Na okoliczność 101. urodzin ostatniego ułana Rzeczypospolitej, ppor. Stefana Mustafy Abramowicza, Xenia Jacoby udzieliła wywiadu Małgorzacie Kupiszewskiej.
101-letni ułan, ppor. Stefan Mustafa Abramowicz, pomimo swoich lat do dziś ma świetną pamięć, logiczny i spójny tok myślenia. Zachował w sobie jakąś świeżość i młodzieńczość pomimo swego wieku. Wspomnienia z jego życia były bardzo interesujące, czasem z humorem, zawsze z datami i nazwiskami dowódców. – Tak o ppor. Stefanie Abramowiczu, jubilacie, który 20 stycznia ukończył 100 lat, mówi z Anglii Xenia Jacoby dla Małgorzaty Kupiszewskiej – pisarki i dziennikarki.
– Dekorację na ścianie jego pokoju stanowiły trzy pożółkłe ze starości fotografie wycięte z gazet, zafoliowane i powieszone nad łóżkiem: dwie z gen. Władysławem Andersem i jedna generała Sikorskiego. Na portrecie gen. Andersa był wydrukowany jego manuskrypt, niczym credo modlitwy żołnierza polskiego: „Wierzę głęboko, że niezachwiane męstwo Żołnierza Polskiego i ofiara krwi wylanej na polach bitew wszystkich frontów, w Kraju i na obcych ziemiach, na morzu i na niebie, nie pójdzie na marne. Powstanie z niej prawdziwie wolna cała i niepodległa Polska! Władysław Anders Gen. Broni Londyn, wrzesień 1969”. – wyjaśnia Xenia Jacoby Małgorzacie Kupiszewskiej.
Małgorzata Kupiszewska: Porucznik Stefan Abramowicz, jeniec Kozielska i Starobielska, żołnierz II wojny światowej, czołgista spod Monte Cassino, otworzył Pani drzwi swojego domu, jak to się stało?
Xenia Jacoby: – Pana Stefana Abramowicza poznałam w mieście Manchester dzięki wielkiemu społecznikowi – Stefanowi Kłoczko, on zapoznał mnie osobiście z Panem Stefanem w 2008 r. Stefan Kłoczko jest synem śp. Franciszka, strzelca 5 Kompanii 41 Pułku Piechoty, obrońcy Warszawy, który również jak Pan Stefan przeszedł szlak bojowy z 2 Korpusem gen. Władysława Andersa i po wojnie zamieszkał w Manchesterze. Szukałam mieszkania do wynajęcia i Stefciu znalazł pokój w domu Pana Stefana w dzielnicy Old Trafford, gdzie znajduje się słynny klub sportowy Manchester United.
Od razu opowiedział, kim jest i co przeżył? Czy długo dochodziła Pani prawdy o nim samym?
– Z początku nie wiedziałam, kim jest Pan Stefan. Był miłym, skromnym i uśmiechniętym człowiekiem. Sprawiał wrażenie osoby beztroskiej, nie obciążonej życiem. Nie narzucał się. Podczas 2-letniego wynajmu okazał się porządnym i uczciwym gospodarzem. Pan Stefan większość swego czasu poświęcał na czytanie angielskiej i polskiej prasy. Gazeta „Tydzień Polski” była jego częstą lekturą. Rozmawiał ze mną po polsku i po angielsku. Władał też językiem rosyjskim.
Czas u Pana Stefana płynął powoli i spokojnie – inaczej niż w zabieganym świecie… Był to czas na wspólne rozmowy. Odkrywałam wtedy przeszłość swego gospodarza. Historie i opowieści z jego życia były bardzo żywe i wciąż świeże w jego pamięci. Dyskutowaliśmy.
Przecież wtedy dobiegał już setki…
– Pomimo swoich lat do dziś ma świetną pamięć, logiczny i spójny tok myślenia. Zachował w sobie jakąś świeżość i młodzieńczość pomimo swego wieku. Wspomnienia z jego życia były bardzo interesujące, czasem z humorem, zawsze z datami i nazwiskami dowódców. Nad mapami rozmawialiśmy o wierze, historii i polityce. Z czasem zapisywałam jego wypowiedzi. Poznałam szlak tułaczki łagierników z łagru do łagru, szlak polskich jeńców wojennych i ich boje z Armią gen. Władysława Andersa. Po dzień dzisiejszy nazywa Generała swym drogim dowódcą, swym ojcem, wybawicielem, Mojżeszem ze Wschodu, który przeprowadził przez Morze Kaspijskie swoich żołnierzy – jako armię bez butów i w łachmanach, z niewoli do wolności. Gdy o tym mówi, zawsze jest wzruszony i ma łzy w oczach, które połyka ukradkiem, patrząc gdzieś w dal. Wyczuwałam ogromny szacunek, jaki ma dla swego Generała.
Dowiedziałam się później, że Jego małżonka Helen (Halinka) była Tatarką i zmarła po ciężkiej chorobie. Wtedy został sam w dużym domu. Poznali się w Manchesterze, a na drugą randkę poszli do Urzędu Stanu Cywilnego i pobrali się. Urodziły im się dwie córki: Mary i Janet.
Mieszkając, widziałam pokoik Pana Stefana, który był skromny, żołnierski – bez wygód i wystroju. Łóżko, szafa, szafka i stolik z krzesłem. Dekorację stanowiły trzy pożółkłe ze starości fotografie wycięte z gazet, zafoliowane i powieszone nad łóżkiem: dwie z gen. Władysławem Andersem i jedna generała Sikorskiego. Na portrecie Andersa był wydrukowany jego manuskrypt, niczym credo modlitwy żołnierza polskiego: „Wierzę głęboko, że niezachwiane męstwo Żołnierza Polskiego i ofiara krwi wylanej na polach bitew wszystkich frontów, w Kraju i na obcych ziemiach, na morzu i na niebie, nie pójdzie na marne. Powstanie z niej prawdziwie wolna cała i niepodległa Polska!Władysław Anders Gen. Broni Londyn, wrzesień 1969”.
Stefan Abramowicz, jako szeregowiec, przebywał w łagrach sowieckich: Kozielsku i Starobielsku. Co widział?
– Pan Stefan, jako Tatar, był st. szeregowym ułanem w tatarskim szwadronie 13. Pułku Ułanów Wileńskich w Nowej Wilejce k/Wilna. Dnia 15 IX 1937 r. poszedł do wojska, a 15 IX 1939 r. miał wyjść do cywila. Niestety, 1 IX wybuchła wojna i była mobilizacja. Po 2 tygodniach zmagania się na froncie zachodnim – dn. 17 września 1939 r. armia sowiecka wdarła się w nasze granice. Polskę zaatakowano z dwóch stron. Dowódcy oddziałów nie dostali rozkazów ze strony rządu i naczelnego dowództwa. Nie wiedzieli, czy witać Rosjan, czy do nich strzelać. Panowała ogólna panika i ogromne zamieszanie. Hasłem Sowietów było oswobodzenie miejscowej ludności z polskiego kapitalistycznego ucisku. Twierdzili, że nie przyszli walczyć. Powstała komunistyczna partyzantka przy wsparciu Sowietów i ludności cywilnej (młodzi Żydzi zakładali czerwone opaski i masowo zapisywali się do NKWD). Wydawali Polaków swym oswobodzicielom. Rozbroili oddział Pana Stefana i zajęli wojskowe zapasy. Słabo uzbrojeni polscy żołnierze nie mogli zorganizować żadnej obrony przeciwko pancernej sile wroga. Mieli tylko szable, po KBKS-ie i ograniczoną ilość amunicji. Zrobili odwrót w stronę Litwy. Niektórym udało się przedrzeć i zostali internowani w obozie na Litwie. Inni trafili do niewoli bolszewickiej.
27 września 1939 r. Pan Stefan wraz ze swoimi kompanami został ujęty i doprowadzony do punktu zbornego, gdzie były już setki polskich inteligentów, w tym żołnierzy, policjantów, cywilów. Pan Stefan mówił o strasznym losie, jaki Ich wtedy nieoczekiwanie spotkał. Tak szli ze spuszczoną głową, bo nie spełnili oczekiwań Ojczyzny. „Bojcy”, czyli sowieccy żołnierze, otoczyli ich i ładowali całą noc w bydlęce wagony. Jechali bardzo długo w stronę Mińska – stolicy Białorusi. Minęli Smoleńsk. Rano zatrzymali się na małej stacji kolejowej Kozielsk. O głodzie, zmarznięci, maszerowali pieszo ok. 10 km do tymczasowego obozu w Kozielsku, którym był monastyr im. Maksyma Harkaho – miejsce dla rosyjskich łagierników – wrogów nowego porządku bolszewickiego. Tysiące ludzi pozostawiło tam po sobie trwałe ślady obecności, ryjąc nożem na ścianach i pryczach swoje nazwiska, lata pokuty.
Polscy jeńcy podzielili los nieszczęsnych rosyjskich zesłańców. Piętnastu tysiącom Polaków przypadał dziennie jeden gorący posiłek w postaci wodnistej zupy i trochę chleba. Panował straszny głód, przeraźliwy chłód i plaga insektów. Plaga robactwa natrętnie wchodziła śpiącym do oczu, uszu, nosa, ust – kąsając ich i przerywając sen. Warunki sanitarne były urągające ludzkiej godności. Załatwiali się do wykopanego rowu z deskami po bokach. Kto wpadł do rowu – już z niego nie wyszedł.
NKWD-ziści przeprowadzili ewidencję, podczas której odseparowano szeregowych żołnierzy od oficerów i trzymano ich już pod ścisłą strażą. Mówili do Polaków: „My was pieriesiejem. Bujnyje astanutsa na wierchu, a drobne pajdut na doł”. W połowie listopada 1939 r. główny naczelnik obozu oznajmił, że następnego dnia nastąpi wymarsz. Jeńcy wyruszyli rankiem otoczeni ściśle przez bojców w asyście psów. Szli w stronę stacji kolejowej. Zostawili za sobą w Kozielsku część swych rodaków oraz odizolowanych oficerów. Nikt nie wiedział, dokąd jadą. W kolumnie, która ruszyła w nieznane, był Pan Stefan. Został zesłany do ciężkiej, niewolniczej pracy ponad siły przy budowie drogi i płyty wojskowego lotniska dla Sowietów.
Podczas katorgi polscy zesłańcy dzielili się w biedzie z prostymi obywatelami Związku Sowieckiego tym, co mieli – lepszą biedą, bo żal im było patrzeć na głodzonych, skazanych na śmierć głodową bezbronnych biedaków ze Związku Sowieckiego. Pan Stefan słyszał o aktach ludożerstwa wśród ludności ukraińskiej z powodu głodu. Sowieci zabrali im wszelką żywność, gdyż nie chcieli podporządkować się dyktaturze Stalina i zostać kołchoźnikami. Po amnestii w 1941 r. dwa tysiące polskich żołnierzy, jeńców wojennych zdziesiątkowanych przez choroby, głód, wyczerpanie – cudem uratowanych z obozu w Starobielsku, gdzie przebywał Pan Stefan, usłyszało upragnioną polską komendę wojskową: „Baczność i wyjście na wolność!”.
Z ZSRR wyszedł z armią gen. Władysława Andersa. Gdzie walczył?
– W kwietniu 1942 r. Stefan wraz ze swymi towarzyszami niedoli opuścił Rosję Sowiecką i przypłynął okrętem z Krasnowodzka do Persji (Iranu). Wtedy niemieckie radio podawało komunikaty w eter, że „polscy turyści wyjeżdżają na południe…”. Potem dotarli do Bagdadu w Iraku, Transjordanii, Palestyny, Jerozolimy, Tel-Awiwu, Betlejem, Nazaretu i Gazy. W 1943 r. dobili do Egiptu. Tam zwiedzali Kair, Gizę, Aleksandrię, aż po Kanał Sueski. W Egipcie Pan Stefan przechodził szkolenie, miał kurs mechaniczny. Na pustyniach uczył się jeździć czołgiem i samochodami. W kwietniu 1944 r. dopłynęli do Italii, gdzie 2 Warszawska Dywizja Pancerna 2 Korpusu została włączona do VIII Armii wojsk sprzymierzonych. Pana Stefana przydzielono jako czołgistę do jednostki bojowej 2 Dywizji Pancernej 2 Korpusu. Był w 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Ich dowódca mjr Kazimierz Zaorski (awansowany na płk.) witał ich słowami: „Czołem ułani!”.
Pan Stefan wraz z innymi przeszedł szlak wojenny z hasłem na ustach: „Za wolność waszą i naszą”. Dotarł z Armią Andersa, „Pestkami” – Pomocniczą Służbą Kobiet z 16 Kompanii Transportowej, niedźwiedziem Wojtkiem aż do wzgórz Monte Cassino. Alianci przeprowadzali ataki na wzgórze z lądu i bombowe z góry. Atakowali, ale nie zdobyli wzgórza. Na kilka dni przed głównym natarciem jednostki alianckie i polskie zbierały wszystkie siły zbrojne. Anglicy nie śpieszyli się. Wszyscy odpoczywali. Pan Stefan jeździł z kolegami do Neapolu. Wśród żołnierzy słychać było głosy, że Anglicy nie chcieli pchać głównych sił polskich w obawie, aby nie posłać ich na rzeź. Dla Polaków to był honor, że brali udział w wysoce strategicznej akcji wojennej, by odegrać się na Niemcach. Po rozmowach z gen. Andersem – Anglicy zostawili Polakom zdobycie wzgórza Monte Cassino. Dnia 18 maja 1944 r. Korpus Polski przy wsparciu aliantów wydarł Niemcom oblężoną twierdzę – zdobywając ją.
To Polacy jako pierwsi wbili naszą polską flagę na szczycie, którą to potem flagę Brytyjczycy zdjęli i umieścili swoją, uważając się za zdobywców… Pan Stefan mówił, że Polacy darli zdesperowani na szczyt, pomimo ciężkiego obstrzału niemieckiego. Po polskiej wiktorii na Monte Cassino – Pan Stefan brał udział w Kampanii Włoskiej, oswobadzając po drodze inne miejscowości. Został ranny w czołgu, w którym wybuchła amunicja i zawieziono go do szpitala polowego.
Dostał Krzyż za walkę pod Monte Cassino. Co mówił o tamtych wydarzeniach?
– Mówił niewiele, ale najboleśniejsze dla niego i dla Polaków było to, że zwycięskiej defilady nie było dla polskich żołnierzy w Berlinie, których to Anglicy rozbroili i zastąpili innymi oddziałami alianckimi. Za wrzesień 1939 r. dostał Krzyż Kampanii Wrześniowej, za walki pod Monte Cassino został odznaczony Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino, brytyjskim Medalem Obronnym (Defence Medal), Medalem Wojennym 1939-1945 (War Medal), dostał odznaczenie „ogólnowojenne” 1939-45. Star, odznaczenie Gwiazda Włoch (Italy Star), Medal Wojska „Polska Swemu Obrońcy”, nadawanym przez polskie władze na uchodźctwie w latach 1945-1990, Odznakę 2 Korpusu Polskiego oraz Odznakę 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Nigdy nie był uhonorowany przez Polskę, pomimo poświęcenia i heroizmu przetrzymania sowieckiego piekła.
Nie wrócił do Polski, został w Anglii. Dlaczego?
Po wyzwoleniu Pan Stefan nie wrócił do uwolnionej Polski (tak o Polsce, jako uwolnionej, wypowiadał się ówczesny brytyjski minister spraw zagranicznych Ernest Bevin w Deklaracji rządu brytyjskiego wobec członków Polskich Sił Zbrojnych). Propagandowe ulotki nawoływały polskich żołnierzy do powrotu do Polski. Po piekle łagrów i okrucieństwie Sowietów, przez które Pan Stefan przeszedł, nie chciał oddać się ponownie w ręce sowieckich katów (po wojnie ocalało ok. 200 tys. polskich żołnierzy 2 Korpusu). Jego koledzy z wojska, którzy powrócili do swych rodzin i domów w Polsce, zostali zaaresztowani i wywiezieni znowu na Syberię z całymi rodzinami. Wojenna tułaczka Pana Stefana nie dobiegła jeszcze końca…
Kolejne władze nie pamiętały o jego bohaterstwie w czasie II wojny światowej. Królowa Elżbieta II też nie przesłała mu żadnych życzeń na jego setne urodziny?
– Jej Królewska Mość Królowa Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej Elżbieta II nie wiedziała o fakcie 100. urodzin jubilata (rok temu), gdyż datę jego urodzin pomylono przez zawirowania wojenne i ujęto mu jeden rok i jeden miesiąc z życia. Rodzina listownie powiadomiła królową o wieku Pana Stefana i opisała jego los. Pałac Buckingham odpowiedział na list, że Jej Wysokość zainteresowała się historią swego rezydenta i śle gratulacje. Oficjalne życzenia od Jej Królewskiej Mości miały dotrzeć dopiero za rok – 20 lutego 2016 r.
Pocztą lotniczą mają przybyć życzenia z Polski od Prezydenta RP Pana Andrzeja Dudy dla Jubilata, których wszyscy oczekujemy.
Z urodzinowymi życzeniami zadzwonił Podsekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta Pan Minister Wojciech Kolarski. Mamy nadzieję, że Minister Obrony Narodowej podpisze awans dla ppor. Stefana Mustafy Abramowicza. Polskie państwo uhonoruje swojego Bohatera.
Dziękuję, że nie przestała Pani walczyć o jego dobre imię.
Anglia, 21 stycznia 2016 r.