Tego dnia 2007 roku miała miejsce kradzież stulecia na targach w Gdańsku. Podczas targów biżuterii skradziono diamenty warte 1,5 mln dolarów
Diamenty warte fortunę znikały już z najlepiej strzeżonych sejfów świata, ale tym razem złodziej nie musiał nawet łamać zamków ani forsować alarmów. Kradzież stulecia na targach w Gdańsku była tak perfekcyjnie zaplanowana, że sprawca po prostu odebrał łup – 230 diamentów o wartości 1,5 mln dolarów – i rozpłynął się w powietrzu. Do dziś nie wiadomo, kim był ani gdzie podziały się drogocenne kamienie.
Kradzież stulecia na targach w Gdańsku – tajemnicze zniknięcie diamentów
Marzec 2007 roku zapisał się w historii branży jubilerskiej w sposób niechlubny. Najpierw, z banku ABN Amro w Antwerpii, światowej stolicy handlu diamentami, skradziono brylanty o wartości 28 milionów dolarów. Kilka dni później, w Gdańsku, podczas prestiżowych targów Amberif, doszło do zuchwałej kradzieży diamentów wycenianych na 1,5 miliona dolarów. W Polsce była to bezprecedensowa sprawa – sprawcy nigdy nie odnaleziono, a drogocenne kamienie przepadły bez śladu.
Targi Amberif to jedno z największych wydarzeń w Europie poświęconych biżuterii i bursztynowi. Wystawcy z całego świata przyjeżdżają do Gdańska, aby zaprezentować swoje wyroby, a udział w imprezie wymaga odpowiedniej renomy. Wśród uczestników w 2007 roku znalazła się belgijska firma Benelux Diamonds, która po raz czwarty gościła na targach.
Tym razem ich obecność zapamiętano z innego powodu – to właśnie oni padli ofiarą spektakularnej kradzieży. Zniknęły diamenty warte 1,5 miliona dolarów, przechowywane w depozycie targowym. Organizatorzy i inni wystawcy byli w szoku – nigdy wcześniej nie doszło do podobnego incydentu.
Nie można wykupić u nas boksu wystawowego, przychodząc ot tak, z ulicy – podkreślał w rozmowie z Gazetą Wyborczą Tomasz Hołdys, ówczesny wiceprezes Międzynarodowych Targów Gdańskich.
Kradzież stulecia na targach w Gdańsku – perfekcyjnie zaplanowana akcja
Rankiem 15 marca 2007 roku stoisko Benelux Diamonds było zamknięte. Po chwili zaczęły się spekulacje na temat tego, co się wydarzyło. Okazało się, że z depozytu zniknęły kosztowności, a nie było żadnych śladów włamania.
To nie była improwizacja. Jest więcej niż prawdopodobne, że ktoś zrobił rozeznanie na targach rok temu. Przygotował się perfekcyjnie i na pewno nie działał sam – twierdził Tomasz Kłoczewiak, jeden z wystawców, cytowany przez Gazetę Wyborczą.
Złodziej był niezwykle dobrze przygotowany. Wśród skradzionych kamieni znalazło się 230 diamentów, głównie drobnych, o średnicy 1-2 mm, co ułatwiało ich sprzedaż na czarnym rynku. Największy z nich miał około 1 cm średnicy.
Z komunikatu policji wynikało, że dzień wcześniej, 14 marca, około godziny 18:30, wystawcy zdeponowali torbę z kamieniami w depozycie. Kiedy rano przyszli po odbiór, okazało się, że kosztowności już tam nie było. Złodziej odebrał depozyt, posługując się fałszywą kartą dostępu i podrobionymi dokumentami.
Dzięki zeznaniom świadków udało się stworzyć portret pamięciowy podejrzanego. Był to mężczyzna o śródziemnomorskim typie urody, szczupły, około 30-letni, o wzroście około 180 cm. Ubrany był w ciemną koszulę i szary garnitur. Nie mówił po polsku, ale był uprzejmy i zachowywał się spokojnie.
Co ciekawe, kamery monitoringu na targach nie zarejestrowały momentu wejścia złodzieja do depozytu. Wiadomo jedynie, że strażnik otworzył mu drzwi po sygnale z elektronicznego chipa, który prawdopodobnie wcześniej skradziono jednemu z pracowników belgijskich wystawców.
Nagroda za pomoc w schwytaniu sprawcy wynosiła 20 tysięcy złotych. Na miejsce przybyli nawet detektywi z Belgii, aby wesprzeć śledztwo, jednak nie przyniosło to rezultatu. W czerwcu 2008 roku Prokuratura Okręgowa w Gdańsku umorzyła postępowanie z powodu niewykrycia sprawcy.
Kradzież w Antwerpii – czy to ten sam sprawca?
Kradzież diamentów w Gdańsku zbiegła się w czasie z podobnym zdarzeniem w Antwerpii, gdzie skradziono kamienie warte 28 milionów dolarów. Belgijscy śledczy przypuszczali, że sprawca używał fałszywej tożsamości i zdobył dostęp do bankowego skarbca, wykorzystując podstęp.
Nie jest jasne, czy oba przypadki łączył ten sam złodziej, ale jedno jest pewne – obie akcje były skrupulatnie zaplanowane i przeprowadzone z zegarmistrzowską precyzją. Tajemniczy sprawca do dziś pozostaje nieuchwytny, a skradzione diamenty mogły trafić do rąk kolekcjonerów na czarnym rynku lub zostać przemielone na drobny pył diamentowy, co skutecznie uniemożliwiłoby ich identyfikację.
Jak mogło dojść do kradzieży?
Eksperci z branży jubilerskiej oraz specjaliści ds. bezpieczeństwa podkreślają, że tego typu kradzieże wymagają ogromnego doświadczenia, precyzyjnego planowania oraz dostępu do poufnych informacji. W przypadku diamentów skradzionych w Gdańsku pojawiło się kilka hipotez dotyczących sposobu działania złodzieja:
- Podszycie się pod uprawnioną osobę – sprawca mógł posłużyć się skradzioną lub podrobioną kartą dostępu oraz sfałszowanymi dokumentami, co pozwoliło mu przejąć depozyt bez wzbudzania podejrzeń.
- Przekupienie lub zmanipulowanie pracownika – możliwe, że ktoś z personelu depozytu lub ochrona targów nieświadomie ułatwił kradzież, otwierając drzwi na podstawie błędnie zweryfikowanych dokumentów.
- Atak typu „social engineering” – przestępcy często wykorzystują socjotechnikę, czyli manipulację psychologiczną, by zdobyć dostęp do pilnie strzeżonych miejsc. Jeśli złodziej dobrze przygotował się do akcji, mógł wcześniej zdobyć informacje o procedurach obowiązujących na targach.
- Działanie grupy przestępczej – skala kradzieży oraz sposób jej przeprowadzenia sugerują, że mogła za nią stać zorganizowana grupa, być może nawet działająca na arenie międzynarodowej.
Czy diamenty mogą się jeszcze odnaleźć?
Rynki jubilerskie oraz antykwaryczne funkcjonują na zasadach, które umożliwiają dyskretny obrót cennymi kamieniami. Skradzione diamenty mogły zostać:
- oszlifowane na nowo, zmieniając swoje pierwotne parametry,
- sprzedane w częściach, jako pojedyncze kamienie,
- przewiezione do innego kraju i wprowadzone do legalnego obiegu pod fałszywymi certyfikatami.
Eksperci z Belgii i Polski sugerowali, że jeśli kamienie rzeczywiście trafiły na czarny rynek, ich odzyskanie graniczy z cudem. Jedyną nadzieją pozostaje przypadkowe ich odnalezienie podczas konfiskaty innego nielegalnego transportu diamentów.
Podobne spektakularne kradzieże
Historia zna wiele przykładów równie zuchwałych kradzieży cennych kamieni. Wśród nich warto wymienić:
- Kradzież diamentów w Antwerpii (2003) – gang włamywaczy sforsował zabezpieczenia w jednym z najpilniej strzeżonych skarbców na świecie, kradnąc diamenty i inne klejnoty o wartości ponad 100 milionów dolarów. Do dziś nie odnaleziono większości skradzionych kosztowności.
- Napad na sklep jubilerski Harry Winston w Paryżu (2008) – czterech napastników, przebranych za kobiety, zrabowało biżuterię wartą około 80 milionów euro. Część łupu udało się odzyskać, a sprawcy zostali ujęci.
- Słynna kradzież w Cannes (2013) – podczas festiwalu filmowego złodziej wyniósł z hotelowego sejfu biżuterię wartą 103 miliony dolarów.
Kradzież diamentów z Amberif 2007 pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych spraw w Polsce i Europie. Do dziś nie udało się ustalić, kto stał za tym przestępstwem ani co stało się z bezcennymi kamieniami.