Si vis pacem…

Na świecie żyje prawie 8 miliardów ludzi. I prawie wszyscy z nich mówią, że chcieliby pokoju. Dlaczego, więc ciągle na świecie jest tyle wojen? Tyle konfliktów? I dlaczego coraz częściej mówi się o kolejnej, jeśli nie światowej czy totalnej to przynajmniej wielkiej wojnie europejskiej? Bo cały świat – wszyscy Ci którzy mają coś do powiedzenia w międzynarodowej polityce – żyją według starej rzymskiej zasady: si vis pacem, para bellum.

Si vis pacem, para bellum to stare rzymskie przysłowie. W dosłownym tłumaczeniu z łaciny znaczy ni mniej, ni więcej tylko: „chcesz pokoju, szykuj się do wojny”. Jest to mocno sparafrazowane zdanie z prologu dzieła „O sztuce wojennej” Wegecjusza, historyka rzymskiego z IV w. n.e.

Tylko, że to jest rzadziej podawane i mniej znane wytłumaczenie pochodzenia tej sentencji. Częściej podaje się, że przysłowie to wywodzi się od słów Tytusa Liwiusza, które brzmiały: „ellum parate, quoniam pace pati non potuistis” (gotujcie się do wojny, skoro nie potrafiliście znieść pokoju). I chyba w naszej współczesnej, obecnej rzeczywistości tak to właśnie wygląda.

Żyjemy w bardzo ciekawych, ale jednocześnie szalenie niestabilnych, niespokojnych i dynamicznych czasach. Dzięki postępowi nauki i techniki możemy swobodnie zapoznać się z informacjami z całego świata. Jaki będzie tego efekt? Do wnikliwego obserwatora dotrze, że jeszcze nigdy tak wielu, spośród 8 miliardów ludzi nie mówiło otwarcie o tym, że robi wszystko, by doprowadzić do pokoju. Najlepiej ogólnoświatowego. Są co prawda jednostki, które prą do wojny! I chyba ta mniejszość, krzyczy głośniej niż ogromna większość. I choć powszechnie mówi się o pokoju, mocarstwa i liczący się gracze polityczni, nadal prą do wojny. Dlatego właśnie coraz częściej się mówi i on niej. Serwisy informacyjne na całym świecie poświęcają uwagę właśnie temu potencjalnemu konfliktowi, a my w naszym kraju z coraz większym niepokojem patrzymy na Wschód, a mieszkańcy Azji, Australii i obu Ameryk zerkają w stronę Tajwanu.

Dlaczego tak jest?

Tęższe niż ja umysły na tym świecie łamią sobie nad tym głowę. I ciągle znaleźć nie mogą jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. A ona może być prostsza niż nam wszystkim się wydaje.

Dlaczego?

Dużo na ten temat możemy ustalić analizując właśnie to drugie źródło pochodzenia maksymy „si vis pacem…” Liwiusz napisał, że wojna staje się oczywistością dla tych, którzy ni potrafią znieść pokoju. I czy nie tak właśnie jest dookoła nas?

Na początku lat 90. XX stulecia ukształtował się system pokoju z przewodnią rolą USA. Tylko, że wiecznie taki system nie mógł trwać. Rosyjski niedźwiedź nie był w stanie znieść tego „pax americana” i znów stanął w roli jego czołowego konkurenta, przy okazji odbudowując swoje Imperium, o czym tak brutalnie przekonała się Ukraina w 2014 roku.

Ale bilateralizm na świecie nie byłby niczym dziwnym. Jedni stanęliby po stronie USA, inny Federacji Rosyjskiej i pewnie byłoby jak dawniej. Tylko, że na arenie dziejów mamy trzeciego potężnego gracza! Kto wie czy nie potężniejszego niż tamci dwaj! Tak! Chiny dostrzegły swą szansę i nie zamierzają zmarnować okazji! Bo nie odpowiadał im pokój, który narzucili im inni.

Jak to wszystko może się potoczyć?

Choć wszyscy mówią o pokoju, jednocześnie gotują się do wojny! Zbrojąc się na potęgę i „przepychając” na każdym kroku. Bo czym innym , jak nie takim „przepychaniem” są agresywne gesty, na które pozwala sobie każdy z trzech głównych graczy. I jak może się to wszystko skończyć? Nie wiem!

Faktem jest to, że przed nami bardzo ciekawe wydarzenia!

Dawid Siuta

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*