Powszechnie uważa się, że nagonka na czarownice zakończyła się kilkaset lat temu. Tymczasem jako ostatnią ofiarę polowań na wiedźmy w Europie można potraktować Helen Duncan, szkocką spirytystkę oraz medium, która żyła w pierwszej połowie XX w.
Pochodziła z robotniczej rodziny, ale do historii przeszła jako znana persona w szkockim i angielskim światku spirytystów. Przez 30 lat nawiązywała kontakt między żywymi a duszami zmarłych. Po ujawnieniu na pokazie w listopadzie 1941 r. w Portsmouth informacji o tragedii HMS „Barham” zatopionego na Morzu Śródziemnym, która zdaniem marynarki stanowiła tajemnicę wojskową, trafiła pod baczną obserwację służb kontrwywiadu. By nie narazić na zdemaskowanie inwazji w Normandii, Duncan została aresztowana w styczniu 1944 r. pod zarzutem włóczęgostwa. W związku z tym, że powód zatrzymania był banalny, postanowiono przeprowadzić proces na podstawie obowiązującej ustawy o czarach z 1735 r. Na jej mocy została skazana na dziewięć miesięcy odsiadki i tym samym przeszła do historii jako ostatnia ofiara polowania na czarownice w Europie. Dlaczego angielski wymiar sprawiedliwości odwołał się akurat do tego aktu prawnego? Ponieważ zgodnie z zapisami ustawy podlegał karze do roku pozbawienia wolności ten, kto dysponował nadprzyrodzonymi mocami. Do uchylenia aktu w 1951 r. stosowano jego zapisy w stosunku do wróżek, okultystów, a nawet twórców horoskopów.

Fot. Wikimedia Commons
Przyjęło się, zresztą bardzo niesprawiedliwie, że pojęcie „palenie czarownic” jest powiązane ze średniowieczem. W związku z tym, iż niewiele ma to wspólnego z rzeczywistymi faktami historycznymi, to należy zaliczyć zjawisko to jako kulturowy i edukacyjny fenomen. Zapewne zastosowano bardzo wygodny dla oświeceniowej narracji skrót myślowy, zgodnie z którym stosy kojarzone są z dominacją Kościoła w epoce średniowiecza. Tymczasem okres ten był czasem względnego spokoju, jeżeli chodzi o instytucjonalne nękanie osób trudniących się czarami, i utrzymał się na terenie Europy do końca XV w.
Trudno wskazać jak daleko należałoby sięgnąć, aby odnaleźć początki prześladowania czarowników, natomiast można stwierdzić, że największe rozmiary uzyskały w starożytnym Rzymie. Prawo XII Tablic bardzo surowo karało za uszczerbek na zdrowiu spowodowany stosowaniem magii. Natomiast za panowania Septymiusza Sewera śmierć groziła już za wszelkie krzywdy wyrządzone z powodu magicznych obrzędów. Doprowadziło to do wypędzenia z Rzymu wszystkich czarowników za panowania Wespazjana. Cesarz Konstancjusz II w pełni zakazał praktykowania magii, natomiast w kodeksie Justyniana kara mogła spotkać również wróżbitów i astrologów. Gdy nowa religia w postaci chrześcijaństwa umocniła się w cesarstwie, zwyciężyło stanowisko Kościoła, zgodnie z którym nie przejmowano się takimi praktykami, bagatelizując ich znaczenie. Zarzucono więc stosowanie surowego rzymskiego prawa, a wiarę w magiczne zwyczaje sprowadzono do problematyki grzechu i pokuty. W następnych wiekach Kościół stanowczo przeciwstawiał się paleniu czarownic. Zgodnie z instrukcją dla biskupów wydaną przez papieża Sergiusza III w 906 r. maksymalną możliwą karą za stosowanie magii, jaką można zastosować, było wyłączenie ze wspólnoty. Mimo żarliwego krzewienia wiary przez Kościół ludzie dalej wierzyli w gusła i zabobony, w szczególności na wsi. Świat, w którym współistniały wiara chrześcijańska i przesądy, przetrwał do końca średniowiecza, a Biskup Rzymski nie zmieniał swojego stanowiska mimo walk z heretyckimi sektami istniejącymi w całej Europie. W połowie XIII w. papież Aleksander IV zakazał organom kościelnym zajmowania się sprawami dotyczącymi czarów. Zostały one dopisane do kompetencji trybunałów inkwizycyjnych dopiero w 1326 r., ale były ścigane tylko wtedy, gdy dotyczyły herezji.

Fot. Wikimedia Commons
Więc dlaczego na przełomie średniowiecza i XVI w. nastąpiła tak diametralna zmiana? Powodów można odnaleźć co najmniej kilka. Uznano, że nadprzyrodzone moce nie mogą pochodzić od Boga, więc ich źródłem jest Szatan. Natomiast w koło przybywało coraz więcej objawów zła, którego pochodzenia nie mogli pojąć ówcześni. Do Europy dotarły pierwsze symptomy małej epoki lodowcowej objawiającej się w postaci kapryśnej pogody. Powracający nieurodzaj, głód i wszelakie epidemie łączono z rozrostem heretyckich sekt o bliżej nieznanych rytuałach. Starano się to wyjaśnić za pomocą teorii spiskowych. Uważano, że Szatan rękami swoich zakamuflowanych wyznawców kroczy w kierunku zagłady porządku świata. Do tego również i elity zainteresowały się magią. Stało się to za sprawą odkrycia na nowo pism starożytnych filozofów. W ten oto sposób wszystkie warstwy społeczne zaczęły chłonąć zabobony, a co gorsza okres ten nałożył się w czasie z upadkiem autorytetu papiestwa, które swoim postępowaniem zaprzeczało kanonom wiary.
Uważa się, że osobą bezpośrednio odpowiedzialną za podpalenie stosów był dominikanin Heinrich Kramer. Wybrany na inkwizytora w kilku niemieckich prowincjach realizował się w wyłapywaniu wiedźm, jednakże jego zapędy hamowali miejscowi książęta i biskupi. Wraz z równie zawiedzionym jak Kramer Jakobem Sprengerem tak długo nękali listami samego papieża, że w końcu w 1484 r. Innocenty VIII wydał bullę stwierdzającą jego uprawnienia inkwizytorskie, nakazując jednocześnie surowo karać osoby zajmujące się czarami. Mimo dalszego oporu ze strony miejscowych biskupów inkwizytor postanowił napisać dzieło swojego życia, czyli „Młot na czarownice”. Zamieścił w nim wszystkie przesądy ludowe o czarach, a całą treść poparł bullą Innocentego VIII. Praca została wydana drukiem w 1487 r. i została okrzyknięta stekiem bzdur i niedorzeczności, a w 1490 r. papież Aleksander VI potępił jej treść. Mimo to okazało się, że książka trafiła podatny grunt, odnosząc wielki sukces wśród świeckich odbiorców. Dzieło Kramera doczekało się 29 wydań, a księgarze zwietrzyli okazje i zaczęli wydawać hurtem opowiadania o czarach i demonach. W ten oto sposób wynalazek Gutenberga przysłużył się do rozprzestrzenienia szaleństwa na cały kontynent.

Fot. Wikimedia Commons
W 1620 r. hiszpańska inkwizycja oficjalnie zaprzestała ścigania czarów, tak samo postąpiono we Włoszech. Natomiast w pozostałej części Europy stosy nie gasły przez kolejne półtora stulecia. Rzekome czarownice były co do zasady ofiarami sądów świeckich, do których wpływały oskarżenia cywilne o straty spowodowane czarami. Największą skalę osiągnęły w Niemczech, gdzie na 50 tys. sądzonych o czary osób na śmierć skazano ponad połowę. Natomiast we Włoszech, Portugalii czy Hiszpanii przez trzy stulecia pozbawiono życia mniej niż tysiąc czarownic. Z czego to wynikało? Sprzyjało temu polityczne rozdrobnienie niemieckich państewek, w których każdy władca dysponował własnym sądem i odrębnym prawem. Od jednoinstancyjnych wyroków nie było odwołania, a tortury stosowano bez umiaru. Oliwy do ognia dolewała reformacja, której przywódcy obsesyjnie podchodzili do tematyki demonów i czarów. Wspomniana psychoza ominęła jedynie kraje z silną władzą centralną, m.in. Hiszpanię czy Francję.
Czym charakteryzowała się przeciętna czarownica? Przyjmuje się, że statystycznie była nią niezamężna kobieta, przeważnie w starszym wieku, bardzo często bez rodziny. Przypisywano jej kłótliwość i wybuchowość. Nielubiana, unikająca integracji z resztą społeczności i wykazująca się agresywnym zachowaniem. Znajdująca się na najniższym stopniu drabiny społecznej, dlatego dało się łatwo zrobić z niej kozła ofiarnego obwiniając o wszystkie nieszczęścia. Niektórzy wierzyli, że czarownice przyrządzają z ciał nieochrzczonych dzieci potrawy na ucztę sabatową. W swojej działalności miały sprawiać innym ból oczu, tworzyć kołtuny czy rzucać uroki, sprowadzać burze i susze, a także doprowadzać do kłótni małżeńskich oraz zatruwać studnie. W jaki sposób sprawdzano czy rzeczywiście ma się do czynienia z czarownicą? Oskarżone poddawano próbom igły, wagi i wody. Każdy wyznawca diabła miał na skórze piętno w postaci plamki. Ta część ciała miała być pozbawiona czucia, a nakłuta igłą nie krwawiła. Jeśli chodzi o próbę wody to podejrzaną wiązano „w kozła” (prawa dłoń z lewą stopą, lewa dłoń z prawą stopą) i wrzucano do rzeki lub stawu. Jeśli nie wypłynęła to oznaczało, że była winna, ponieważ woda jako symbol czystości nie akceptowała sojusznika diabła. W przypadku próby wagi ważono czarownice na targowej wadze. Jeśli była za lekka (w Utrechcie minimalną wagą było 49,5 kg) to oznaczało, że jest służebnicą szatana, ponieważ dzięki niskiej wadze mogła unosić się w powietrzu.

Fot. Wikimedia Commons
Do dziś za pomocą wielu teorii próbuje się wyjaśnić fenomen polowań na czarownice. Na podatny grunt trafił pogląd, że to dzieło patriarchalnej kultury chrześcijańskiej. Tymczasem na Islandii za czary karano wyłącznie mężczyzn, a na terytorium Rosji, obecnej Estonii i Normandii 2/3 skazanych stanowili mężczyźni. Zjawisko zaczęło tracić na sile z końcem XVII w., zaniknąć w połowie następnego stulecia. Potem dochodziło do pojedynczych nagonek i to głównie w Niemczech. Co było przyczyną? Rozwój nauki, ale również stabilizacja świata i powrót społecznego porządku po kilku wiekach zamieszania. Zapewne nigdy nie będziemy w stanie podać dokładnej liczby ofiar procesów o czary. W dokumentach jest potwierdzenie jedynie 12 tys. przypadków. Obecnie zdecydowana większość naukowców skłania się ku liczbie 40 tys. ofiar. Biorąc pod uwagę, że podana liczba rozkłada się na trzy wieki prześladowań, to wartość ta nie robi już takiego wrażenia, mając świadomość istnienia innych masakr na przestrzeni całej historii.
Jakub Raczkiewicz – autor portalu historycznego Śladami historii
Bibliografia:
Besala J., Lis D., Krawiec A., Wielkie zagadki historii, Poznań 2009.
Historia powszechna. Tom 10 – Narodziny świata nowożytnego (2). Azja i Afryka w XV-XVIII wieku, Kraków 2007.
Sprenger J., Kraemer H., Młot na czarownice, Wrocław 2008.
Bożejewicz P., Kres świata czarownic, Rzecz o Historii z 16.12.2016 r.
Maciejewska B., Polowanie na czarownice, Ale Historia z 15.02.2013 r.
Jóźwiak K., Oblubienice diabła, Rzecz o Historii z 14.10.2016 r.