My z Tobą Boże rozmawiać chcemy,
lecz „Vater unser” nie rozumiemy
i nikt nie zmusi nas Ciebie tak zwać,
boś Ty nie Vater, lecz Ojciec nasz.
Ten poruszający anonimowy wiersz napisany przez dzieci we Wrześni w 1901 r. oddaje doskonale to, co kierowało wówczas strajkującymi przeciw germanizacji szkół, głównie przeciw modlitwie i nauce religii w języku niemieckim. Jest w tym krótkim tekście niezwykła prostota i moc ducha, płynąca z pewności, że racja jest po ich stronie. Strajk brutalnie tłumiono, a przecież represje wywołały skutek odwrotny: lawinę protestów w innych szkołach zaboru pruskiego, wreszcie w 1906 r. doszło do powszechnego strajku, który objął ok. 75 tys. dzieci w ok. 800 szkołach (na 1100 szkół istniejących).
Gdyby zamiast Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego obchodzono Dzień Języka Polskiego, to, być może, datą najstosowniejszą byłby 20 maja – na pamiątkę tamtej chwili oporu dzieci z Wrześni i ich rodziców przeciw narzucaniu im obcego języka. Obecnie jednak widnieje w naszym kalendarzu Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, inaczej nazywany Międzynarodowym Dniem Dziedzictwa Językowego. Święto, obchodzone 21 lutego, ustanowione zostało przez UNESCO 17 listopada 1999 r.
Dlaczego tę akurat datę wybrano? I z jakiego powodu, po co obchodzi się owo święto? 21 marca 1948 roku gubernator utworzonego rok wcześniej Pakistanu, ustanowił język urdu jedynym oficjalnym językiem państwowym – nie tylko dla Pakistanu Zachodniego, ale i dla Wschodniego (czyli Bangladeszu od 1972 r.), zamieszkiwanego w większości przez Banglijczyków posługujących się bengalskim – swoim językiem narodowym. Przeciwko rozporządzeniu wybuchały protesty, krwawo tłumione przez rząd. 21 lutego 1952 r. studenci uniwersytetu w Dhace rozpoczęli nawoływania do strajku generalnego. Gdy zaczęli się coraz liczniej gromadzić na ulicach, policja otworzyła ogień. Pięciu protestujących zginęło. Z czasem na terenie uniwersytetu stanął pomnik na ich cześć. Język bengalski uznany został językiem państwowym.
Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego, nawiązujący do tamtych wydarzeń, ma być hołdem złożonym wszystkim ludziom walczącym o „prawo do posługiwania się ojczystym językiem”. Celem jest również pomoc „w ochronie różnorodności językowej jako dziedzictwa kulturowego”. Bo języki, jak zagrożone gatunki, wymierają wraz z upływem czasu, jednak w ostatnich latach proces ten wyraźnie nabrał tempa, przyspieszył niepokojąco. Języki zanikały i zanikają z różnych przyczyn – gdy ginęły lub wymierały całe porozumiewające się nim nacje, gdy mniejszości narodowe zaczynają używać języka większości (jak Ormianie czy Tatarzy polscy) lub gdy, z takich czy innych powodów praktycznych, prestiżowych, materialnych, lepiej (wygodniej) posługiwać się innym, bardziej popularnym, rozumianym powszechnie językiem. Prognozy językoznawców nie brzmią optymistycznie: za dwa – trzy pokolenia może zniknąć około połowa z używanych dziś ponad 6000 języków świata (inne dane mówią o 7000); może jednak być gorzej i do końca XXI w. przetrwa zaledwie jedna dziesiąta spośród nich.
Oczywiście, prędzej skazane są na zagładę języki bądź dialekty, którymi posługują się bardzo nieliczne grupy. Nie chodzi, rzecz jasna, o chiński, angielski, hiszpański, hindi czy arabski. Także język polski mieści się w „bezpiecznej” czołówce – jest jednym z 25 największych języków na świecie.
Najszybciej znikają te języki, które używane są wyłącznie w postaci mówionej, nie zapisanej. Umierają wraz z ostatnimi, którzy nimi władają (zostają tylko drobne ślady języka, np. w toponimii, jak z języka dzielnych Jadźwingów przetrwała nazwa jeziora Hańcza). Trudno sobie wyobrazić – jak czuła się ostatnia kobieta posługująca się językiem Słowian połabskich (zmarła w 1756 r.)… Czy możemy sobie wyobrazić zniknięcie języka Słowian znad Wisły, języka polskiego? Czy jeżeli polszczyźnie nie grozi dziś, w 2015 roku, szybka zagłada, to nie mamy żadnych powodów do niepokoju?