Dokument, o którym nikt nie chce pamiętać

Chcielibyśmy przybliżyć Wam pewien problem. Mianowicie jak Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego lekceważy skarby i starania ludzi, aby one przetrwały dla przyszłych pokoleń. Zapraszamy do lektury tekstu Michała Młotka, zapalonego historyka, który takowy skarb odnalazł i chciał aby go przekazać odpowiednim organom, które powinny się tym zająć.
Książkowy debiut to dla młodego autora wyjątkowy czas. Pierwsze recenzje, komentarze, spotkania autorskie, wykłady. Pojawienie się na rynku wydawniczym to też, niestety, w moim przypadku źródło kilku rozczarowań. Bo choć dla jednych „Tajemnice pogranicza” stały się przykładem tego, jak wydobyć i pokazać potencjał drzemiący w lokalnej historii, to dla innych to, o czym napisałem i to, co odkryłem, stało się w pewnym sensie niewygodne.

Za moją debiutancką książką stoją dwa lata pracy. To czas spędzony w archiwach, bibliotekach, za biurkiem, ale też w terenie. W trakcie zbierania materiałów do książki, podczas jednej z wielu wypraw do opisywanych miejsc, natrafiłem na ślad aktu erekcyjnego pod budowę nowego pałacu Paula von Hindenburga w rodowej wsi Neudeck w Prusach Wschodnich. Wśród historyków specjalizujących się w historii III Rzeszy istniało przekonanie, że pochodzący z września 1928 roku dokument zaginął w styczniu 1945 roku w czasie ewakuacji lub przejścia frontu. Tymczasem przeleżał 68 lat ukryty w jednym z wiejskich domostw. Obecni „właściciele” – małżeństwo polskich repatriantów, którzy trafili do Ogrodzieńca w 1945 roku – za odstąpienie aktu erekcyjnego lub przekazanie go do muzeum oczekują znacznej sumy pieniędzy.

Do dokumentu dotarłem kilka tygodni przed oddaniem książki do druku. Tak szybko, jak było to możliwe, poinformowałem o fakcie jego odnalezienia Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nie liczyłem, że dokument tego typu może znaleźć się w sferze zainteresowań ministerstwa. Nie jest to przecież zabytek istotny z punktu widzenia polskiej historii. Stanowi jednak – co zresztą uzasadniłem w swoim piśmie – olbrzymią wartość dla historii regionu. Dlatego prosiłem o przekazanie sprawy do muzeów, które mogłyby być zainteresowane jego przejęciem – tym bardziej teraz, w rok przed setną rocznicą wybuchu I wojny światowej i bitwy pod Tannenbergiem. Istniały uzasadnione obawy, że dokument może trafić w prywatne ręce i zostać wywieziony poza granice kraju. Wiedziałem, że w takich sytuacjach liczy się czas. Zaoferowałem pomoc i pełne wsparcie.

Dokument, mimo trudności, sfotografowałem. Poświęciłem kilka dni na jego odczytanie, a następnie przetłumaczenie. Jego fotokopia i krótka historia znalazły się w książce. Całość, razem z pismem do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wysłałem na początku czerwca. Do dziś, mimo upływu prawie czterech miesięcy, nie doczekałem się odpowiedzi. Pomijając kwestię jakiegokolwiek braku zainteresowania niezwykle cennym historycznie dokumentem, uderzyło we mnie całkowite zlekceważenie sprawy i brak odpowiedzi na moje pismo.

Wspomniany dokument to dziś praktycznie jedyna cenna pozostałość po pałacu Paula von Hindenburga w dawnym Neudeck. To tam, w tej niewielkiej podiławskiej wsi, podjęto wiele decyzji, które kreowały rozwój wydarzeń w całej ówczesnej Europie. To w Ogrodzieńcu Adolf Hitler po rozmowie z Paulem von Hindenburgiem podjął ostateczną decyzję o przeprowadzeniu w nocy z 29 na 30 czerwca 1934 akcji schwytania i wymordowania przeciwników wewnątrz ruchu narodowosocjalistycznego i dowództwa SA, to tam przez lata przyjmowano najważniejszych gości: delegacje zagraniczne, ministrów, głowy obcych państw i rodziny królewskie. Przez prawie dziesięć lat ta niewielka wieś w Prusach Wschodnich pełniła funkcję nieprzewidzianej przez konstytucję drugiej stolicy Rzeszy. To w końcu w niej 2 sierpnia 1934 roku zmarł prezydent Paul von Hindenburg, a Adolf Hitler rozpoczął marsz po niepodzielną władzę w Niemczech.

Dlatego, wobec braku zainteresowania ze strony ministerstwa, zacząłem działać na własną rękę, kontaktować się z wybranymi muzeami i szukać sponsorów, którzy sfinansowaliby wykup dokumentu. Sprawa jest w toku. A ministerstwo, mimo upływu kolejnych dni, wciąż milczy.

W całej tej historii jest jeszcze jeden interesujący wątek. Sekretarz Stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego przez wiele lat żył i pracował w Iławie i Szymbarku. To tylko piętnaście kilometrów od dawnego Neudeck, gdzie przed wojną stał pałac Hindenburga. W samym Szymbarku niszczeją z kolei ruiny gotyckiego zamku kapituły pomezańskiej. To drugi, po zamku w Malborku, największy gotycki obiekt w Polsce. Czy odnaleziony przeze mnie dokument to obok wspomnianych ruin jeden z wielu zabytków lokalnej historii, o których nikt dziś nie chce pamiętać?

Michał Młotek  – http://fabryka-historii.pl/

5 komentarzy

  1. ,,Obecni „właściciele” – małżeństwo polskich repatriantów, którzy trafili do Ogrodzieńca w 1945 roku – za odstąpienie aktu erekcyjnego lub przekazanie go do muzeum oczekują znacznej sumy pieniędzy,,
    Ci polscy repatrianci to nie przekazać chcą, tylko sprzedać. I jak czytam, wyczuli interes. Prawdopodobnie pan Michał swoim entuzjazmem i pasją odkrywcy wzbudził w cwaniakach żądze bogactwa. Może będzie lepiej i oszczędniej wylicytować go na aukcji?
    Czy można prosić o podanie żądanej sumy i wartości szacunkowej tego dokumentu?

  2. Warto zastanowić się w jaki sposób „obecni właściciele” weszli w posiadanie tego aktu i czy mają prawo nim w taki sposób rozporządzać? Gdyby zależało im na dobru kultury, czy nie oddaliby go w ręce muzeum już o wiele wcześniej? Ich intencje nie wydają się właściwe. Gdyby każdy rządał znacznej sumy pieniędzy za jakieś znalezisko, które do niego w zasadzie nie należy, wątpie, że muzea byłyby w stanie gromadzić zabytki. 🙂

  3. Nie pojmuję oburzenia faktem, że posiadacze dokumentu chcą uzyskać za niego gratyfikację finansową. Skoro MKiDN zapłaciło niemieckim złodziejom z czasów Powstania Warszawskiego za zrabowaną Pocztę Powstańczą, to dlaczego nie można zapłacić polskim obywatelom?

  4. Cóż począć. Takie mamy w Polsce władze. nie wiem kto głosował na PO, ale mam nadzieję, że już drugi raz tego błędu nie popełni. Takich typów trzeba gonić nie tylko z Ministerstwa kultury ale w ogóle z rządu, sejmu i senatu. O radach miast nie zapominając.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*