W wielkiej zonie… | Recenzja

Paul M. Levitt, Fryzjer Stalina, Wydawnictwo Fronda, 2014 

Od upadku ZSRR minęło już tyle czasu, że zaczynamy powoli zapominać o tym jak wyglądał tamten świat. Absurdy życia „realnego socjalizmu” zaczynają w nas budzić coraz częściej nostalgiczny uśmiech zamiast dreszczy grozy. Zapewne przyczyną takiego stanu rzeczy są figle jakie nam płata pamięć.  Pamiętamy różne sympatyczne zdarzenia, a te niesympatyczne poprzez swoją groteskowość stają się anegdotą.

Fryzjer-Stalina-okladka

W takiej sytuacji dobrze, że istnieje literatura. Mało kto pamięta, że „Archipelag GUŁAG” Aleksandra Sołżenicyna nie dostał nagrody literackiej Nobla tylko za polityczny wydźwięk. To była doskonała książka i dlatego wywarła tak wielkie wrażenie na czytelnikach. Tak bywa, że właśnie piękno świadectwa stanowi o jego sile więcej niźli jedynie sam przekaz. Piękno jest w sokratejskiej triadzie stawiane na równi z prawdą i dobrem.

Dlatego też biorąc do ręki Fryzjera Stalina, Paula Levitta nie zastanawiałem się czy warto przeczytać kolejna powieść o imperium zła. Jest to wszak temat fascynujący. Jak ukazać to co decydowało o tym, że świat trząsł się przez zgrają gangsterów rządzących z Kremla? Bo wszak nie Rosja (której mieszkańcy też się bali) rządziła światem – lecz jacyś nie do końca pojmowalni ludzie, których ideologii i potrzeb nie sposób zrozumieć.

Historia albańsko-żydowskiego fryzjera, który odjechał do Związku Sowieckiego aby tam żyć w spokoju i dostatku prowadzi nas aż do owego miejsca gdzie zakończył się stary świat, a nowy okazał się koszmarem. Nie absurdalną anegdotą, nie sennym marzeniem lecz koszmarem. Niewielu z nas już pamięta, że świat w ZSRR dzielił się na dwa obszary. Była „mała zona” – otoczona drutami, lub tundrą, ewentualnie pustynią strefa obozu pracy i umierania, gdzie strażnicy w mundurach z niebieskimi wyłogami byli panami życia i śmierci osadzonych. Lecz dookoła rozciągała się „wielka zona” – ponieważ świat „za kratami” w związku sowieckim nie był bynajmniej miejscem wolności.

Człowiek sowiecki musiał sobie jakoś radzić w życiu. Otoczony podejrzliwością, nędzą i absurdem musiał przeżyć. Przeżyć można było na wiele sposobów: włączyć się w system partii i władzy, poddać ideologii, uciekać lub ukrywać się. Problem polegał na tym, że z iście wschodnim fatalizmem, wszyscy mieszkańcy bolszewii wiedzieli, że nie ma jak przeżyć, że życie potoczy się zgodnie z napisem jaki Sołżenicyn zobaczył w swojej pierwszej celi: „kto nie był budziet, kto był nie zabudziet”.

Powieść Levitta, określana jako przepełniona surrealistycznym humorem, jest bowiem opowieścią o próbach przeżycia. Dotyczy to kobiet próbujących uratować dzieci w niszczonej hołodomorem Ukrainie, mieszkańców odległych rosyjskich guberni, członków partii, typowo rosyjskich inteligentów, czy owego fryzjera Stalina. Kończąc wyliczankę warto przypomnieć, że i sam Stalin dzień i noc walczył o przeżycie. On sam się w wielkiej zonie osadził, co prawda w samym centrum, ale zawsze.

Wszystkim szczególnie polecam tę książkę ze względu na wątek gry wywiadów, nie tych urojonych – gdzie Beria chce „udowodnić”, że tytułowy fryzjer jest faszystowski, szpiegiem rządu Albanii, lecz tego prawdziwego, gdzie są szpiedzy, podwójni agenci i walka o nawrócenie Rosji.

Całość książki czyta się nieźle, chociaż niektóre fragmenty są zbyt długo rozciągnięte, a jej wyraźną słabością jest postać Stalina. Jeżeli stawiamy bohatera w tak bliskiej, intymnej relacji z dyktatorem, jak strzyżenie włosów i golenie twarzy, to chciałby się przyjrzeć jej z bliska. A tutaj tego brakuje. Chociaż być może jest to zabieg celowy. Bo kogóż w końcu golił Razan? Stalina czy może jego sobowtóra? I która z tych golonych postaci była prawdziwym Kobą? A może żadna…

W hitlerowskich Niemczech więźniowie obozów koncentracyjnych byli określani jako żyjący w „nocy i mgle”. W wielkiej zonie wszystko było niewyraźne – jakby zamglone. Czemuż więc Stalin miałby być wyrazisty?

ocena: 5/6

Juliusz Gałkowski

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*