Truciciele z KGB. Likwidacja wrogów Kremla od Lenina do Litwinienki | Recenzja

Borys Wołodarski, Truciciele z KGB. Likwidacja wrogów Kremla od Lenina do Litwinienki, Warszawa 2015, ss. 376.

Tajemnicze morderstwa, szpiedzy i wątłe nitki prowadzące na Kreml to świetny temat na książkę. Wykorzystał go i Borys Wołodarski pisząc Trucicieli z KGB, książkę odsłaniającą kurtynę milczenia, za którą kryją się ludzkie tragedie, porachunki Kremla z wrogami, ale i dalsze tajemnice, a niejednokrotnie i podejrzane powiązania ludzi znanych z pierwszych stron gazet.

Książka do nabycia w księgarni historycznej Wolum.pl – Truciciele z KGB…

Wydawnictwo RM poszerzyło serię „Szpiedzy XX wieku” o książkę Borysa Wołodarskiego, byłego oficera Specnazu GRU, czyli rosyjskiego wywiadu wojskowego. Czym są Truciciele z KGB? To z jednej strony książka o dawnych morderstwach i szpiegostwie, a z drugiej zaś prywatne śledztwo autor w sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki, otrutego polonem 210 w Londynie w 2006 r. Opowieść o Litwinience została rozbita na kilka części rozsianych po książce, przeplatających się z opowieściami z przeszłości. Te z kolei zazębiają się czasem, tworząc sieć powiązać radzieckich służb specjalnych na Zachodzie.

Borys Wołodarski opisuje nie tylko zabójstwa, ale również trucizny i ich źródła. Stąd krótki opis głównych rodzajów trucizn używanych przez kremlowskie służby – od narkotyków, przez gazy, po materiały radioaktywne. To także dzieje ściśle tajnego laboratorium działającego w Moskwie – laboratorium, które przetrwało burze wstrząsające ZSRR i kolejne fale represji, choć jego pracownicy również tracili życie. Fabryka od 1921 r., mimo zmian, pozornej likwidacji, pracuje nadal, przygotowując niekoniecznie śmiercionośne trucizny. Jak pokazuje Wołodarski, z efektów pracy laboratorium korzystali zabójcy (np. Stefana Bandery), ale i oficerowie przesłuchujący podejrzanych – tym aplikowano środki psychotropowe, swoiste „serum prawdy” i amnezji.

Jednak gros swej książki Borys Wołodarski poświęcił zabójstwom, oczywiście tylko niektórym – w dodatku znajdziemy dużo dłuższą listę ofiar radzieckich i rosyjskich służb, choć i tak nie pełną. Autor postanowił opisać morderstwa różnych osób, w których wykorzystano trucizny, choć stosowano odmienne schematy zabójstwa i podejścia do ofiary. I tak Wołodarski sięgnął po zabójstwo w Londynie w 1978 r. Georgi Markowa – bułgarskiego dysydenta, dźgniętego parasolką, z której wystrzelono miniaturową kulkę z rycyną. Samo zabójstwo jest sprawą znaną, ale Wołodarski próbuje wskazać, jakie role odegrały poszczególne osoby wymienione w kontekście zabójstwa.

Mniej znane są za to sprawy otrucia „białego generała” barona Piotra Wrangla, Béli Lapusnyika (porucznika węgierskiego AVH), który zbiegł, ale zmarł z „przyczyn naturalnych” (1962 r.), czy też Nikołaja Artmanowa. Ten ostatni zbiegł w 1959 r., ale siedem lat później na zlecenie Amerykanów podjął grę z Sowietami i zniknął w grudniu 1975 r. w Austrii. Na kartach książki znajdziemy też historię Nikołaja Chochłowa, nielegała i mordercy, który miał zabić Georgija Okołowicza w Niemczech, ale zdradził, za co niemal zapłacił życiem. Znajdziemy też Bohdana Staszyńskiego, kolejnego zabójcę działającego w Niemczech – dodajmy zawodowego zabójcę, który uśmiercił Lwa Rebeta i Stepana Banderę. Poza tym w czasie lektury trafimy na jeszcze wiele nazwisk, ot choćby Aleksandra Orłowa (Lwa Nikolskiego), Ignaceo Gintowta-Dziewałtowskiego, Olega Gordijewskiego i oczywiście Pawła Sudopłatowa, mordercy Jehena Konowalca i szefa sowieckich zabójców.

Borys Wołodarski opisuje również nowsze sprawy – „chorobę” kandydata na prezydenta Wiktora Juszczenki i walkę o jego życie po zatruciu dioksynami, a także pierścień bezpieczeństwa zbudowany wokół pierwszego człowieka w Rosji. Prekursorem był Stalin, który stworzył państwo w państwie, jego ochrona szpiegowała wszystkich, z NKWD/MGB włącznie i – jak sugeruje Wołodarski – była jednym z filarów władzy dyktatora. Gorbaczow nie miał ani takiej władzy, ani tyle szczęścia do ochroniarzy. Jelcyn, a potem Putin odrobili jednak lekcje. Obaj mieli oddanych sobie ochroniarzy. Wołodarski wykorzystuje to do prześledzenia kariery Putina od szpiega, który nie odniósł wielkich sukcesów w NRD po prezydenta, kierującego Rosją silną ręką. Putin Wołodarskiego to człowiek wyniesiony do władzy przez Bieriezowskiego i ludzi KGB – z oligarchą szybko się poróżnił, ale służby nadal utrzymywały nad nim parasol ochronny. Autor rysuje też obraz walk o władzę na szczycie, w której aktorami są oligarchowie, politycy i szefowie służb – FSB i FSO, a w tle mafia, ogromne pieniądze, morze korupcji i niejasnych układów. Do tego znikający ludzie. Politkowska i Litwinienko to tylko czubek góry lodowej.

Jak wspomniałem, wiele miejsca Wołodarski poświęcił Litwinience – byłemu funkcjonariuszowi FSB, który uciekł z Rosji, i który oskarżał Kreml o wysadzanie bloków mieszkalnych dla uzasadnienia wojny w Czeczenii. Wołodarski, konsultant przy realizacji filmu dokumentalnego na temat zabójstwa Litwinienki, prowadzi prywatne śledztwo, z którego zdaje relację. Choć zaczyna od pogrzebu, to stara się zagłębić w życie i kontakty Litwinienki, prowadząc nas przez ostatni okres jego działalności. Otrzymujemy przy tym wgląd w środowisko rosyjskiej emigracji i dysydentów, ludzi, którzy próbują zorganizować sobie życie na nowo, nie tylko za pieniądze od Bieriezowskiego. Jak pokazuje autor, często próby dorobienia się kończą wplątaniem w dziwne interesy i kontakty. I tak było w przypadku Litwinienki. Wołodarski opisuje ostatnie spotkanie Litwinienki z Rosjanami, w tym Andriejem Ługowojem. Autor wskazuje też na mnóstwo radioaktywnych śladów, jakie zostawili zamachowcy i próbuje dociec, kto faktycznie wiedział, czym otruty zostanie Litwinienko. Odpowiedź wcale nie jest taka oczywista.

Książka Borysa Wołodarskiego to opis wielu tajemniczych wydarzeń, ale i tego, co im towarzyszy – tuszowania śladów, braku umiejętności rozpoznania otrucia i problemów z tym związanych, prób odwrócenia uwagi i sugerowania, że to Zachód zabił sowieckich/rosyjskich zbiegów etc. Autor sprawnie porusza się po temacie, barwnie malując bohaterów opowieści i pokazując środowisko, w jakim funkcjonowali – czy chodzi o Juszczenkę, Bieriezowskiego, Litwinienkę, czy Putina. Warto więc sięgnąć po Trucicieli z KGB, by spojrzeć na historię innymi oczami – nic nie jest takie, jakie się wydaje, bo często komuś zależy, by szum informacyjny przykrył prawdę.

 

Ocena 5/6

Robert Witak

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*