Potaczała K., Bieszczady w PRL-u 3
Trzecia część rozważań Krzysztofa Potaczały na temat Bieszczad w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej podejmuje wiele interesujących wątków. Autor chętnie porównuje Bieszczady tytułowego okresu, do realiów pogranicza Stanów Zjednoczonych w XIX wieku. Jest to porównanie ciekawe i w pewnym sensie słuszne. W tym kontekście praca Krzysztofa Potaczały nabiera bardzo interesującego kolorytu. Parafrazując tytuł słynnego westernu, nie byłoby przesadą nadać niniejszej książce podtytuł: „Jak zdobywano Bieszczady”. W istocie rzeczy jest to książka traktująca nie tylko o „ujarzmianiu” Bieszczad, ale również o tym co było wtedy w nich niezwykłe.
Zestawiając wojsko, ludność lokalną, kowbojów, zbiegów z zakładów pracy, lokalnych bandytów, opozycjonistów oraz dzieci kwiaty, autor oddał do rąk czytelników książkę ciekawą i wielowątkową. Obydwie poprzednie części były nominowane do nagrody „Książki Historycznej Roku”, co niewątpliwie dodaje splendoru ostatniej części rozważań nad dziejami Bieszczad w PRL-u. Nominacja do tej prestiżowej nagrody nie może dziwić z uwagi na fakt, że Bieszczady były i są naprawdę ciekawym miejscem.
Autor jest dziennikarzem. Już we wstępie do swojej pracy nadmienił, że ma świadomość licznych niedopowiedzeń oraz wybiórczego potraktowania podejmowanej problematyki. Jednak nie można mu odmówić zaangażowania w swoją pracę. Doskonale obrazuje to tekst jego książki. Profesjonalny historyk zapewne napisałby o Bieszczadach inaczej, jednak warto się zastanowić czy byłaby wtedy ciekawsza. Autor przytacza wiele wątków i często pozwala sobie na swobodne komentarze, co czyni jego tekst bardzo przystępnym. Przytaczane przez niego reportaże, zgrupowane w dwunastu rozdziałach, stanowią wybiórczy ale ciekawy obraz Bieszczad tamtych lat. Historia kowbojów z Wilczej Doliny czy więźniów, którzy swoje przestępstwa mieli odkupić poprzez zagospodarowanie tych „dzikich” ziem naprawdę zapada w pamięć. Taka kompozycja pracy jest interesująca, jednak odnoszę nieodparte wrażenie, że autor mógł po ostatnim rozdziale pokusić się o końcową refleksję na temat całości swoich rozważań. Tego niestety zabrakło i w rezultacie do rąk czytelnika trafia dwanaście, mniej lub bardziej ze sobą związanych, opowiadań o dziejach Bieszczad doby PRL-u. Autor, za sprawą swoich reportaży, prezentuje bowiem bardzo interesujący obraz przeszłości w miejscu, które przez wiele lat było niejako białą plamą na mapie Polski. Bieszczady, otoczone mgiełką tajemniczości, w narracji Krzysztofa Potaczały jawią się jako nowoodkryta wyspa pośród dobrze znanego nam archipelagu. Liczne ciekawostki oraz anegdoty dodają narracji kolorytu. Nie brakuje również odniesień do relacji prasowych z tamtych lat, oraz o trudnościach jakie napotykali goście, którzy zawędrowali w te piękne okolice.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa BOSZ, a uwagę zwraca jej bardzo ładne wydanie. Twarda oprawa oraz dobra jakość papieru to niewątpliwe zalety tej publikacji. Na końcu książki znajduje się literatura. Poważnym błędem, w moim odczuciu, jest brak indeksu osobowego oraz geograficznego. Książka jest pisana językiem potocznym, co akurat nie stanowi istotnego problemu, jednak w zestawieniu z brakiem indeksów czyni tą pracę nieporęczną dla historyka. Literatura jest bardzo skromna wobec czego można tą książkę uznać jedynie za publikację popularnonaukową. Fakt, że w narrację zaimplementowano zdjęcia naprawdę cieszy, ponieważ Bieszczady to piękne góry, a opis ich historii bez zdjęć byłby dalece niewystarczający. W całej pracy nie zamieszczono żadnej mapy co czyni niektóre nazwy miejscowości nieco abstrakcyjnymi dla osób, które dotychczas nie odwiedziły Bieszczad. Nie jest to z pewnością książka zaadresowana wyłącznie do osób znających Bieszczady. Jestem głęboko przekonany, że nawet stali bywalcy tamtych stron mogą znaleźć w niej coś nowego.
Ostatni tom Bieszczad w PRL-u jest w mojej ocenie książką ciekawą. Każdy kto kocha góry z pewnością znajdzie w niej nowe inspiracje, a ktoś kto sięga do niej z ciekawości nie powinien czuć się zawiedziony. Kilka trudności, które nakreśliłem powyżej, nie utrudnia odbioru książki. Zaletą tej książki jest również wielowątkowość. Jeśli kogoś nie interesują dzieje kowbojów z Wilczej Doliny, być może zainteresują go wątki zawarte w pozostałych reportażach. W tym kontekście jest to książka dla każdego, natomiast szczególnie polecam ją miłośnikom gór, ponieważ w moim odczuciu jest adresowana przede wszystkim do nich.
Ocena recenzenta: 4/6
Maciej Kościuszko