będą łatwiejsze.
Trudno o lepsze podsumowanie niż takie słowa z ust przeciwników. Tym bardziej, jeśli przeciwnicy ostatecznie zajęli na mundialu trzecie miejsce…
Patryk Halczak
Bibliografia:
- Gowarzewski A., Biało-Czerwoni. Dzieje piłkarskiej reprezentacji Polski 1921-2018, Katowice 2018.
- Gowarzewski A., Herosi Złotej Nike. Mistrzostwa świata. Biogramy, Katowice 2014.
- „Przegląd Sportowy”, nr 45/1938.
- „Przegląd Sportowy”, nr 46/1938.
- Żemantowski J., Wygrać albo umrzeć [w:] Dramaty mistrzostw świata, Warszawa 1978.


