Zaskakująca intryga kryminalna, zagadki i szyfry, tajemnice Kabały, malarskie arcydzieła i afery łapówkarskie przedwojennego Sopotu – „Martwy błękit” to prawdziwa mieszanka wybuchowa w stylu noir. Nikt tak jak Krzysztof Bochus nie potrafi oddać klimatu fascynujących lat 30. na niemieckim Pomorzu. Najnowsza powieść autora świetnie przyjętego „Czarnego manuskryptu” w księgarniach już 27 września.
Wiosna roku 1933. W Sopocie znalezione zostają zwłoki znanego żydowskiego przedsiębiorcy i wyznawcy Kabały, Saula Rottenberga. Wszystko wskazuje na samobójstwo. Na miejsce przybywa Christian Abell, gdański radca śledczy. Sprawa wydaje się być prosta, a policji zależy na tym, by dochodzenie jak najszybciej zamknąć. Abell odkrywa jednak, że samobójstwo Rottenberga zostało upozorowane. Wkrótce w niewyjaśnionych okolicznościach giną kolejni członkowie rodziny. Okazuje się także, że z posiadłości sopockiego patrycjusza znika cenna kolekcja dzieł sztuki. Mimo nacisków przełożonych, śledczy postanawia doprowadzić sprawę do końca.
Czy rodzina Rottenbergów padła ofiara spisku? Czy kluczem do rozwiązania zagadki jest Kabała i jej święte litery? Wyjaśnienie zagadki jest zaskakująco blisko związane ze współczesnością. „Martwy błękit” to napisany z ogromną dbałością o szczegóły porywający kryminał retro. Nikt tak jak Krzysztof Bochus nie potrafi przywołać echa dawnej świetności największych pomorskich miast i zaskoczyć kryminalną intrygą. Autor mistrzowsko odtwarza klimat mrocznych, zwiastujących wojenne wydarzenia, czasów i rodzących się pronazistowskich nastrojów. Jednocześnie oddaje niepowtarzalny koloryt przedwojennego kurortu.
Gorzki, wciągający i świetnie napisany. Kryminał z górnej półki! – tak o „Czarnym manuskrypcie” napisał Piotr Pytlakowski („Polityka”). Krzysztof Bochus w wielkim stylu wkroczył na scenę kryminałów retro, a „Martwym błękitem” potwierdza, że zostanie na niej na dłużej.
Wynurzył się i ledwie zdążył zaczerpnąć powietrza. Kuter był pięć metrów od boi. Jego prześladowcy albo coś zauważyli, albo domyślili się, że to ona może być wygodnym schronieniem dla zbiega. Ponownie popłynął w głąb coraz bardziej lodowatej toni. Widział od dołu kręgi reflektora ślizgającego się po powierzchni wody. Nagle toń przedziurawił metalowy grot. Bandyci bosakiem kłuli wodę wokół boi. Uczepił się liny kilka metrów pod wodą i liczył sekundy dzielące jego życie od śmierci. Kiedyś potrafił wytrzymać pod wodą ponad dwie minuty. Pięć sekund, dziesięć, piętnaście… Minęło półtorej minuty, a kuter nadal tkwił przy boi. Byli cierpliwi. Każda sekunda zdała się trwać dłużej niż poprzednia. Czuł, jak ogromny ciężar rozsadza mu piersi. Zaczynał tracić świadomość. Ktoś go ostrzegał, żeby uważał, bo znajdą go z kamieniem na dnie zatoki. No tak, Kellerman… Ciekawe skąd on to wiedział… Wybałuszonymi oczami wpatrywał się w dno łodzi. Modlił się, aby wreszcie ruszyła z miejsca. Doliczył do stu dwudziestu i wiedział, że już dłużej nie wytrzyma. Wolał zginąć od ciosu bosaka, ale po raz ostatni w życiu odetchnąć świeżym powietrzem.
– fragment książki
Krzysztof Bochus – z zawodu dziennikarz, publicysta, wykładowca akademicki, autor wielu publikacji prasowych i współautor kilku wydawnictw książkowych o charakterze historycznym, wykładowca na wyższej uczelni dziennikarskiej. Był redaktorem naczelnym miesięcznika „Sukces”. W marcu 2017 roku ukazała się jego debiutancka powieść kryminalna „Czarny manuskrypt”.