Howard Zinn, Ludowa historia Stanów Zjednoczonych od roku 1492 do dziś
Ludowa historia USA to swoiste opus magnum Howarda Zinna. Książka, którą okrzyknięto niemalże „Biblią antyglobalizmu”, ukazała się w Stanach w roku 1980 i przez ostatnie trzydzieści lat zjednała sobie grono miłośników. Dzięki niej Howard Zinn zawsze już będzie klasykiem dla anarchizujących socjalistów, antykapitalistów, antyamerykanistów i pacyfistów.
Wydawnictwo „Krytyki Politycznej” postawiło sobie zaś swego czasu za punkt honoru uzupełnić na księgarnianych półkach lewicowy kanon myśli politycznej, wydając (bodaj od kilkunastu lat) „Serię historyczną” (w której obok Zinna, znaleźli się wcześniej m. in.: Eric Hobsbawm, Tony Judt, Timothy Snyder, a z polskich autorów choćby: Jan Józef Lipski, Stanisław Brzozowski czy Adam Ciołkosz). Bywało, że sami „klasycy” serii wzajemnie się punktowali, jak choćby Tony Judt, który napisał miażdżącą krytykę wielkiej historii kapitalizmu Hobsbawma (znanej nam, jako trylogia polityczna: „Wiek rewolucji – Wiek kapitału – Wiek skrajności”). W przypadku tak szeroko zakrojonych analiz jest to chyba nieuniknione.
Podobnie jest z syntezą Zinna. Dwadzieścia pięć rozdziałów jego pracy przynosi nam historię Stanów Zjednoczonych od przybicia okrętów Kolumba do brzegów Ameryki, aż po rok 2000.
Zinn mawiał, że pokusił się o tę książkę, gdyż chciał w niej zawrzeć to wszystko, czego nie mógł znaleźć w oficjalnych, podręcznikowych historiach USA. Tak narodził sie zamysł „ludowej” historii, „ludowej” – bo antyrządowej, socjalistycznej, opozycyjnej. Można by rzec – historii oporu. Autor bowiem omawia na przestrzeni kilku burzliwych wieków – nie tyle historię Ameryki, co historię Amerykanów. I to właściwie nie wszystkich, a tych pozostających w mniejszości (rasowej, seksualnej, socjalnej…). Chodzi to naturalnie nie tyle o „mniejszość” ilościową (statystyczną), co o siłę polityczną państwa.
Każde państwo kreuje własne mity państwotwórcze. Rozwija swą politykę historyczną w oparciu o pewien zakres symboli. Dla jednych są one emblematami wolności, dla drugich – zniewolenia. Dla części społeczeństwa będą sferą sacrum, dla innych – jedynie pustymi sloganami. „Flaga, patriotyzm, demokracja, interes narodowy, obronność kraju, bezpieczeństwo narodowe, cywilizacja, wielokulturowość” to niewątpliwie pojęcia sprzeczne z wolnością w kształcie semantycznym rozumianym przez Zinna. Toteż autor buduje swoja historię na „dziejach amerykańskiego ruchu oporu”: prawa Indian i Latynosów, narodziny „Black Power” i zamieszki w czarnych gettach. Zamordowanie Marina Lutera Kinga i rasistowska polityka rządu. Wietnam i narodziny masowego pacyfizmu w Stanach. Ruch abolicjonistyczny, feministyczny, walki o prawa kobiet. „Manify” i wielka fala ruchu LGBT. Fascynacja „dialektyką płci”, gender studies na uniwersytetach i wielka rewolucja kobiet… Ruch Amnesty i walka o prawa więźniów (a także liczne bunty osadzonych w zakładach karnych w latach siedemdziesiątych XX wieku). Różne formy walki ruchu ekologicznego. Przyczyny i skutki wadliwej opieki penitencjarnej rządu USA… Kwestia terroryzmu i wojna w Zatoce Perskiej. Palące problemy socjalne i kwestie społeczne (jak choćby bezrobocie i ubóstwo)… To wszystko omawia Howard Zinn (siłą rzeczy nieco jednostronnie i wybiórczo) na blisko tysiącu stronach „Ludowej historii Stanów Zjednoczonych”. Ma to nam unaocznić jak kolejne rządy USA kontrolowały własne społeczeństwo (może raczej: społeczeństwa, biorąc pod uwagę Latynosów, Indian, Afroamerykanów i innych obywateli Stanów Zjednoczonych). Dla Howarda Zinna historia (jakakolwiek, nie tylko USA) jest zapisem dziejów zniewolenia, kajdan, jakie rządzący nakładają na bezbronny lud.
„Amerykański sen” to zatem „amerykański ucisk”.
Artur Domosławski (który opatrzył niniejszą książkę wstępem, a którego znamy m. in. z głośnej swego czasu biografii Ryszarda Kapuścińskiego – „Kapuściński non-fiction”) zamieścił kilka lat temu – w zbiorze siedemnastu rozmów, jakie przeprowadził z czołowymi, amerykańskimi intelektualistami (chodzi o tom pt.: „Ameryka zbuntowana” z roku 2007) – między innymi swój wywiad z Howardem Zinnem. Zarówno jako rozmówca, jak i autor książki – jest (właściwie – był, gdyż zmarł w roku 2010) „wielkim zbuntowanym”. Szkoda tylko, że tak niewiele wynika z jego negacji „systemu”. Zinn – anarchista, „wieczny hippis” celnie i inteligentnie punktuje ów „system”, jego przejawy i „zbrojne ramię” (czyli kolejne rządy Stanów Zjednoczonych), nie potrafi jednak wyjść poza krytykę. Jego oceny nie są punktem wyjścia do niczego. Są krytyką samą w sobie. Zinn nie umie (bądź nie chce) podać rozwiązań, a bez nich jego „Ludowa historia…” staje się tylko opisem kilku tysięcy dat, faktów z (a to przecież oczywiste) niełatwej historii Stanów. Wierzę, że trzydzieści lat temu Zinn chciał otwierać swoim czytelnikom oczy. Prawdopodobnie tak właśnie było. Inaczej przecież nie okrzyknięto by go „papieżem antyglobalizmu”. Dziś jednak, po latach – To „wielki dzieło” nie wytrzymuje próby czasu, nie zaskakuje już niczym, nie szokuje. Utraciło swą moc. Stało się tylko jednym z wielu sposobów opisu historii, bez względu na to, jakich etykietek (z jakiej dziedziny wiedzy i politycznego „zestawu” znaczeń) byśmy nie użyli.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Ocena recenzenta: 4/6
Maciej Dęboróg-Bylczyński
Książkę można nabyć taniej: https://wydawnictwo.krytykapolityczna.pl/ludowa-historia-stanow-zjednoczonych-howard-zinn-357