Wraz z końcem epoki PRL skończyły się czasy „oficjałek”, na których to, w zakładach pracy wręczano kobietom goździki, tulipany i rajstopy – czasem mydło, ręcznik lub ścierkę. I choć oficjalnie święto zniknęło z agendy przedsiębiorstw to zwyczaj jakoś pozostał…
(Nie)istniejące święto kobiet…
No bo jak tu nie dać kwiatka koleżance z pokoju, z którą się siedzi „biurko-w biurko”, dzieli się sprawy zawodowe, a często i domowe, a czas spędzony razem niekiedy przewyższa czas spędzony z własną żoną? Jak nie dać kwiatka i nie poczuć się głupio, że wcześniej dawało się tylko dlatego, że było trzeba? W końcu jak zrezygnować ze zwyczaju, który sprawia, że przez jeden dzień w roku, wśród natłoku firmowych spraw, nagle najważniejsze stają się kwiaty i kobiecy uśmiech?
Choć święto kobiet słusznie kojarzy się z epoką socjalizmu, to w cale nie komuniści byli tymi, którzy jako pierwsi w historii postanowili uczcić kobiecość tak bardzo, by podnieść ją do rangi święta.
Dawno, dawno temu…
Już w starożytnym Rzymie, kobiecość była świętowana podczas tzw.: Matronaliów. Święto obchodzone było 1 marca i dotyczyło tylko zamężnych kobiet. W tym dniu kobiety prosiły boginię Junonę o szczęście w życiu rodzinnym. Bogini ta była żoną – Jowisza, najwyższego z bogów, sama zaś opiekowała się życiem kobiet, w tym także życiem seksualnym i macierzyństwem. Damy, zwane wówczas matronami, udawały się na Eskwilin – jedno z siedmiu wzgórz rzymskich, gdzie znajdowała się świątynia owej bogini. Tam, w gaju, składały w ofierze kwiaty i modliły się o szczęście małżeńskie, a po powrocie do domów, wydawały poczęstunek dla swoich – niewolników. Mężowie natomiast obdarowywali swoje drugie połówki prezentami, spełniali ich życzenia i pragnienia. Historycy właśnie w tym święcie upatrują korzeni współczesnego Dnia Kobiet. Kolejna epoka – średniowiecze, odcinająca się „grubą kreską” od starożytności zapomniała o tym święcie i dopiero w XX wieku tradycja wróciła do łask za sprawą amerykańskich sufrażystek i robotnic. Początkowo miało ono jednak inny wymiar. Kobiety walczyły o prawa wyborcze.
Święto Kobiet w XX wieku…

Zdj. Wikimedia Commons
Po raz pierwszy – to święto obchodzono w USA – 28 lutego 1909 roku. Rok później Międzynarodówka Socjalistyczna ustaliła Dzień Kobiet, który miał być obchodzony na całym świecie – nie podała jednak konkretnej daty tego święta. W kolejnym roku, Dzień Kobiet był obchodzony w Austrii, Niemczech, Dani i Szwajcarii. Był to dzień, w którym kobiety domagały się już nie tylko przyznania im praw wyborczych, ale też zaprzestania dyskryminacji w miejscu pracy, a przed wybuchem I wojny światowej był to także dzień manifestacji antywojennych.
Bolszewicy, Święto Kobiet i Socjalizm…
Początkowo bolszewicy nie dostrzegali znaczenia kobiet dla swojej ideologii. Nie tylko nie byli specjalnie zainteresowani postulatami równouprawnienia, ale nie widzieli w kobietach równorzędnego partnera, a co więcej – uważali je za „ideowo zacofane”. Dostrzegli w nich potencjał dopiero gdy hasła – „chleba i pokoju” – skandowane w ówczesnej stolicy Imperium Rosyjskiego, Piotrogrodzie, właśnie przez kobiety – stały się asumptem do rewolucji lutowej – 1917 roku. A najbardziej spektakularne demonstracje pań miały miejsce nie kiedy indziej jak – 8 marca. Komuniści rządzący ZSRR z czasem coraz bardziej przekonywali się o drzemiącej w kobietach „sile społecznej” i tak w latach trzydziestych – Dzień Kobiet – stał się ważnym elementem propagandy, a trzydzieści lat później, w 1965 roku został ustawowo dniem wolnym od pracy.
Partia, Kobiety i Film…

Zdj. Wikimedia Commons.
W Polsce, w połowie lat 40-tych, o względy kobiet zaczęła zabiegać PPR. Było to konsekwencją powojennej zapaści demograficznej i przewagi kobiet w społeczeństwie. Kobiety stanowiły potężny elektorat dla ubiegającej się o zwycięstwo w nadchodzących wyborach Partii Robotniczej. Partia zabiegała o członkostwo pań w swoich szeregach, a także postawiła sobie za priorytet zwalczenie bezrobocia wśród kobiet. Wobec braku mężczyzn naturalnym procesem było włączenie kobiet do prac w przemyśle, co komuniści propagandowo przedstawiali jako ich zasługę w od dawna oczekiwanym „równouprawnieniu kobiet”. „Kronika Filmowa” i ówczesna prasa z lubością eksponowała panie pracujące w tzw. „męskich zawodach” – traktorzystki, murarki, a nawet hutniczki i górniczki.
Nie zabrakło filmowych bohaterek – „kobiet pracujących” jak np.: Hanka Ruczajówna, która własnymi rękami buduje nowe osiedle w bardzo sympatycznym filmie „Przygoda na Mariensztacie”, a także bohaterek autentycznych – jak Magdalena Figur, słynna dziewczyna na traktorze, czy Leokadia Kubanowska – policjantka, kierująca ruchem ulicznym, słynna na całą Polskę, a zwana poufale – „Lodzią”. Obie panie nie były wytworami propagandy, a jedynie mocno przez nią podchwycone.