Maciej Franz, Kampania polska 1939 i następne… Studia i szkice
To jedna z niewielu książek wydanych przez IPN, która autentycznie mnie wciągnęła. Autor, Maciej Franz, porusza w swej pracy wiele pomijanych dotąd, w światowej, jak i w polskiej debacie poświęconej II wojnie światowej, wątków. Mnie najbardziej spodobały się dwa rozdziały Kampania polska 1939 i następne… – ten opisujący 302 Dywizjon Myśliwski „Poznański” walczący w bitwie o Anglię oraz rozdział opisujący „życie” żołnierzy polskich internowanych na terenie Rumunii.
„Niewierna” Rumunia
Przed II wojną światową Rumunia była jednym z nielicznych naszych sąsiadów, z którymi mieliśmy w miarę dobre stosunki dyplomatyczne. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że darzyliśmy się sympatią.
Jednak od momentu, gdy Hitler zagarnął Czechosłowację, niemieckie firmy i przedsiębiorcy dokładali starań, aby podporządkować sobie Rumunię gospodarczo. Znajdowały się tutaj między innymi tak cenne dla nazistów złoża ropy naftowej. Choć o gospodarczej wasalizacji Rumunii informowali nasi dyplomaci, to jednak w Warszawie nadal liczono, że rząd rumuński wywiąże się ze swych zobowiązań i umów.
W momencie, gdy III Rzesza uderzyła na Rzeczpospolitą, rząd rumuński zaczął kluczyć. Początkowo nieśmiało przebąkiwał, że umowy są nadal aktualne, ale w momencie, gdy pewnym już było, że Polacy przegrają, wszystko posypało się jak domek z kart. Zaczęły pojawiać się trudności, jakieś przeszkody…
Władze II RP były zaskoczone radziecką agresją, i to mimo posiadania rzetelnych informacji o przygotowaniach do takiego czynu. Stacjonujące na Kresach oddziały, w zasadzie tylko niewielki liczebnie Korpus Obrony Pogranicza, nie był wystarczająco silny, aby móc powstrzymać tak silnego przeciwnika. Nie widząc innego wyjścia, generał Edward Rydz-Śmigły wydał rozkaz ewakuacji polskiego rządu oraz jak największej ilości polskich jednostek wojskowych w kierunku Węgier i Rumunii.
Wkrótce po 17 września, gdy na tereny polskie wkroczyła Armia Czerwona, rząd rumuński zdecydował się internować polskich uciekinierów. Blisko 50 000 wojska, policji i innego rodzaju służb oraz drugie tyle cywilów.
Choć nie przeszkodzono Polakom a ewakuacji, to jednak rząd rumuński dokładał wszelkich starań, aby pozyskać dla siebie z tak wielkim trudem wywieziony polski sprzęt. Rumunia nie posiadała tak nowoczesnego uzbrojenia, więc każdy polski sprzęt był na wagę złota, tym bardziej, że przygotowywano się do wystąpienia przeciwko Rosji u boku Hitlera.
Internowani nie myśleli jednak się poddawać. Tylko części Polaków udało się, i to nielegalnie, przedostać do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii, gdzie mogli dalej stawiać czoła nazistowskiej hydrze. Spora ich część pozostała na terenie niedawnego „sojusznika”.
Ci, którzy pozostali na terenie Rumunii, pozbawieni sprzętu, walczyli z III Rzeszą poprzez kulturę, poprzez sztukę oraz różnego rodzaju polonijne czasopisma. A była to nierówna walka, zwłaszcza gdy Rumunia oficjalnie przeszła na stronę Hitlera.
Warto jednak poczytać o losach tej naszej diaspory. Autor umieścił w tym rozdziale mnóstwo naprawdę ciekawych informacji, może nieco odrobinę „ku pokrzepieniu serc”, ale w tym przypadku mi to nie przeszkadza. Lubię czytać o ludziach niepokornych, którzy mimo przeciwności losu, znajdują zawsze takie obszary, dzięki którym mogą dopiec swoim prześladowcom.
Kampania polska 1939 i następne… IPN nie taki straszny
A jak się czytało? Wbrew temu, do czego przyzwyczaiły mnie dotychczasowe publikacje IPN-u, czytało się świetnie. Nie było zbyt wielu przypisów. Nie było naukowego slangu, który utrudniałby recepcję tekstu. Co ważne, Autor zamieścił w swej pracy cały ogrom nowych, często pomijanych informacji. I jestem mu za to ogromnie wdzięczny.
To była jedna z najciekawszych książek dotyczących wojska polskiego w czasie II wojny światowej. Z oczekiwaniem czekam na kolejne prace tego historyka, bo chyba nie zamierza porzucić tego świetnego, odrobinę zmitologizowanego tematu?
Książka składa się z 10 większych rozdziałów, opisujących pięć głównych tematów pracy. Są to: Obrona Półwyspu Helskiego w 1939 roku, Polskie niszczyciele u boku Royal Navy w czasie kampanii polskiej na tle działań całej Polskiej Marynarki Wojennej, Obrona Stanisławowa w 1939 roku, 302 Dywizjon Myśliwski „Poznań” w bitwie o Anglię oraz Między tęsknotą a potrzebą – życie kulturalne polskich uchodźców wojennych w Rumunii. Rozdziały pomiędzy nimi są fragmentami dokumentów z epoki. Część z nich opublikowana jest pierwszy raz, co dodatkowo wzmacnia niezwykłą wagę tej książki.
Dywizjon 30…2?
Wielką ucztą czytelniczą jest czytanie nie o tym, co jest nam znane, ale o tym, co pozostało jeszcze tajemnicą. O ile legenda dywizjonu 303 stała się częścią naszej mitologii narodowej, a wręcz weszła w poczet kultury masowej, o tyle dzieje 302 Dywizjonu Myśliwskiego nikną w pomroce dziejów.
Szczerze, to pierwszy raz dowiedziałem się o istnieniu tej jednostki. Co ciekawe, na Zachodzie cieszą się oni szeroką sympatią. A to wstyd, bo u nas w zasadzie nie istnieją w świadomości historycznej. Tym bardziej cenię sobie fakt, że Maciej Franz pochylił się nad tym tematem. Kto wie, może jeszcze znajdzie się Arkady Fiedler tej zasłużonej jednostki?
Hel? Jaki Hel?
Podobnie ma się sprawa z obroną Helu. Choć możemy spotkać się z różnymi ekranizacjami tej batalii, to jednak w podręcznikach temat obrony Wybrzeża i Półwyspu Helskiego często jest pomijany. Być może wynika to z faktu, że arena pomorska nie stanowiła całości polskiego frontu. Już w momencie tworzenia polskich umocnień i fortyfikacji na tym obszarze, wiadomo było, że szybko zostanie on odcięty od reszty areny wojennej.
W naszych podręcznikach znaleźć można jedynie informację, jak długo Hel się bronił i kiedy skapitulował. A przecież walki w tym regionie weszły do kanonu naszej mitologii. Wstyd jest nie znać ich przebiegu. Co więcej, Autor rozprawia się z nieścisłościami, jakie pojawiły się wokół tej sprawy.
Więcej i więcej…
Chciałoby się pisać o tym wszystkim więcej, ale niestety nie mogę. Muszę się ograniczyć tylko do tych niewielu informacji, które są powyżej. A z miłą chęcią poruszyłbym kilka ważnych spraw. Tak, to byłaby fajna sprawa.
Tak czy siak – książka niezwykle mi się podobała. Moim zdaniem, to jedna z najciekawszych publikacji w tym zakresie mijającego roku. A wiem o czym mówię, bo przeczytałem ich już kilkadziesiąt ;D
W publikacji znajdziecie mnóstwo fragmentów wspomnień. Jak już pisałem powyżej, spora ich część jest przedstawiona polskiemu czytelnikowi pierwszy raz.
W tekście znaleźć można również sporą dawkę fotografii, choć jak ostatnimi czasy jest to w modzie (i pytam dlaczego?) – czarnobiałych.
Dla kogo jest ta książka – dla wszystkich grup czytelniczych. Autor pod wieloma względami zachował dystans do poruszanych wątków, nie bawiąc się w hurra-polskie mitologizowanie „zwycięskiego” odwrotu czy tłumacząc, dlaczego wszystko wyszło tak, a nie inaczej.
Wydawnictwo IPN
Ocena recenzenta: 6/6
Ryszard Hałas
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem IPN.