A. Wójcik, Fantazmaty Wielkiej Lechii. Jak pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków
Mimo ogromnego stopnia rozwoju nauki w naszych czasach nastał też okres prawdziwego rozkwitu teorii spiskowych, które to rzekomo kształtują nasze dzieje i są prawdą skrywaną przez koncerny farmaceutyczne, świat polityki, tajne stowarzyszenia, kościół katolicki lub kosmitów (niepotrzebne skreślić). Niestety i w zakresie naszej przeszłości i nauki o niej coraz częściej zdarzają się szerzyciele wierutnych bzdur, którzy – o zgrozo ! – mają swoich zwolenników i niemalże wyznawców. Jedną z takich spiskowych teorii dziejów obnaża publikacja „Fantazmaty Wielkiej Lechii”.
Doktryna domniemanego istnienia Imperium Lechickiego dojrzała już na tyle, że zbiera straszliwe wręcz żniwa. Niestety objawia się to rosnącą rzeszą (bo niestety tak trzeba już nazwać liczbę zwolenników tej bzdury) zwolenników a nawet wyznawców. „Fantazmaty Wielkiej Lechii” wprost fantastycznie obnażają teorię, która do historii ma się tak jak chyba tylko wiara w istnienie świętego Mikołaja biegającego w czerwonym kubraczku. Ale po kolei.
Autor „Fantazmatów…” dokonuje bardzo szerokiej i pogłębionej analizy, niemalże psychoanalizy, samej teorii imperium słowiańskiego oraz jej zwolenników, którzy zwykle uwierzą we wszystko co przeczytają w jakimkolwiek źródle czy opracowaniu drukowanym. Bo przecież niemożliwe jest, żeby autor kłamał. Bo po co niby miałby to robić. I tak właśnie Ci oto turbosłowianie postrzegają wszelkie wypociny czołowych apostołów wielko lechickiej bzdury. I właśnie to w genialny sposób ukazuje Wójcik.
Świetnie wypunktowuje też fałszywe założenia teorii turbolechickiej, ukazując przy tym błędne założenia samych piewców tej bzdury jak i obnażając fałszywość źródeł, na których zazwyczaj się opierają. Przy okazji oberwało się też nienaukowym metodom „pisarskim” (bo przecież grzechem byłoby nazwać je „badawczymi”) pana Bieszka i innym mu pokrewnych autorów. To co mnie osobiście najbardziej spodobało się w tej części „Fantazmatów…” to sposób, w jaki Wójcik ukazał miejsca i formatu samozaorania (mówiąc językiem młodzieżowym), jakiego dokonują turbosłowianie. W wielu miejscach, w wielu formach i przy najróżniejszych okazjach. Naprawdę warto je zobaczyć!
Świetną stroną książki jest też jej baza bibliograficzna, bo opiera się ona na rzetelnych źródłach i prawdziwie dobrze napisanych opracowaniach a nie doktrynach mocno wątpliwych i wypocinach anonimowych internautów. I tym różni się od prac, których jedyną mocną stroną jest to, że znalazły się na TOP listach sprzedażowych Empik. Zresztą czy to aż taki sukces? Ludzie kupią dziś niemal wszystko. Niekoniecznie musi mieć jakąkolwiek wartość. Praca Wójcika ją ma, a że przy okazji obnaża ludzką naiwność, niestety może nie trafić do topu w jakiejkolwiek księgarni.
I na koniec warto wziąć sobie do serca przesłanie, którym autor kończy książkę. Trochę więcej wiary w naukę. W każdej dziedzinie. Czy to w zakresie historii, immunologii czy politologii.
Wydawnictwo: Napoleon V
Ocena recenzenta: 5/6
Dawid Siuta