Co z tą rosyjską interwencją?

W okrągłą – 40 – rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego warto chyba jeszcze raz spojrzeć na wydarzenia sprzed prawie połowy wieku. Uzbrojeni w najnowszą wiedzę historyczną i najnowsze ustalenia badaczy jeszcze raz przyjrzyjmy się jeszcze raz rzeczywistej bądź wyimaginowanej groźbie interwencji radzieckiej w roku 1981.

 Nakreślmy sobie najpierw tło wydarzeń, o których chcemy mówić. Od 1980 roku w Polsce trwała rewolucja Solidarności. Pierwsze namiastki wolności i swobody mieszały się jednak wtedy z strajkami wszystkich większych zakładów przemysłowych i biedą, która została w spadku po dekadzie gierkowskiej.  Dużo bardziej burzliwie okres ten wyglądał jednak na szczytach władzy, gdzie rozkwit „Solidarności” kłuł w oczy towarzyszy, zarówno w Warszawie, jak i w Moskwie.

Kreml na wydarzenia w Polsce zareagował bardzo ostro. Powołano nawet specjalny komitet BP KPZR ds. polskich, który miał zająć się rozwiązaniem kryzysu, jaki zaczynał rodzić się nad Bałtykiem. Z najnowszych ustaleń historyków wiemy, iż w 1980 po raz kolejny w stosunkach polsko – radzieckich pojawił się argument siły. Szef KGB Jurij Andropow miał grozić wtedy polskiemu ministrowi spraw wewnętrznych, gen Mirosławowi Milewskiemu „wariantem węgierskim”, czyli spacyfikowaniem rewolucji Solidarności, dokładnie w ten sam sposób, jak miało to miejsce w 1956 roku na Węgrzech.  Sytuacja naprawdę więc była napięta! Tym bardziej, iż jeszcze jesienią 1980 roku w stan gotowości postawiono dywizje radzieckie z trzech obwodów wojskowych, które graniczyły z Polską.

Po raz pierwszy o możliwości wprowadzenia w Polsce stanu wojennego wspomniała – co ciekawe – głowa państwa trzeciego. W październiku 1980 roku do spraw wewnętrznych PRL odniósł się Breżniew, który stwierdził, iż „Polskę zalewa powódź kontrrewolucji”. Przy tej samej okazji doradzał władzom w Warszawie właśnie takie rozwiązanie problemu Solidarności, zupełnie niepokojowymi metodami. Na szczęście jego rady zostały w Polsce zignorowane.

Żarty skończyły się jednak w grudniu 1980, kiedy w Warszawie bez zapowiedzi zjawiły się zespoły sztabowe z armii radzieckiej, czechosłowackiej i wschodnioniemieckiej, które zażądały informacji o stanie dróg, infrastruktury krytycznej i obiektach strategicznych o szczególnym znaczeniu.  Wtedy polscy towarzysze zaczęli brać groźby Moskwy na poważnie. W polskim sztabie generalnym zrozumiano, że w ten sposób komuniści radzieccy przygotowują sobie pole pod potencjalną inwazję siłami powietrznodesantowymi. Inspekcja sztabowa sił póki co sojuszniczych była jasnym sygnałem – albo uporacie się z Solidarnością sami, albo zrobi to Armia Czerwona!

Były to groźby tym bardziej realne, że dosłownie kilka dni Sztab Generalny LWP otrzymał informację o manewrach Sojuz-80. Według planu manewrów już 8 grudnia 1980 do Polski miało wejść 18 dywizji wojsk Układu Warszawskiego. Prócz tego na miejscu już stacjonowały dwie dywizje radzieckie. Zagrożenie było zatem spore!

Ponadto na zjeździe głów państw demokracji ludowej w Moskowie, reprezentujący tam Polskę Stanisław Kania usłyszał jasne żądanie. Miał doprowadzić do zniszczenia „Solidarności”. Otwarcie ostrzeżono go też, że niezdecydowanie doprowadzi do realizacji „scenariusza węgierskiego”, czyli inwazji, co w polskich warunkach oznaczałoby atak z aż trzech stron – ze wschodu, od Czechosłowacji i ze strony NRD.

Wtedy zdanie zmienił Breżniew, który w osobistej rozmowie obiecał Kani, iż nie wyśle wojsk Układu Warszawskiego do Polski. Zastrzegł jednak, że w razie pogorszenia sytuacji inwazja nastąpi bez kolejnego ostrzeżenia.

Trzy miesiące Moskwa przypomniała o swoich żądaniach, jednocześnie domagając się bardziej zdecydowanych działań lub wprowadzenia stanu wyjątkowego. Polskie Biuro Polityczne PZPR nadal jednak nie zamierzało rozwiązać sprawy opozycji siłą. W Warszawie dobrze rozumiano, że taka forma konfrontacji skończyłaby się rzezią. A tego prawie każdy Polak chciał uniknąć.

Inaczej za to rozumowano na Kremlu. Breżniew w swej korespondencji z komunistycznymi aparatczykami wykazywał konieczność wymuszenia na Polsce twardszych i zdecydowanych działań. Z kolei minister obrony ZSRS przyznał, że „utrzymanie w Polsce socjalizmu musi skończyć się rozlewem krwi”.

Jednak dyskusje i spory ciągle trwały. Aż do maja, kiedy to Moskwa zażądała od polskich komunistów wprowadzenie stanu wojennego i rozprawienia się z „Solidarnością”. Odpowiedź była odmowna! To na tyle rozwścieczyło Kreml, iż Breżniew zdecydował o usunięciu ze stanowiska I sekretarza PZPR Stanisława Kani i zastąpieniu go jakimś ideowym towarzyszem, ślepo podporządkowanemu ZSRS. Kania jednak w Polsce utrzymał się na stanowisku. Wtedy w Moskwie pojawił się projekt wsparcia gen. Jaruzelskiego, w którym upatrywano jednostkę o bardziej bojowym nastawieniu. A ten nie zawiódł nadziei, jakie w nim pokładano.

Jesienią w swoim ręku skupił władzę premiera, ministra obrony i I sekretarza Partii, który to  przejął z rąk odwołanego na wyraźne polecanie Breżniewa, Stanisława Kani. Jeszcze w sierpniu 1981 roku wraz z nowo powołanym ministrem Czesławem Kiszczakiem rozpoczęli przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego i walnej rozprawy z opozycją. Pieczołowicie przygotowywano także aparat represji, który miał raz na zawsze zdławić „Solidarność”.

Generał Wojciech Jaruzelski o tych planach poinformował swego zwierzchnika w strukturze Układu Warszawskiego, naczelnego dowódcę sił Sojuszu marszałka Wiktora Kulikowa. W poufnej rozmowie, która odbyła się najprawdopodobniej 9 grudnia 1981 roku, wyraził zaniepokojenie, iż w razie eskalacji strajków i masowego wystąpienia przeciwko władzy, polskie siły mogą nie być w stanie samodzielnie spacyfikować narodu. Wprost oznajmił Kulikowowi też, iż będzie potrzebował pomocy sił radzieckich. Ten mu je obiecał! Co prawda nie dał jasnej odpowiedzi czy inwazja nastąpi. Wyraził za to nadzieję, że Ludowe Wojsko Polskie samo zdławi potencjalny opór.

Bo zgody na wejście wojsk Układu Warszawskiego do Polski nie wyraziło Biuro Polityczne KPZR! A wieść tę przekazał Jaruzelskiemu ambasador ZSRS w Warszawie najprawdopodobniej 12 grudnia 1981r. W momencie wprowadzania stanu wojennego generał Jaruzelski wiedział już, że żadna interwencja radziecka nie nastąpi. Poprosił, więc Moskwę o zgodna rozprawę z „Solidarnością” tzw. „Operację X”. I uzyskał tę zgodę! Dlatego w nocy 12/13 grudnia 1981 roku dokonał tego czego dokonał! A ciąg dalszy tej historii już znamy tak bardzo dobrze!

Jakie płyną z tego wnioski? Jakiej odpowiedzi moglibyśmy udzielić na pytanie ze wstępu?

Groźba rosyjskiej interwencji istniała dużo wcześniej! Jeśli już to można się było spodziewać jej w lecie 1980 roku, kiedy to Kreml po raz pierwszy dostrzegł, że sytuacja w Polsce jest poważna. A w 1981? Bardzo wątpliwe. Wtedy już prawie nikt w kierownictwie radzieckiej partii komunistycznej już nie liczył się z tą ewentualnością.

Czy stan wojenny był, więc tylko próbą rozprawy z „Solidarnością”? TAK!

Bo żadna interwencja z zewnątrz wtedy Polsce nie groziła i świadomy tego gen. Jaruzelski wprowadzał stan wojenny, zaczynając rozprawę z opozycją i zabierając dzieciom „Teleranek”.

A co byłoby wtedy gdyby dzieje potoczyły się inaczej i stan wojenny nie powstrzymałby „kontrrewolucji”, jak mawiali o Solidarności komuniści? Postaram się znaleźć na to odpowiedź. Dlatego wypatrujcie jej już niedługo!

Dawid Siuta

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*