A. Bellwon, A Rogozin (red.) Konarzewo Czartoryskich 1925-1941
Do czasu II wojny światowej dworki szlacheckie były bardzo charakterystyczną częścią polskiego krajobrazu. Stanowiły one bowiem niejako synonim polskości i ciągłości pewnych tradycji. Choć jednak arystokracja niemal zawsze miała swoje „za uszami”, to po dziś dzień ta architektura cieszy się pewnego rodzaju sentymentem. Wielka szkoda, że obecnie wiele z takich dworków – świadectw przeszłości jest zupełnie zapomnianą ruiną. Publikacja „Konarzewo Czartoryskich” świetnie stara się odwrócić tę tendencję.
Prawdą jest powiedzenie, że pierwsze wrażenie może być mylące i nie należy mu ulegać. Dokładnie tak stało się w przypadku „Konarzewa Czartoryskich”. Do chwili rozpakowania przesyłki myślałem, że książka ta będzie czymś w rodzaju wspomnień. Wspomnień o rodzinie pisanych prozą, w dość literacki sposób. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że jest to coś dużo większego i bardziej złożonego. Oto bowiem miałem przed sobą pięknie wydany album, w którym słowo pisane doskonale przeplata się z fotografiami. Oba te elementy rewelacyjnie się ze sobą komponują, nie stanowiąc dla siebie wzajemnie żadnej konkurencji. Powiem więcej, są one zapisem tamtego świata, który zniknął bezpowrotnie. I tylko w taki sposób można przywrócić choćby jego maleńkie części.
Sama treść ułożona jest w czternaście części poprzedzonych prologiem, a zakończonych epilogiem. Dzięki temu Czytelnik płynnie porusza się po materii, ale nie to jest tutaj najważniejsze. W czasie lektury naprawdę można poczuć tamtą epokę, a nawet poczuć się jak członek rodziny. Jest to o tyle intrygujące, że przecież Czartoryscy należeli do najważniejszych i zarazem najpotężniejszych rodów magnackich w Polsce przedrozbiorowej. Niejednokrotnie piastując najważniejsze urzędy państwowe oraz mając wpływ na wybór ostatniego polskiego monarchy. Również po uzyskaniu niepodległości, szlacheckie korzenie pozwalały na zachowanie dość dużego znaczenia, może nie takie jak wcześniej – ale jednak. Nie było mowy o tym, aby do ich najbliższego kręgu towarzystwa wszedł ktoś przypadkowy. Stąd też taka bliskość w tekście jest bardzo znacząca.
W „Konarzewie Czartoryskich” cała rodzina została ukazana w sposób prawdziwie swojski, niemal sielankowy sposób. W toku lektury okazuje się, że nawet taka dystyngowana grupa potrafi zdobyć się na bliskość, uśmiech, serdeczność, taką zwykłą codzienność. Oczywiście z uwzględnieniem tych wszystkich czynników, o których wspomniałem wcześniej. Doskonale zostało to zrekapitulowane przez fotografie oraz w tekście głównym, który w większości składa się z fragmentów korespondencji familii pomiędzy sobą. Zwykle są to listy pomiędzy rodzicami, a dziećmi choć nie tylko. Są one dowodem bliskiej zażyłości, która dziwi i nie dziwi. Jest nietypowa z racji na model wychowania w końcu XIX i na początku XX stulecia. Z drugiej strony pozwala odkryć w tych ludziach cząstkę normalności, dla nas współczesnych zupełnie naturalnej.
Zagadkowe było samo Konarzewo jako jedna z siedzib opisywanych w książce Czartoryskich. Z tego powodu moim pierwszym krokiem przed przystąpieniem do lektury było sprawdzenie, gdzie znajduje się ta miejscowość. Dziś dzięki dostępowi do Internetu jest to zdecydowanie łatwiejsze. Podpowiadam Państwu, że chodzi tu o województwo Wielkopolskie i okolice Poznania.
Naprawdę nie można nie zauważyć pięknej szaty graficznej. Wszystko w tej książce jest przygotowane z najwyższą dbałością o szczegóły. Trudno nawet o jakieś uwagi natury warsztatowej. Elegancki papier uwypukla tekst, który jest naprawdę dobrze zredagowany, wielowątkowy, głęboki, a miejscami nawet poruszający. Na kartach książki doskonale widać zmieniający się czas i okoliczności. Opowieść zaczyna się w roku 1925, w czasie kiedy można już mówić o względnym spokoju i powojennej stabilizacji. To okres dość dobrej prosperity dla majątków ziemskich, okres największego rozwoju Polski, która piękniała z roku na rok. Zakończenie przypada szesnaście lat później – już w mrocznych czasach II wojny światowej. To ukazuje, do jakich istotnych zmian może dojść w krótkim okresie czasu. Właśnie na przykładzie takich książek doskonale widać, że historia to przede wszystkim ludzie i emocje.
Z całej lektury nasuwają się dwa jaskrawe wnioski. Pierwszy z nich to wielkie zamiłowanie do dziejów własnych przodków czy chęć zgłębienia korzeni. A później także wyprowadzenia ich na zewnątrz w stronę szerszej publiczności. Widać to zwłaszcza po ilości wielorakich materiałów pochodzących z archiwum rodzinnego. Należy zauważyć, że wymaga to ogromnej odwagi oraz przekonania o słuszności zamierzonego celu. Cecha druga to bijąca, zwłaszcza z końcowej części „Konarzewa Czartoryskich” tęsknota za czasami, które bezpowrotnie minęły. Niewątpliwie były one tak bogate w to wszystko, co wiąże się z tradycjami rodu oraz jest źródłem jego wewnętrznej siły połączonej z legendą.
Serdecznie zachęcam Państwa do lektury. To książka powstała z potrzeby serca i to widać w niej niemal na każdym kroku. Nie ukrywam, że czytając ja sam siłami wyobraźni przeniosłem się prawie sto lat wstecz. I zrobiło mi się smutno, gdyż sam chętnie żyłbym w tamtych czasach i zamieszkał w takim miejscu. Choć jest to teraz fizycznie niemożliwe to książka taka jak ta pozwala poczuć ducha tamtej epoki. Przecież wiadomo, że historia jest nauczycielką życia.
Wydawnictwo: Karta
Ocena recenzenta: 6/6