Maciej Rosalak, Tsunami historii. Jak żywioły przyrody wpływały na dzieje świata
Żeby wiedzieć jaka jest obecnie pogoda wystarczy spojrzeć w okno. A jakby padało? Czy może jednak wziąć parasol? Jak tu zaplanować wakacje, albo jakąś inwazję na Anglię? W Azji to mają huragany i wulkany, w Ameryce tornada, a u nas spokojnie… ale czy na pewno? Pogoda, a może szerzej – zjawiska naturalne, to ważny, choć często lekceważony czynnik w planowaniu działań i opisywaniu historii. Maciej Rosalak jak tsunami tnie historię świata, by pokazać, że człowiek wobec natury jest niczym pchełka.
Wpływ przyrody na otaczającą nas rzeczywistość, nasze zachowanie, decyzje i samopoczucie to niezwykle ciekawy element naszego życia i historii. „Tsunami historii” nie jest pierwszą książką na naszym rynku, która podejmuje problem związku między zjawiskami naturalnymi a dziejami ludzkości. Wspomnieć można choćby takie tytuły: „Jak pogoda zmieniała losy wojen i świata” Erika Durschmieda (Warszawa 2001) czy „Gdyby nie pogoda… Jak pogoda zmieniała historię (Warszawa 2010) Laury Lee. Siłą rzeczy część wydarzeń pojawia się w kilku publikacjach.
Wracając do „Tsunami historii”, książka podzielona jest na 10 części według klucza tematycznego, przy czym początek to raczej wprowadzenie do historii naturalnej. Maciej Rosalak zaczyna bowiem swoją opowieść od powstania świata – wybuch, kosmos, wielkie wymierania gatunków, możliwy kres istnienia Ziemi ubarwiony Apokalipsą św. Jana, ale i koncepcja Ziemi-śnieżki ze zlodowaceniami.
Poczesne miejsce w książce zajmują zjawiska nie tyle pogodowe, ile związane z geologią i często wpływające na pogodę, a nawet krajobraz. Autor łączy tu wielkie katastrofy naturalne z dziejami ludzkości i klimatem, wszystko się tu wiąże. Erupcje wielkich wulkanów, super wulkanów, mogą w mgnieniu oka zmienić nasz świat. Po wybuchu Krakatau nadeszło ochłodzenie klimatu, a gdyby teraz doszło do podobnej tragedii sam wybuch mógłby pochłonąć setki tysięcy, a może i miliony istnień. Dalsze skutki przedłużyłyby tylko tragedię.
Nasza planeta wielokrotnie pokazała, że jest nieobliczalna. Wulkan zniszczył wyspę Therę – jak chcą niektórzy mityczną Atlantydę. A jeśli już jesteśmy przy mitach, to warto wspomnieć, że Maciej Rosalak przywołuje je, próbując znaleźć klucz do ich powstania właśnie w zjawiskach naturalnych. Nauka co jakiś czas odkrywa przeróżne ślady antycznych katastrof naturalnych, które mogły być źródłem podań, bo inaczej ówcześni ludzie mogli wytłumaczyć sobie niewytłumaczalne? Przecież powodzie nie przychodzą od tak, miasta nie znikają z dnia na dzień… Czy naprawdę Sodoma i Gomora została zniszczona przez Boga? A może to niski przelot asteroidy nie zostawił kamienia na kamieniu z obu miast? A może ciało niebieskie nie tylko przyczyniło się do zagłady dinozaurów, ale i dało początek mitu o rydwanie Faetona? Podobnie z wielką wodą – jeśli przychodzi nagle, to musi być powód. W boskim świecie upatrują go mity i religie z różnych części świata: mamy biblijny potop, epos o Gilgameszu, a także opowieści greckie, germańskie, chińskie, afrykańskie… Ile z nich to „tylko” wina deszczu, huraganów czy tsunami?
Jak pokazuje Rosalak, starożytne pisma często pokazują prawdziwe wydarzenia, choć nadają im wymiar nadnaturalny, boskiej interwencji. Tak jest choćby z trzęsieniem ziemi towarzyszącym śmierci Jezusa. Notabene jest to też przykład jak wiele mogą się od siebie nauczyć i pomóc sobie wzajemnie naukowcy z różnych dziedzin. Datę narodzin Jezusa ustalić można przecież nie tylko za pomocą Biblii i historii, mamy jeszcze geografię.
Czwarta część książki skupia się z kolei w całości na nadawaniu zjawiskom naturalnym wymiaru „znaku”, zapowiedzi ważnego wydarzenia. Takim znakiem była znana wszystkim Gwiazda Betlejemska, którą próbowano tłumaczyć różnorakimi ciałami niebieskimi. Podobnie jest z kometami – dzisiaj na widok spadającej gwiazdy wypowiadamy życzenie, ale kiedyś było to na tyle niespotykane, że spodziewano się przełomu, często tragicznego, wojen, rewolt, rzezi.
Osobne miejsce należy się zwierzętom. Autor przytacza tu przykłady zwierzą, które chcąc nie chcąc pomagały i służyły człowiekowi oraz tych, które przysparzały mu wielu problemów. O ile spodziewać się można – i słusznie – plag egipskich czy pcheł jako nosicieli dżumy, o tyle Rosalak opisuje tu również m.in. krokodyle zjadające japońskich żołnierzy, rekiny amerykańskich marynarzy, a nawet konie. Te jednak wydają się raczej tylko pretekstem do snucia opowieści o historycznej roli koni, ich wkładzie w historię wojen i wojskowości, o kawalerii na Polach Katalaunijskich i pod Komarowem, o Hunach i husarii.
Ten nacisk na dzieje wojen widać jeszcze bardziej w kolejnych częściach poświęcony kolejno: wiatrom, deszczowi i błotu, mrozowi, rzekom, słońcu i mgle.
Wspomniane wiatry pojawiają się nie tylko w kontekście klęski Wielkiej Armady, kamikadze, tornad itp. zjawisk, ale także pojedynczych ludzkich nieszczęść, które liczyć można w setkach, a może i tysiącach. Nie od dzisiaj wiadomo, że istnieją silne wiatry (mistral, sirocco, halny), które pogarszają ludzką koncentrację, samopoczucie a nawet sprzyjają samobójstwom. Wiatr to też pretekst do poruszenia kwestii chińskich żeglarzy i odkryć geograficznych, ale tu wypadałoby podejść bardziej krytycznie, darować sobie przypuszczenia.
Napoleoński piąty żywioł, błoto, doskwierało i przyczyniło się do wielu klęsk. Ulewy niszczą morale i podłoże, ludzie przestają twardo stąpać po ziemi, męczą się i grzęzną stając się łatwym celem. Błędy, nakładają się na pogodę i gotowa klęska: od Lasu Teuborskiego, przez Azincourt, po I wojnę światową.
Pozostając cały czas w klimatach batalistycznych, autor przechodzi go mrozu, generała, który nie raz ratował Rosję. Z kolei Hitlerowi pomogła słoneczna pogoda we wrześniu 1939 r. To samo słońce przyczyniło się do klęski krzyżowców (Hittin) i Krzyżaków (Grunwald).
„Tsunami historii” nie daje jednoznacznej odpowiedzi na wiele pytać. Ale dać nie może, bo jak dzisiaj dociec jak duży wpływ na bieg wydarzeń ma pogoda i katastrofy naturalne. Na pewno wpływają one na działania człowieka, ale i mimo nich wielcy i mali mogli zachować się inaczej. Jednocześnie książka lekcją historii naturalnej i geografii, a nawet źródłem wiedzy dla turystów (np. Pola Flegrejskie). Lekki styl autora, konwencja pouczającej gawędy ubarwiona została dodatkowo wieloma cytatami: z Biblii, Sienkiewicza, Tacyta czy „Boskiej komedii” Dantego i Pliniusza Młodszego, który opisuje wybuch Wezuwiusza w 79 r. n.e.
Jak już wspomniałem duży nacisk autor położył na kwestie militarne. Dodatkowo jedna z części książki poświęcona została rzekom, a właściwie bitwom nad rzekami. Mam wrażenie, że rozdział ten, choć ciekawy, to jednak znalazł się w książce na fali historii wojskowej, a nie zjawisk naturalnych. Wojny, bitwy i trud żołnierzy przeplata się w „Tsunami historii” z deszczem, błotem, mrozem, wiatrem, burzami, trzęsieniami ziemi, zniszczeniem miast, śmiercią tysięcy ludzi, zmianami klimatu i geologią.
„Tsunami historii” to miks wiedzy, który pochłania się tak, jak tsunami pochłania wszystko na swojej drodze. Ale książka, w przeciwieństwie do przyrody, nie niesie strat, a tylko korzyści.
Wydawnictwo Fronda
Ocena 4,5/6
Robert Witak