A. Zieliński, Wyklęty król. Największa tajemnica polskiej historii
Andrzej Zieliński przyzwyczaił już czytelników, iż jego książeczki wydawane nakładem wydawnictwa Rytm poruszają, łagodnie mówiąc, śliskie tematy. Nie inaczej jest w wypadku „Króla wyklętego”. Tylko, że tym razem z historią ma to mniej wspólnego niż zazwyczaj.
Książeczki? Czyżby piszący te słowa nagle polubił zrobienia? Nic podobnego! Nadal unikam ich kiedy się tylko da i zastępuje formami twardymi. Ale o recenzowanej pozycji po prostu nie da się inaczej powiedzieć, zarówno przez wielkość, grubość jak i poruszany temat. Format – bardzo dobry w jakościowo bardzo dobrej okładce, trochę gorzej zaprojektowanej, choć na upartego można powiedzieć, że klimatycznej. Objętość – ledwo ponad 150 stron + dodatki i aneksy. Tematyka – i tutaj jest lepiej, ponieważ trzeba to przyznać autorowi, chwytliwa. Tak samo jak sam tytuł. W czasach kiedy wszystko co „wyklęte” jest jakoś dziwnym trafem stawiane na świeczniku.
Najgorzej jest jednak z rozwinięciem tego chwytliwego tematu. I nie chodzi tu o samą narrację. Bo jak przystało na Zielińskiego narracja jest raczej ożywiona i po prostu ciekawa. Jednak cała reszta treści jest słaba. I nawet sposób przekazu nie jest w stanie tego uratować. Książkę otwiera nudny wstęp, gdzie znajdziemy dużo słów ale bardzo mało treści. Autor naprawdę musiał się napocić pisząc wiele stron dosłownie o prawie niczym i ciągle o tym samym. Trochę nasuwa to skojarzenie z pracami licencjackimi niektórych studentów.
Na tym jednak podobieństwa się nie kończą, bo „Król wyklęty” ma bardzo dziwną konstrukcję. Większość początkowych rozdziałów to powtarzające się często te same frazy. Trochę na temat, trochę niekoniecznie. Przykładem jest choćby rozdział o chrzcie Mieszka I i jego ślubie z Dobrawą. Ilekroć bym go nie przejrzał nijak nie pasuje do reszty pozycji. Tak samo zresztą jak początkowych cztery rozdziały, bowiem dopiero piąty jest o samym królu zapomnianym… Przepraszam bardzo! Wyklętym! I swoją drogą on wcale nie jest lepszy!
Jednak to nie tak, że Zieliński popełnił bardzo słabą książkę. Rozdziały kiepskie skrywają co najmniej dwa naprawdę solidne. Zdecydowanie najlepszy jest ten o religii Słowian. Prosto, jasno i na temat. Choć w całości brak przypisów na końcu jest bibliografia, dość obszerna Bardzo mocnym elementem książki jest też wybór źródeł aneksach. I za to ocena lekko się podniesie. Niestety tylko lekko. Bo w mojej ocenie ta książka to jednak tylko bardzo słaba publicystyka historyczna.
Wydawnictwo: Rytm
Ocena recenzenta: 2,5/6
Dawid Siuta