W lutym tego roku radni miejscy Radomia poparli lokalnych społeczników w inicjatywie odbudowy miejscowego Zamku Królewskiego. Szykuje się więc kolejna odsłona sporu, który od początku konserwacji zabytków podzielił historyków, a którego nigdy nie udało się merytorycznie rozstrzygnąć w sposób, który przekonałby i pojednał wszystkich jego uczestników.
Czy warto i można odbudowywać polskie zamki, a jeśli tak, to w jaki sposób oraz dlaczego większość badaczy reliktów średniowiecznych ruin jest temu przeciwna?
Niegdyś, w czasach historycznych, odbudowy zamków były czymś oczywistym. Ich ważna rola militarna i rezydencjonalna sprawiała, że często były one obiektem ataków, w wyniku których ulegały zniszczeniu. Jednak po zakończeniu wojny, nowy lub dawny właściciel zajmował się odbudową takiej zniszczonej warowni. Wraz z wynalezieniem prochu i rozwoju techniki militarnej rola zamków zaczęła stopniowo maleć. Początkowo próbowano je rozbudowywać i dostosowywać do nowych warunków, jednak jasnym w pewnym momencie stał się fakt, że ich znaczenie militarne jest już tylko symboliczne. Te, które miały szczęście, dostosowane zostały do potrzeb rezydencjonalnych, inne popadły w ruinę stając się często magazynem darmowego surowca budowlanego. Wiek XIX, moda na gotyk i romantyzm przyniosły z powrotem zainteresowanie zamkami. Wiele z nich ponownie odbudowano. Zmienił się jednak sposób w jaki na nie patrzono.

Fot. www.wktoregory.pl
Zamki stały się symbolicznym łącznikiem z przeszłością, dlatego też nasi przodkowie starali się im przywrócić dawny wygląd, często jednak tylko według własnego, romantycznego wyobrażenia o przeszłości. Na współczesny stosunek do odbudowy zamków największy wpływ wywarły natomiast zmiany w postrzeganiu zabytku przez konserwatorów, szczególnie na początku XX wieku oraz rewolucja modernistyczna w architekturze, której jednym z celów było położenie kresu budownictwu tradycyjnemu. Zmiany te znalazły swoje odbicie w podpisaniu tzw. Karty Weneckiej w roku 1964. Odtąd zamki stać się miały jedynie martwymi świadkami historii, ”motylami nabitymi na szpilkę”. Jeśli zamek nadawał się jeszcze do użytku, urządzano w nim muzeum lub urząd państwowy, a jeśli nie, stawał się tzw. ”trwałą ruiną”. Jedynym sposobem ich odbudowy wobec braku dokładnych źródeł ikonograficznych, była odbudowa nosząca ”znamię naszych czasów” czyli modernistyczna, nowoczesna ”nie zakłamująca historii”. Problem jednak w tym, że architektura tradycyjna, jak by tego życzyli sobie moderniści, nigdy nie umarła, a samych wytycznych do nieodbudowywania zrujnowanych zabytków,zawartych w Artykule 9 Karty Weneckiej, nigdy nie udało się do końca wprowadzić w życie. Co więcej nie udało się wypracować takiego zestawu argumentów, który byłby przekonujący dla wszystkich. Zamki więc nadal odbudowywano, odbudowuje się i pewnie jeszcze przez wiele lat będzie się odbudowywało.

Fot. ”Poprawki do historii”, Zbigniew Jujka, Instytut Prasy i Wydawnictw ”Novum”, 1990.
W naszych polskich warunkach wydarzeniem historycznym, którego skutki widoczne są do dzisiaj, były wojny XVII wieku, a szczególnie ”potop szwedzki”. To właśnie wtedy zniszczeniu uległo wiele polskich warowni, których aż do dzisiaj nie udało się podnieść z ruin. Wielu specjalistów, szczególnie konserwatorzy i badacze zabytkowych reliktów zamkowych uważają, że takie ruiny są ”prawdziwe” i już wpisały się w krajobraz oraz, że są dokumentem i obiektem badań. Ich przeciwnicy jednak nie chcą się godzić z takim stanem rzeczy wskazując, że ruina jest jedynie pewnym okresem z życia zamku, który nie musi być ostateczny, a kolejna odbudowa nie musi niszczyć historycznych murów. Wręcz przeciwnie – przy dobrym gospodarzu, który nada nowe życie zamkowi, może być dla nich szansą. Zamek bowiem to nie tylko zabytek, to architektura, to obiekt ”żyjący”, mający symboliczne znaczenie dla lokalnych społeczności i w szerszym sensie dla narodu. To obiekt, który stanowi ważną część miast i układów urbanistycznych, a w końcu obiekt o znaczeniu ekonomicznym, który by przetrwać musi zarabiać na siebie, jak i na właściciela oraz na lokalne społeczności. Bogusław Szmygin, prezes Polskiego Komitetu Narodowego ICOMOS mówi nawet ”Dziedzictwo nie może być zawłaszczone przez jeden – konserwatorski – system wartościowania. O dysponowanie przestrzenią i zabudową rywalizuje wiele różnych grup – jak to mówimy interesariuszy. Są to właściciele, mieszkańcy, kupcy, samorząd, deweloperzy, inwestorzy, etc. Konserwatorzy nie mają prawa, władzy, środków ani argumentów, by narzucić w tym sporze swój system wartościowania” (”Współczesne problemy ochrony zabytków”, B.Szmygin, ”Spotkania z Zabytkami”, 5-6 2013).
W Polsce mamy bardzo dużo zamków. Część z nich jest odbudowana, wyremontowana, inne są ruinami co widać np. na tej liście http://www.tropematiego.pl/2018/03/tropem-zamkow-krzyzackich-czesc-2.html Te co są wyremontowane (np. Malbork, Gniew, Golub-Dobrzyń) przyciągają turystów, którzy zostawiają tam swoje pieniądze. Dzięki temu zamek po części może zarabiać na siebie. Inne ruiny są pozostawione samym sobie np. Prabuty. Tam już ledwo fundamenty widać. Inne są w rękach prywatnych (Szymbark) lub w rękach pasjonatów (Pokrzywno). Prywatne zamki z reguły nie są remontowane ani odbudowywane, gdyż zrobienie tego z głową generuje ogromne koszty i wymaga sporej wiedzy budowlano-historycznej.
Zamki powinny też propagować świadamość historyczną wśród ludzi. Historia jest naszym dziedzictwem. Które zamki lepiej to robią? Malbork, Gniew? Czy może Szymbark, Pokrzywno?