Dziś obchodzimy Światowy dzień choroby Parkinsona. O tym strasznym schorzeniu degeneracyjnym ośrodkowego układu nerwowego słyszał chyba każdy z nas. Jednak niewielu słyszało o prawie Parkinsona? Czym ono jest?
Garść informacji na początek. Choroba Parkinsona, której objawy, przyczyny i skutki można odnaleźć gdzieś w sieci, zawdzięcza swoją nazwę brytyjskiemu lekarzowi, paleontologowi i działaczowi politycznemu Jamesowi Parkinsonowi, który jako pierwszy w roku 1817 opisał objawy choroby, którą dziś nazywamy jego nazwiskiem.
Prawo Parkinsona to zaś kwestia troszkę bardziej skomplikowana. I na początku wyjaśnijmy sobie, że jego autorem nie jest ten sam Parkinson. W tym wypadku mowa o Cyrylu Northcote Parkinsonie. Kim był ten jegomość? Najogólniej rzecz ujmując był on– był, bo zmarł w 1993 roku– brytyjskim historykiem i niezwykle płodnym pisarzem politycznym, autorem ok. 60 książek historycznych i politycznych. Jego twórczość w drugim temacie, koncentruje się głownie wokół spraw administracji publicznej.
I to właśnie jej dotyczy „prawo Parkinsona”. A dokładnie mówi o zasadzie intensywnego wzrostu liczby urzędników w administracji, niezależnie od tego, jakiego rodzaju i jak wiele pracy jest do wykonania w danej jednostce pomiaru czasu. Zasada, którą ukuł C. N. Parkinson znajduje także odzwierciedlenie w życiu każdego człowieka. Oznacza ona, że jeżeli mamy określony czas na wykonanie jakiegoś zadania, wykonamy go w możliwie najpóźniejszym terminie. Jak stwierdził kiedyś sam autor: praca rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie, A to cytat z jego książki zatytułowanej właśnie „Prawo Parkinsona”.
Ciekawe? Prawda? Mimo, iż od śmierci historyka Parkinsona minęło niespełna 30 lat i sporo rzeczy od tamtego czasu uległo zmianie to prawo Parkinsona ciągle jest aktualne. Chyba nawet bardziej niż wtedy, kiedy zostało sformułowane.
Dawid Siuta