Pierwsze dwa powojenne lata u stóp polskich już Karkonoszy to historia niewiarygodnego wprost tygla narodowościowego, nad którym usiłował zapanować pełnomocnik rządowy, późniejszy starosta tej ziemi Wojciech Tabaka. Polacy, Niemcy, i Rosjanie. Werwolf, ukrywający się naziści, niepewność, trudna, przepełniona co najmniej niechęcią koegzystencja dwóch rozdzielonych „bratnią Armią Czerwoną” narodów, zakończona podjętą na najwyższym międzynarodowym szczeblu decyzją wysiedlenia.
Przystępując do urzędowania w dniu 24 maja 1945 r. pełnomocnik obwodowy Wojciech Tabaka zobowiązany był do szczególnego respektowania zarządzenia nr 1 pełnomocnika okręgowego odnośnie aspektu zabraniającego utrzymywania pozasłużbowych kontaktów z Niemcami, a także stosowania zbędnego okrucieństwa. Niestety nie był w stanie całkowicie zapanować nad ludzkim żywiołem. Jaki był jeden ze sposobów odreagowywania koszmaru wojny przez napływową ludność polską? „Przejazd dla ludności niemieckiej odbywał się jedynie na podstawie specjalnych zezwoleń”. „Niemcy poruszając się po mieście mają obowiązek nosić białą opaskę na ramieniu, a po ulicach miasta kursował (…) tramwaj z napisem „Tylko dla Polaków. (…) tylko przez kilka dni”. Jelenia Góra była jedynym miejscem w Polsce, gdzie KURSOWAŁ – nie zaś zaledwie – PRZEJECHAŁ taki tramwaj.
Tytułem wtrętu pochodzące z nieodległych rejonów świadectwo: „(…) Więzienie (areszt – dop. autora) było wypełnione członkami NSDAP i innymi Niemcami, którzy podpadli Polakom. Codziennie rano wyprowadzano ich na podwórze z uniesionymi nad głową rękami, kazano chodzić w kółko i śpiewać „Niemcy, Niemcy ponad wszystko”. To przedstawienie kończyło się biciem więźniów przez milicjantów gumowymi pałkami, którym następnie kazano czołgać się do celi”. Aby oddać spektrum ówczesnych stosunków uzasadnionym wszakże dopełnić cytat dalszym jego ciągiem: „Nasz szef nazywa się Hemanowski, miał wtedy może 25 lat i bardzo dobrze mówił po niemiecku. Każdego dnia oddawał nam swoje śniadanie (chleb) i zawsze powtarzał, że do 1945 r. miał bardzo dobrego szefa – Niemca i teraz chce się zrewanżować”.
Co z tymi Niemcami?
Ludność niemiecka posiadając status tymczasowy, objęta była generalnym zakazem przemieszczania poza miejscem zamieszkania, od czego zwalniały zaświadczenia wydawane zatrudnionym. Podobnie niekonsekwentnie jak z owym nieszczęsnym napisem poszczególne relacje czy opracowania podchodzą do sprawy białych opasek ‒ „Chociaż początkowo jeszcze przeważali liczbowo Niemcy (przejściowo obowiązani do noszenia białych opasek na ramieniu) (…)”, czemu przeczą inne opracowania: „Od lipca (1945 r.- dop. autora) wszyscy Niemcy bez wyjątku mają także obowiązek noszenia na prawym ramieniu białych opasek”. „(…) starszych Niemców namawiają (Rosjanie – dop. autora) do zrzucenia opasek z rękawów”.
Sytuację pogarszał jeszcze fakt istnienia w mocno zalesionych obszarach podgórskich znacznej liczby trudnych do zlokalizowania oddziałów niemieckich.
Polskie władze, niemiecka administracja
Na terenach niezniszczonych działaniami wojennymi, komendanci powoływali spośród miejscowej ludności niemieckiej tymczasową administrację pomocniczą o charakterze przejściowym. Z uwagi na to, że rejon Kotliny Jeleniogórskiej znakomicie spełniał wszelkie wymagane ku temu warunki, na terenie miasta i powiatu działali niemieccy burmistrzowie. W Jeleniej Górze dawna landratura czynna była do września 1945 r., a władzę wśród ludności niemieckiej sprawowała prowizoryczna Rada Miejska, w której główną rolę odgrywały cztery osoby, a mianowicie byli więźniowie obozów koncentracyjnych ‒ komuniści Bricht i Höhe oraz socjaldemokraci – Burghardt i Keidnis.
Funkcjonowała pozbawiona broni i umundurowania Hilfmilitz, która lawirując między radziecką komendanturą, a raczkującą administracją polską, starała się wygrywać własne, partykularne interesy. Niemcy próbowali ignorować administrację polską na korzyść Rosjan, co stało się normą w pierwszych powojennych miesiącach na ziemiach dolnośląskich, czego jednym ze świadectw stała się sporządzona w głębokiej konspiracji przez członków WiN (Wolność i Niezawisłość) pionierska analiza o charakterze społeczno- politycznym znamionująca stan daleki od ideału już samym tytułem: „Ziemie odzyskane. Fakty mówią za siebie”. Przy okazji niektórzy przedstawiciele niemieckiej społeczności próbowali dokonywać swoistego wyłomu, nieformalnego podziału pośród osadników polskich według nad wyraz, rodem z taniego kryminału uproszczonej dychotomii: „Londoner”/„Warschauer Polen”. Licząc na zmianę jakoby mniej ważnych polskich decyzji, Niemcy zwracali się do Rosjan, zaś dopiero w przypadku odmowy wracali do Canossy.
Prawem rewanżu
Wzorem Rosjan urządzano przymusowe marsze „ku czci Hitlera” dla ludności niemieckiej po okolicy celem dokonywania rabunku. 25 czerwca 1945 r. w Reibnitz (Rybnica) wieczorem wygnano wszystkich Niemców do sąsiedniego Birngrutz (Grudzy). W lipcu 45 r. zorganizowano taki marsz dla mieszkańców Szklarskiej Poręby, aby, „umożliwić im zastanowienie się nad powodem dokonania wyboru Hitlera”. „Z domów wypędzają całe wsie (…) Z przodu Polacy na koniach, z tyłu Polacy na koniach. Kto nie może iść zostaje na drodze”. Tegoż 25 czerwca 1945 r. w Janowicach Wielkich żołnierze 7 Dywizji WP wspólnie z Rosjanami gwałcili niemieckie kobiety i siłą odbierali co cenniejsze przedmioty. Niestety żołnierze 38 pułku tejże dywizji poczynali sobie „bardzo ostro z ludnością”. Najprawdopodobniej to głównie z tej przyczyny za zgodą Sowietów ludność niemiecka zaczęła zawiązywać komitety eufemistycznie określane jako antyfaszystowskie, licząc na pewną przeciwwagę wobec polskiej zwierzchności w przypadku wysiedleń, a zwłaszcza próbując podjąć jakąś formę samoobrony odnośnie wypadków nieuzasadnionej przemocy. Do pierwszych należał komitet utworzony 26 czerwca 1945 r. w Schmiederbergu (Kowary) przez Henryka Moslera. Także tego dnia na drodze do Kamiennej Góry Milicja Obywatelska rozproszyła spontaniczny wiec. Moslera aresztowano i odebrano przyznany przez Rosjan pistolet, gdyż w oczach polskich władz tego typu inicjatywy stanowiły jedynie przykrywkę dla wrogich dla kraju organizacji. W ramach swoistej rywalizacji za sprawą rosyjskiej interwencji niemal natychmiast doszło do zwolnienia niemieckiego lidera, któremu oddano broń, a idąc za ciosem już 27 czerwca naprzeciwko polskiego magistratu w Jeleniej Górze Niemcy uruchomili tzw. Związek Komunistyczny.
Trudna koegzystencja
Istnienie na jednym obszarze dwóch dużych, antagonistycznych grup ludnościowych prowadziło do nieuchronnych konfliktów. Zdarzały się mordy, czego wymownym przykładem było zabójstwo na osobie polskiego administratora szpitala Na Wysokiej Łące w Kowarach dokonane jeszcze w kwietniu 46 r. przez niemieckiego palacza zwanego „Schwarz Willi”, który jako były komandos SS otrzymał zadanie ochrony „skarbu”, czyli zgromadzonych w około 300 walizkach, osobistych pamiątek wojennych – w tym zdjęć masowych mordów – przebywających tam pod koniec wojny na leczeniu esesowców. Morderca, dodatkowo skalany próbą spalenia zwłok w piecu centralnego ogrzewania, niestety zbiegł na Zachód. Zwolennicy narodowego socjalizmu organizowali antypolskie ugrupowania i stanowili fundament społeczny dla Werwolfu. W miarę napływu ludności polskiej znaczna część niemieckiej populacji zaczęła okazywać nieskrywaną wrogość. Zdzierano polskie ogłoszenia i flagi, organizowano nocne zebrania w kościołach, truto bydło. Nocą 15/16 lipca 45 r. ostrzelano posterunek MO w Szklarskiej Porębie, pociski śmiertelnie ugodziły jednego milicjanta. Tamże następnego dnia z niedalekiego lasu padły strzały w stronę kwatery ZHP. W odpowiedzi i na wypadek powtórki polskie władze kurortu korzystając z dobrze wszystkim znanych wzorców zagroziły rozstrzelaniem bądź powieszeniem 300 Niemców w wieku od 18 do 50 lat. Kolportowano ulotki pogrobowców Hitlera, tworzono magazyny broni. W Karpnikach zamordowano polskiego wójta. Pragnąc zapewnić osadnikom spokojne warunki życia w powierzonym powiecie, starosta musiał zwalczać destrukcyjną działalność pohitlerowskiego podziemia. Dokonywał tego poprzez aresztowania niemieckich przywódców, karne przesiedlania do baraków, częste kontrole prewencyjne i rejestracje oraz zatrudnianie podejrzanych przy robotach publicznych. W stolicy powiatu utworzono liczącą 36 tysięcy mieszkańców dzielnicę niemiecką.
Eskalację postnazistowskiego terroru do jakiego doszło w drugim półroczu 1945 r. zatrzymał dopiero zdeterminowany pełnomocnik obwodowy, grożąc na zebraniu dla niemieckich notabli zastosowaniem środków znanych z hitlerowskiej okupacji. Z końcem roku 1945 niemieckie podziemie w Jeleniogórskiem zamarło.
Posiadając status tymczasowy, w swoistym zawieszeniu pomiędzy wysiedleniem, a nadzieją na pozostanie balansowali na granicy niepewności, strachu, pozbawionej szans chęci rewanżu, wynikłego z klęski upokorzenia, wrogości i lekceważeniu Polaków, tym większego jako przegrani pomimo przekonania własnej wyższości, z wyraźną rachubą na wsparcie Rosjan, wobec których wykazywali się daleko posuniętą pokorą, jeśli nie służalczością, w jakiejś części pragnieniu choćby czasowego dostosowania, żalu za ojcowizną, a w końcu choćby przeczekania trudnego dla wszystkich, pełnego chaosu, nienawiści i przemocy okresu przejściowego. Jedna z niemieckich mieszkanek powiatu pod datą 3 czerwca 1945 r. zanotowała w tej materii następujące spostrzeżenia: „Jesteśmy całkowicie odcięci od jakichkolwiek wiadomości. Żadnej poczty, żadnego radia, do kogo teraz należymy? Do Polaków, do Czechosłowacji czy do któregoś z aliantów, razem z resztą Niemiec? W naszej gminie mamy jednego polskiego i jednego niemieckiego burmistrza oraz radzieckiego komendanta”. Niemieckie nastroje znakomicie też oddaje poniższe świadectwo przedstawiciela strony polskiej: „W Janowicach i Miedziance większość mieszkańców to byli jeszcze wtedy Niemcy (lato 1945 r. – dop. autora). Nie chcieli stąd wyjeżdżać i myśleli, że wszystko się jakoś ułoży. Moi rodzice mówili mi jednak, że tu już teraz będzie Polska. Gdy powiedziałem o tym moim niemieckim kolegom na podwórku, strasznie się o to pobiliśmy”. „Przecież Polacy nie dadzą sobie chyba wmówić, że nasze Karkonosze są Polską”– to znowu z drugiej strony – „Myśl, że ojczyzna włączona do Niemiec i kultywowana przez osiem stuleci miałaby nagle przypaść w udziale Polsce była tak groteskowa, że nie mogłem jej wypowiedzieć”. „Śląsk nie jest odpowiednim miejscem dla polskiego narodu” – tytułem podsumowania z wiernopoddańczego listu ówczesnej mieszkanki Wrocławia Erny Hofman do Józefa Stalina.
W nastrojach minorowych, bo jakżeby inaczej
Reprezentowali różne postawy. Od dawnej nazistowskiej buty, wrogości, typowego teutońskiego lekceważenia, jakże odbijającej od okazywanej Rosjanom służalczości, arogancji, przybicia klęską i sytuacją do jakiej doprowadził hitleryzm, poprzez obojętność czy różne formy koncyliacji bądź racjonalnego współdziałania, aż po wyrachowaną, przykrytą obłudą usłużność, jak to w każdej zbiorowości. Wielu podejmowało pracę, (w tym także w gospodarstwach i przedsiębiorstwach pod zarządem rosyjskim) będąc w pierwszej fazie rozruchu podporą techniczną większości przedsiębiorstw, które znali przecież znakomicie jako własne. Na przykład w jeleniogórskim szpitalu do końca grudnia 1946 r. większość personelu stanowili Niemcy. Inni uchylali od pracy. Niektórzy głodowali. Pozostający bez zatrudnienia nie otrzymywali kartek żywnościowych. Na ulicach niedawnego Hirschbergu zdarzało się widzieć zdeterminowane, żebrzące niemieckie kobiety i dzieci, którym z oczywistych względów nie przysługiwała przecież pomoc od wspaniałej, bogatej amerykańskiej „cioci” UNRR- a.
Kwitła prostytucja, młode Niemki masowo sprzedawały się Rosjanom w zamian za wsparcie materialne i ochronę przed gwałtami, nagminnie szerzyły choroby weneryczne. Z braku funduszy nie uwzględniano niemieckich podań o zapomogi, wszak Polska ledwo dźwigała się na nogi. W tej trudnej dla siebie sytuacji stłoczeni Niemcy organizowali samopomoc w postaci zbiórek dla najbardziej potrzebujących, wyprzedawali majątek. W desperacji zwracali do polskiej władzy w powiecie.
Dotyczył ich obowiązek poruszania z białą opaską na rękawie poza miejscem zamieszkania. Z powodu braku szkolnictwa niemieckiego, dzieci i młodzież znalazły się praktycznie poza systemem oficjalnej edukacji (mimo to zdarzały przypadki nielegalnego kultywowania niemieckiego szkolnictwa pod rosyjską kuratelą np. we Lwówku Śląskim czy Szklarskiej Porębie o czym na 140 stronie wspomina J. Hytrek- Hryciuk w pracy „Rosjanie nadchodzą”), czego oczywiście powszechnie zazdrościły im polskie dzieci. Protestanci z reguły musieli obywać bez kapłańskiej posługi, ponieważ niemieccy duchowni podobnie jak humanistyczna, a więc nieprzydatna w przemyśle inteligencja podlegali wysiedleniu w pierwszej kolejności. Z drugiej strony wielu Niemców, zwłaszcza fachowcy posiadający karty reklamacyjne, mogło cieszyć się względną swobodą i jako takim zabezpieczeniem socjalnym. W tej materii nie było tragicznie, jeśli jeszcze w 1947 roku władze w osobie Pełnomocnika Rządu RP na miasto Jelenia Góra Kazimierza Grocholskiego musiały wydać stosowne, rozpropagowywane w formie plakatów zarządzenie w sprawie ujawnienia stanu osobowego zatrudnianych Niemców w każdym zakładzie, celem zapobieżenia utrudnień przy ubieganiu się o pracę – przez Polaków (!). Chyba po raz pierwszy w dziejach Niemcy byli tańsi… Naturalnie kierownicze stanowiska nie wchodziły w grę. Mimo, że językiem urzędowym pozostawał wyłącznie polski, funkcjonowały dwujęzyczne plakaty w rodzaju – Zarządzenie/Bekanntmachung czy Rozporządzenie/Verordnung. (Wątkiem wartym podkreślenia była pisownia, czasami stosowana w ogłoszeniach tudzież pismach urzędowych odnośnie ludności niemieckiej. Praktykowano małe „n”). Stąd też i w aktach władz miejscowych zachowały się podania kreślone po niemiecku. Wielu niedawnych włodarzy tej ziemi ściśle współpracowało z Polakami w przestrzeni czysto merkantylnej ku obopólnemu pożytkowi, wynajdując kolejne, coraz to i nowe przeszkody na drodze do nieuchronnego wysiedlenia. Nienależące do rzadkości podania o wstrzymanie wysiedlenia konkretnych osób, pisali także zainteresowani Polacy.
Strach przed Syberią
W jakim stopniu i czy w ogóle posiadali Niemcy świadomość tego co wyszykowano Polakom? A może kwestia nieczystego sumienia jak to zazwyczaj bywa odgrywała wyłącznie marginalną rolę? Mimo to uzasadnione jest spojrzenie na przeżycia, odczucia oraz emocje jakich doznawali przedstawiciele drugiej strony. Bali się. „Z tamtych czasów (lato 1945 r. – dop. autora) w ogóle nie pamiętam niemieckich dorosłych, może kilku. A już zupełnie nie pamiętam ich kobiet, jakby ich w ogóle nie było”. Potwierdza ten stan relacja przedstawiciela społeczności niemieckiej: „Milicja miała w Jarkowicach (15 km od Kamiennej Góry, siedziby sąsiadującego z jeleniogórskim powiatu – dop. autora) piwnicę zamienioną na areszt, gdzie przetrzymywano i torturowano niewinnych ludzi. Ci, którzy stamtąd wrócili żywi, byli tak przerażeni, że wcale nie chcieli o tym mówić. Mój kuzyn Hermann Wittwer (…) i Hermann Roesner (…) wyszli z tego aresztu cało, ale Reimund Pusch przyszedł do domu półżywy i po kilku dniach zmarł (…)”. A w dalszym ciągu: „W zimie 1945/46 cierpieliśmy głód i marzliśmy. (…) Najgorsze było pożegnanie, chociaż wyjazd był dla wielu wybawieniem. (…) Baliśmy się, że wywiozą nas na Syberię (…), ale (…) znaleźliśmy napis zrobiony ręką kogoś z poprzedniego transportu (…) „Dojechaliśmy szczęśliwie”. (…) My też dotarliśmy szczęśliwie do Goerlitz (…) ”.
Z innej relacji: „W marcu 1946 r. pewien rosyjski oficer ostrzegł nas, aby w najbliższym czasie nie wychodzić z domu gdyż Polacy przygotowują jakąś akcję przeciwko Niemcom. (…) Niemców łapano na ulicach (…), a następnie zwożono samochodami ciężarowymi na cmentarz żydowski (…). Tutaj leżeli pochowani jeńcy (…) i więźniowie z obozu koncentracyjnego (…). Zwłoki tych ludzi (zasadnym byłoby zainteresować – czyje zwłoki uległy profanacji – dop. autora) spędzeni Niemcy wydobyli z grobów gołymi dłońmi, a kości ich sypały się do (…) rzeki /Zadry/. Pod wieczór Niemcy musieli wejść w szpaler Polaków ustawionych po obu stronach alejki, (…). Gdy tylko znaleźli się między Polakami, zatrzaśnięto bramy i od tyłu zaczęto ich bić pałkami. Było wielu rannych, a nawet nieprzytomnych (…). To wszystko zrelacjonował mi Stefan Caesar, uczestnik tej akcji.”. Tego typu „wydarzenia” nie stanowiły wyjątku: „W Komarnie (tereny, zamykających od wschodu Kotlinę Jeleniogórską Rudaw Janowickich – dop. autora) zagoniono Niemców, którzy tam jeszcze zostali, i kazano im rozkopywać ich własny cmentarz w poszukiwaniu złota”.
Horror nie stanowił jednak przytłaczającej dominanty: „W Liebau (…) był silny posterunek MO. Milicjantami byli tam chłopcy z Łącka i Sącza, dawni partyzanci. Naturalnie mieli też u siebie Niemców – więźniów za jakieś tam przewinienia. Wpadli więc na pomysł by zmontować… bimbrownię (…), a więźniów przyuczyć (…). I tak w piwnicy posterunku MO więźniowie – Niemcy pędzili samogon i czasem tylko byli trzeźwi…(…). Między sobą Polacy opowiadali, że jak przyszedł czas ich zwolnienia, to nie chcieli odejść z aresztu, (…)”.
Akcja wysiedleńcza
Przyjęty z radością przez polskich osadników proces wysiedlania ludności niemieckiej został wznowiony w wyniku podjętych na wyższym szczeblu decyzji w 1946 r. Zdecydowano na niej, że ludność ta będzie wysiedlana wyłącznie całymi rodzinami, a pierwsze transporty będą tworzyć głównie bezrobotni i „element uciążliwy”. Według spisu, którym dysponował Wojciech Tabaka, ówczesny powiat jeleniogórski zamieszkiwało 80 610 osób narodowości niemieckiej. Spośród tej liczby tylko 1920 osób zakwalifikował jako niezbędnych fachowców. Ta w istocie niewielka grupa Niemców stanowiła niezbędną kadrę dla nieprzerwanego funkcjonowania jeleniogórskiego przemysłu, toteż na początku nie została objęta wysiedleniem.
Każdy Niemiec mógł zabrać pościel, naczynia kuchenne i inne, nie przekraczające możliwości uniesienia rzeczy, łącznie z biżuterią osobistą. Limit bagażu wynosił 40 kilogramów, zaś gotówki 1000 marek.
Sprawujące nadzór starostwo, zagwarantowało zawiadomienie na 24 godziny przed rozpoczęciem wysiedlenia, a także zapewnienie ochrony w drodze do stacji kolejowej. Ponadto celem sprawnego, owocującego skutecznością przeprowadzenia priorytetowej akcji, postanowiono powołać komitety niemieckie. Techniczną stroną repatriacji zajmował się Państwowy Urząd Repatriacyjny, natomiast całością kierował pełnomocnik obwodowy, od wydania rozporządzenia Rady Ministrów z 29 maja 1946 r. już starosta Tabaka. Na każdy wagon przypadało 35 osób, spośród których wybierano komendanta oraz jego zastępcę. Przed wyjazdem wysiedlani podlegali badaniu lekarskiemu, a w dalszej kolejności kontroli bagażu. Zakazowi wywozu podlegały skóry, waluta, papiery wartościowe i dzieła sztuki. W terenie sprawami wysiedlenia zajmowały się komisje wysiedleńcze, niestety niejednokrotnie napominane i karane przez władze zwierzchnie za dokonywanie grabieży, czego dowodem choćby piętnujące jedną z nich, pismo starosty z 13 czerwca 47 r. Celem przeciwdziałania aktom samowoli oraz dla zapewnieniu przestrzegania prawa, powoływano lotne kontrole. Mimo, że wielokrotnie dochodziło do przypadków nadużyć, pobicia czy aktów noszących znamiona znęcania, nie miały one charakteru zorganizowanego.
Prace organizacyjne związane z przygotowaniem akcji wysiedleńczej trwały do połowy maja 1946 r. Pierwszy transport skierowany na Zachód, do brytyjskiej strefy okupacyjnej ruszył dopiero 23 maja i liczył 1598 osób. Każdy odjeżdżający otrzymywał na drogę prowiant według normy żywnościowej drugiej kategorii, która wynosiła dziennie 21 g chleba, 133 g cukru, 25 g tłuszczu i 50 g mięsa. Dzieciom przysługiwało dodatkowo mleko w proszku. Celem ułatwienia tego procesu podlegająca wysiedleniu ludność niemiecka w dalszym ciągu posiadała obowiązek noszenia białych opasek. Dla osób chorych, kalekich, starców oraz samotnych dzieci organizowano pociągi sanitarne.
W następnych ośmiu majowych transportach opuściło kotlinę 16 626 osób. W czerwcu wyjechało dalszych 38 990 osób. W pierwszych transportach przeważały kobiety i dzieci. Ogółem do 31 października wysłano z Jeleniej Góry 34 transporty z 57 670 Niemcami. Po 31 października w odróżnieniu od Wrocławia, skąd zimą 1946 r. wyjechał skład, w ramach którego podczas podróży umarło 58 pasażerów, nie wysyłano nowych transportów z uwagi na braki żelaznych piecyków do ogrzewania wagonów.
W 1947 r. akcja wysiedlania ludności niemieckiej była kontynuowana. Jelenią Górę opuściło wtedy 15 transportów kolejowych z 13 993 osobami. W rezultacie przeprowadzanej systematycznie akcji na terenie Kotliny Jeleniogórskiej w 1947 r. pozostawało już tylko 2037 osób narodowości niemieckiej. Ogółem w latach 1946- 1947 z terenu całego granicznego powiatu przesiedlono 108 492 Niemców. Jakkolwiek akcja wysiedleńcza trwała jeszcze w następnych latach, niemniej już pod koniec 1947 r. problem ten został rozwiązany, w efekcie czego można było przystąpić do repolonizacji powiatu. Dużą w tym zasługę posiadał niewątpliwie starosta. Wkład Wojciecha Tabaki w trudną i drażliwą akcję repatriacyjną docenili przywódcy przesiedlanej ludności: Pastor Johann Schmitt, Gerhard Weintlich i Kurt Heidrich, którzy w pożegnalnym liście skierowanym na ręce starosty przekazali następujące życzenia: „Przed opuszczeniem tej ziemi pragniemy wyrazić nasze podziękowanie władzom polskim za zorganizowanie dla nas humanitarnych warunków przesiedlenia. Stwierdzamy, że żadnego wypadku złego obchodzenia się z nami ze strony MO i ORMO nie zanotowaliśmy”.
Dariusz Bednarczyk
Bibliografia:
Basałygo Edward: 900 lat Jeleniej Góry. Tędy przeszła historia. Kalendarium wydarzeń w Kotlinie Jeleniogórskiej i jej okolicach. Jelenia Góra 2008
Chromicz Marek: Skarb Schwarz Willego, „Nowiny Jeleniogórskie” nr 45. 7 ‒ 13 XI 2000 r., s. 17
Dominik Bogusława i Wacław: Wojciech Tabaka ‒ starosta. Wrocław 1985
Hytrek- Hryciuk Joanna: Rosjanie nadchodzą. Ludność niemiecka, a żołnierze Armii Radzieckiej (Czerwonej) na Dolnym Śląsku w latach 1945 ‒ 1948. Wrocław 2010
Hytrek- Hryciuk Joanna: „Tu Ruski jest szefem! Działalność tymczasowej administracji radzieckiej na Dolnym Śląsku (1945 ‒ 1948).”Slezský Sbornik. Acta Sileciaca”, nr 109, čislo 1 ‒ 2. 2011, s. 97 ‒ 111
Iwanek Marian: Kotlina Jeleniogórska w latach 1945 ‒ 1950. Praca doktorska 1979
Jarecka Dorota: Taka zwyczajna klątwa, Rozmowa z F. Springerem, autorem książki „Miedzianka. Historia znikania”. „Gazeta Wyborcza” 11 IX 2012, s. 15
Pohl Gerhart: Czy jestem jeszcze w swoim domu? Ostatnie dni Gerharta Hauptmanna. Tl. M. Urlich- Kornacka, A. Bretschneider. Warszawa 2010
Pyzik Emil: Mysłakowice 1945 rok. Pierwsi osiedleńcy ‒ świadkowie tamtych dni, relacje mieszkańców, Rozmowy z mieszkańcami przeprowadził Emil Pyzik, Mysłakowice 1945 ‒ 1946 r. Pierwsi osiedleńcy ‒ świadkowie tamtych dni, relacje mieszkańców, Mysłakowice 2000 ‒ 2010 r., Relacja Mechtbild Thummel i siostry Waltrand Lorenz, Wysiedlenie z Bukowca, jbc.jeleniagora.pl/dlibra/docmetadata?id=6767&from=publication, dostęp z 17 V 2013 r.
Sielezin Jan, Ryszard: Polityka polskich władz wobec ludności niemieckiej na terenie Kotliny Jeleniogórskiej w 1945 r., Śląski Kwartalnik Historyczny „Sobótka” , nr 1. 2000, s. 67 ‒ 90
Skowroński Janusz: Tramwaj (nie)pożądany?, „Odkrywca”, nr. 3. 2012, s. 46 ‒ 49
Skowroński Janusz: Odkrywanie Gerharta Hauptmanna. Ostatnie dni noblisty. „Przegląd Lubański”, nr 5, 2002, s. 8 ‒ 9
Skowroński Janusz: Dank! Dank! Dank! ‒ obraz filmowy słowem dopowiedziany, “Karkonosze”, cz. 2. 2009, s.12- 16
Springer Filip: Miedzianka. Historia znikania. Wołowiec 2011
Szoka Henryk: Wróciliśmy na Zachód, „Rocznik Jeleniogórski”, t. XXI. 1983, s. 82
Urban Jerzy: Palec rozdzielacza, “Odra”, nr 5. 1970, s.88
Witczak Romuald: Okoliczności wysiedlenia Niemców w latach 1945 – 1947, „Rocznik Jeleniogórski”, t. XXXIX. 2007, s. 170
Archiwalia:
Sprawozdanie Tabaka Wojciech z 5 I 1946 r., WAP Jelenia Góra, op. cit., nr 18
Źródła online:
http://www.zso.kamienna-gora.pl/strona/gazetki-szkolne/pliki-kgml/kgml-09-10-2010.pdf, dostęp: 7 IV 2013 r., także w: Nie chciałbym jeszcze raz przeżyć tego okresu… (2), Kamienna Góra. Miasto Langhansa, Dwutygodnik Szkolnego Koła Miłośników Historii Lokalnej im. Carla Gottharda Langhansa przy ZSO w Kamiennej Górze 2010, nr 4 (36), s. 5, tł. M. Lewandowska kl. II b LO, źródło: Wspomnienia H. Reussa z Wagenfeld, kserokopia w posiadaniu redakcji.
http://www.zso.kamienna-gora.pl/strona/gazetki-szkolne/pliki-kgml/kgml-03-04-2012.pdf, dostęp: 5 II 2013 r.; także w: Kronika Opawy (7), „Kamienna Góra. Miasto Langhansa”, Dwumiesięcznik kółka historycznego w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Kamiennej Górze 2012, nr 2 (44), s. 2, z: „Schlesischer Gebirgsbote” 2010, nr 6, s. 175- 176, tł. K. Ziemiańska, kl. III b LO.
http://www.zso.kamienna-gora.pl/strona/gazetki-szkolne/pliki_kgml/kgml-11-12-2010.pdf, dostęp: 6 II 2013 r., także w: Nie chciałbym jeszcze raz przeżyć tego okresu… (3), „Kamienna Góra. Miasto Langhansa, Dwumiesięcznik Szkolnego Koła Miłośników Historii Lokalnej im. Carla Gottharda Langhansa przy ZSO w Kamiennej Górze 2010, nr 5 (37), s. 4 , z: kserokopia wspomnień H. Reussa z 1999 r. w posiadaniu Redakcji, tł. M. Lewandowska, kl. II b LO.
Zarządzenie prezydenta miasta Kazimierza Grochulskiego, Afisze Jeleniej Góry 1945- 1948, http://jbc.jelenia-gora.pl/libra/doccontent?id=342&from=FBC, dostęp: 27 V 2013 r., także: http:// jbc.jelenia-gora.pl/libra/docmetadata?id=342&from=publication, dostęp: 12 V 2013 r.
Jak przyszli Polacy w 1945 do Opola to moja rodzina miała 15 min na spakowanie się. Pra Babka zaczęła płakać i ten czas skrócili az do zera .Natychmiast ich wzięli na furmanke(pradziadka i jego żonę), dom zajęli.Pradziada wysłali na wschód. Dziadek dostał po łbie i wyrzucili go z chaty.Dom przekopali,podłogę drewniana zerwali dużo ukradli .
Jaka jest różnica pomiędzy niemcami, a ukrywającymi się nazistami? Przez stosowanie przez lata takiego słownictwa doczekaliśmy się opinii na świecie, że to Polacy z nazistami wywołali II wojnę światową. Odpowiedzialni za II wojnę światową są Polacy i naziści, a nie Niemcy. Autorzy takich sformułowań opamiętajcie się!
„Rada Miejska, w której główną rolę odgrywały cztery osoby, a mianowicie byli więźniowie obozów koncentracyjnych ‒ komuniści Bricht i Höhe oraz socjaldemokraci – Burghardt i Keidnis.”
Ci pierwsi to socjaldemokraci, zaś komunistami byli Burghardt i Keidnis 🙂
Pozdrawiam
Faszyzm jeszcze w lutym 1945 popierało 85% Niemców . Zwykłych obywateli a nie opętanych ideą jakiejś grupy społeczeństwa tyranizującej resztę narodu Niemieckiego . Niemcy jesteście podłym narodem i mówię to wprost wam w oczy by nie było niedomówień , Jestem synem więźnia obozu jenieckiego z 1939 roku . Za odmowę podpisania Volkslisty ( mieszkaniec Poznania ) przeniesiono do Obozu Koncentracyjnego w trybie natychmiastowym . Z pięciu kolegów szkolnych tylko dwóch przeżyło ten koszmar . Nie dano im nawet sekundy na podjęcie decyzji a o takich rzeczach jak bicie ,poniżanie i mordercza praca nie będę tu pisał . Wy się cieszcie że przeżyliście tą wojnę .