Radziecka propaganda na froncie wschodnim plakat

Radziecka propaganda na froncie wschodnim: wojna psychologiczna

Jak radziecka propaganda na froncie wschodnim była wykorzystywana podczas II wojny światowej? Od ulotek zrzucanych z bombowców po megafony na linii frontu – ZSRR walczył nie tylko bronią, ale i słowem. Jakie efekty przynosiła ta wojna psychologiczna i dlaczego Niemcy nie traktowali jej poważnie? O tym wszystkim poniżej.

Propaganda

Radziecka propaganda wykorzystywała wszystkie bieżące wojskowe i polityczne niepowodzenia i klęski Niemców. Posługiwała się wszystkimi dostępnymi środkami technicznymi, stosowanymi we współczesnej propagandzie, takimi jak radio, prasa, ulotki, zdjęcia, głośniki zainstalowane na ziemi, bomby wypełnione ulotkami, plotki rozgłaszane przez agentów, radzieckich jeńców wojennych i Niemców, którzy twierdzili, że uciekli z radzieckiej niewoli, oraz latające nocą samoloty, które ciągnęły za sobą podświetlone transparenty, zrzucały zdjęcia lub nadawały przez głośniki. Ponieważ na froncie arktycznym byli także fińscy żołnierze, dla których liczyło się zupełnie co innego, radziecka propaganda czasami napotykała tam trudności i nie była trafiona. Należałoby również rozróżnić propagandę skierowaną do wyższych rangą dowódców wojskowych, zwykłych żołnierzy i niemieckich cywilów. Aby trafić z treściami propagandowymi do tak odmiennych grup, należało stosować różne środki i metody. Pod względem literackim i plastycznym większość działań radzieckiej propagandy stała na wysokim poziomie.

Radziecki wywiad z zadziwiającą szybkością i dokładnością dowiadywał się o wydarzeniach w niemieckiej armii. Na przykład zdjęcia zrobione z różnych powodów przez jedną z niemieckich agencji propagandowych prawie równolegle pojawiły się w odpowiedniej radzieckiej gazecie wojskowej. Jednakże propaganda na froncie była nieudolna i nietrafiona, toteż nie wywierała pożądanego skutku. Przeważała polityczna i wojskowa satyra.

Niemcy pozyskiwali informacje o radzieckiej propagandzie adresowanej do niemieckich żołnierzy ze zdobytych radzieckich gazet wojskowych. W nich też posługiwano się słowem i obrazem. Nacjonalizm oraz ideologiczny fanatyzm wykorzystywano z jednakową intensywnością. Wydawało się, że Rosjanie dość szczerze krytykują pewne zajścia na froncie. Warunki, w jakich znajdowali się niemieccy żołnierze na leżących naprzeciwko stanowiskach, na ogół przedstawiano w sposób satyryczny. W propagandzie skierowanej do własnych oddziałów frontowych Rosjanie wbijali żołnierzom do głowy, że Niemcy na miejscu rozstrzeliwują wszystkich jeńców wojennych. Wywołany przez taką propagandę strach przed trafieniem do niewoli powodował, że radzieccy żołnierzy bronili swoich pozycji do samego końca. Ta historyjka wydawała się prawdopodobna i łatwo było w nią uwierzyć, więc ta linia propagandy osiągnęła swój cel. Radzieckich dezerterów było stosunkowo niewielu. Z kolei starsi radzieccy żołnierze, którzy pracowali w Niemczech jako jeńcy wojenni podczas I wojny światowej, byli odporni na takie potworne opowieści i bardzo często dezerterowali. Znaczna część radzieckich działań propagandowych była poświęcona analizowaniu niemieckiej propagandy i jej przeciwdziałaniu. Czytanie i rozpowszechnianie niemieckich ulotek propagandowych było zabronione pod karą śmierci.

Rosjanie sięgali po różne środki frontowej propagandy – stawianie tablic informacyjnych, nadawanie wiadomości przez megafony i zrzucania ulotek propagandowych z samolotów – by zachęcić Niemców do poddania się lub dezercji. Często zwracali się wprost do dowódcy, czasami za pośrednictwem schwytanych niemieckich oficerów różnych stopni, którzy rzekomo należeli do organizacji „Wolne Niemcy”. Zrzucali wiele propagandowych ulotek, które obrazowo przedstawiały przewagę Związku Radzieckiego pod względem liczby żołnierzy, uzbrojenia i sprzętu, a także potencjału wojskowego. Pokazywały również akty okrucieństwa i zniszczenia rzekomo dokonywane przez Niemców. Nie było natomiast jasne, jaki był propagandowy cel pokazywania nagich kobiet stojących na przedpiersiu radzieckich okopów. Przypuszczalnie miały być Niemkami, które wpadły w ręce Rosjan.

Niemieckie dowództwo nie musiało się martwić sowiecką propagandą. Ani wygłaszane, ani drukowane radzieckie materiały propagandowe nie budziły zaufania, ponieważ zawierały zbyt wiele ewidentnych kłamstw. Poza tym niemieccy żołnierze widzieli z bliska, jak wyglądają rzekome błogosławieństwa bolszewizmu, i dyskutowali na temat tego dyktatorskiego ustroju z jego przeciwnikami rosyjskiego pochodzenia. Wielu rosyjskich intelektualistów miało poglądy antykomunistyczne. Ci ludzie w 1943 roku dobrowolnie przyłączyli się do wycofujących się Niemców, ponieważ nie chcieli już mieć nic wspólnego z radzieckim ustrojem.

Jeszcze przed kampanią wschodnią Rosjanie rozpoczęli silną antyniemiecką propagandę. W szkołach wielu radzieckich miast i wsi znaleziono teksty w języku niemieckim, zawierające najbardziej wulgarne inwektywy pod adresem Niemiec. W ten sposób komuniści przygotowywali się duchowo do wojny z Niemcami. W dość dużym miasteczku na południe od Leningradu młodzi, mówiący po niemiecku chłopcy, naiwnie przyznali, że zostali wybrani na komsomolców (sowiecki odpowiednik Hitlerjugend) do Magdeburga.

Czasami Rosjanie werbowali niemieckich jeńców wojennych za pomocą fałszywych raportów. Niemcy często wyławiali wyjątkowo dobrze wyszkolonych radzieckich dezerterów, którzy mieli im dostarczyć fałszywych informacji. Ten rodzaj propagandy zupełnie się nie sprawdzał. Z wyjątkiem pojedynczych żołnierzy w niemieckich mundurach, ale niebędących Niemcami, przypadki dezercji z niemieckich szeregów ograniczyły się do akcji kilku desperatów.

W pierwszych latach wojny Rosjanie niewątpliwie chcieli zrobić wrażenie na niemieckich żołnierzach i obniżyć ich morale, popełniając na nich liczne okrucieństwa. Za tym przypuszczeniem przemawia duża liczba takich zbrodni, popełnionych na wszystkich odcinkach frontu głównie w latach 1941–1942, ale także podczas późniejszych niemieckich działań kontrofensywnych.

Nocą 25 czerwca 1941 roku dwie baterie niemieckiej 267. Dywizji Piechoty pod Mielnikami (Grupa Armii Środek) zostały napadnięte przez Rosjan, którzy się przebili, i zakłute bagnetami do ostatniego człowieka. Zabici mieli do siedemnastu ran kłutych, między innymi dziury w oczach.

26 sierpnia 1941 roku, podczas przeczesywania lasu w poszukiwaniu nieprzyjacielskich sił, batalion niemieckiego 465. Pułku Piechoty został zaatakowany ze wszystkich stron przez siedzących na drzewach radzieckich snajperów. Stracił siedemdziesięciu pięciu zabitych i dwudziestu pięciu zaginionych. W trakcie poprowadzonego później natarcia Niemcy znaleźli wszystkich zaginionych – martwych, z kulą w tyle głowy.

W styczniu 1942 roku dywizja SS atakowała na północ od Syczowki (Grupa Armii Środek). W tym przypadku batalion walczący w gęstym lesie musiał się wycofać i stracił 26 ludzi. Niemieccy żołnierze, którzy później dotarli w to miejsce, znaleźli wszystkich zaginionych esesmanów – zmasakrowanych. W kwietniu 1942 roku starszy Rosjanin, cieśla, zjawił się w sztabie niemieckiej dywizji na południowy zachód od Rżewa i zameldował, że w swojej wsi, kilka kilometrów za radzieckim frontem, widział grupę około czterdziestu niemieckich jeńców wojennych z radziecką eskortą. Potem jeńcom kazano się zatrzymać na północnym krańcu wsi i wykopać głębokie doły. Według zeznań naocznego świadka jeńcy zostali kolejno zastrzeleni i zakopani w tych dołach. Kilka dni później wieś zajęli Niemcy. Przeprowadzono śledztwo i okazało się, że informacje staruszka były prawdziwe.

Podczas bitwy o Żyzdrę na początku marca 1943 roku batalion niemieckiego 590. Pułku Grenadierów dostał zadanie zajęcia odcinka zarośniętego krzakami. Atak się nie powiódł. Gdy 19 marca 1943 roku po kontrataku korpusu odcinek znów przeszedł w ręce Niemców, znaleźli oni czterdzieści ciał żołnierzy batalionu z wyłupionymi oczami oraz obciętymi uszami, nosami i genitaliami. Ciała znalezione w innej części pola bitwy nosiły ślady podobnych okaleczeń.

5 lipca 1943 roku podczas niemieckiego ataku kleszczowego na Kursk (operacja Cytadela) batalion 320. Dywizji Piechoty na południowej flance rzucił się naprzód, niewspierany przez inne jednostki. Natrafił wprost na kontratakującą nieprzyjacielską dywizję i został odparty. Do niewoli trafiło około stu pięćdziesięciu ludzi. Wkrótce potem Niemcy podsłuchali rozmowę telefoniczną między radzieckimi sztabami dowództwa niższego i wyższego szczebla (prawdopodobnie pułku i dywizji), która brzmiała następująco:

Dowódca pułku: „Mam tu stu pięćdziesięciu fryców (poniżające określenie niemieckiego żołnierza). Co z nimi zrobić?”

Dowódca dywizji: „Kilku zatrzymać na przesłuchanie, pozostałych zlikwidować”.

Wieczorem tego samego dnia domniemany dowódca pułku zameldował, że rozkaz został wykonany. Stwierdził, że większość fryców została zabita natychmiast, a pozostali po przesłuchaniu.

W podobnie okrutny sposób Rosjanie starali się zastraszyć własnych obywateli. W marcu 1943 roku po wyzwoleniu Zołoczewa, niewielkiego miasteczka 35 kilometrów na północ od Charkowa, mieszkańcy poinformowali niemiecką żandarmerię, że przed wycofaniem się Rosjanie przepędzili ulicami dość liczną grupę miejscowych chłopców w wieku od czternastu do siedemnastu lat nago, na dużym mrozie, bijąc ich przy tym bez litości. Potem chłopcy zniknęli w remizie, gdzie NKWD miała swoją siedzibę, i więcej nikt ich nie widział. W trakcie późniejszych poszukiwań znaleziono ciała wszystkich zaginionych chłopców w głębokiej piwnicy remizy. Zostali zabici strzałem w kark i zakryci końską mierzwą. Zidentyfikowane przez krewnych ciała zostały im oddane. Wszystkie miały poważnie odmrożone kończyny. Przypuszczalnie powodem tej okrutnej egzekucji było posądzenie o domniemaną współpracę z niemieckim okupantem.

W ostatnich latach wojny Rosjanie do celów propagandowych często wykorzystywali niemieckich jeńców wojennych. Wracali oni na niemieckie linie, zwykle na odcinki zajmowane przez ich macierzyste pułki, z misją nakłonienia kolegów do dezercji poprzez opowiadanie im, jak dobrze będą traktowani jako jeńcy wojenni. Tego rodzaju propaganda nie skutkowała, tak samo jak nie skutkowały podobne niemieckie próby z radzieckimi jeńcami wojennymi, którzy zgłosili się do tego zadania.

Jednak niektórzy radzieccy żołnierze uwierzyli niemieckiej propagandzie. Jeśli słowa Niemców padały na podatny grunt, ich efekty były natychmiast neutralizowane przez kontrpropagandę i przymus. Z wyjątkiem dużych operacji okrążenia, zdarzały się nieliczne przypadki dezercji całych radzieckich oddziałów. Jeśli do tego doszło albo jeśli rosła liczba pojedynczych dezercji, sowieccy komisarze natychmiast podejmowali drastyczne środki zaradcze.

Wiosną 1943 roku podczas przedłużającej się wojny pozycyjnej w górnym biegu Dońca frontowa jednostka niemieckiego XI Korpusu Piechoty na południe od Biełgorodu mogła wziąć znaczną liczbę jeńców. Brano ich podczas rajdów w ciągu dnia, ponieważ – jak dowiedziano się od dezerterów – na tym odcinku terenu, który można było z łatwością obserwować z zachodniego brzegu rzeki, Rosjanie mieli rozkaz, aby poruszać się tylko nocą, więc w ciągu dnia spali. Jeńcy przyznali, że wielu ich towarzyszy było niezadowolonych i chciało zdezerterować. Bali się jednak, że zostaną zastrzeleni przez Niemców, ponadto mieli problem z przeprawieniem się przez głęboką rzekę na stronę niemiecką. Wkrótce nawiązano kontakt z kompanią malkontentów i dokonano niezbędnych ustaleń. Dyskretny sygnał świetlny w wybraną noc poinformował radziecką kompanię, że czeka na nich sprzęt niezbędny do przeprawy, a Niemcy są gotowi osłaniać ich ogniem. Podjęto wszelkie środki ostrożności na wypadek, gdyby okazało się, że kryje się za tym radziecki podstęp. Kompania naprawdę zeszła na brzeg rzeki grupami, które kolejno przeprawiły się pontonami przez Doniec. Dowódca kompanii, uzbecki porucznik, dotarł na niemiecką stronę jako pierwszy. Jednak część kompanii weszła na radzieckie pole minowe i odniosła poważne straty z powodu eksplodujących min, a także ostrzału przez zaalarmowaną hałasem radziecką artylerię.

Skutkiem opisanych powyżej wydarzeń 15. Uzbecka Dywizja, jako niepewna, została natychmiast wycofana z frontu i karnie wysłana gdzie indziej.


Tekst jest fragmentem książki Front wschodni. Walczyliśmy w piekle Wydawnictwa RM. Zacytowany został rozdział 13, podrozdział 3, s.120-125.

Fot,. Radziecki plakat propagandowy z 1941 roku, autor: Nikołaj Awwakumow

Comments are closed.