15 czerwca 1934 roku Warszawa stała się areną jednego z najdramatyczniejszych zamachów politycznych w historii II Rzeczypospolitej. W biały dzień, przed budynkiem Klubu Towarzyskiego przy ulicy Foksal, Bronisław Pieracki, minister spraw wewnętrznych w rządzie Leona Kozłowskiego, padł ofiarą zamachu. Napastnik, Hryhorij Maciejko, był członkiem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Strzały, które padły na jednej z najbardziej reprezentacyjnych ulic stolicy, nie pozostawiły Pierackiemu szans na przeżycie. Pomimo natychmiastowego przewiezienia do szpitala, rany okazały się śmiertelne – minister zmarł jeszcze tego samego dnia.
Bronisław Pieracki wywodził się z rodziny o silnych tradycjach niepodległościowych. Jego przodkowie osiedlili się w Galicji po powstaniu listopadowym, a dziadek walczył w kolejnych zrywach. Dorastał w Nowym Sączu, gdzie uczęszczał do I Gimnazjum Filologicznego. Już w młodości angażował się w konspiracyjne organizacje patriotyczne, współtworząc Drużynę Strzelecką i działając w harcerstwie.
W 1913 roku ukończył szkołę oficerską Związku Strzeleckiego. Po wybuchu I wojny światowej dołączył do Legionu Zachodniego, później walczył w II Brygadzie Legionów, dowodząc kompanią m.in. pod Mołotkowem i Rafajłową. Ciężko ranny pod Jastkowem, przez dwie godziny kierował żołnierzami mimo odniesionych obrażeń.

W 1917 roku odmówił złożenia przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec, za co zdegradowano go i wcielono do armii austro-węgierskiej. Zwolniony w 1918 roku, wrócił do Lwowa, gdzie organizował polskie oddziały i walczył w obronie miasta. Otrzymał awans na majora i Virtuti Militari.
Po wojnie kontynuował służbę w Wojsku Polskim, pracując w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Podczas wojny polsko-bolszewickiej był oficerem łącznikowym gen. Bolesława Roi. W 1922 roku awansował na podpułkownika, a dwa lata później ukończył Wyższą Szkołę Wojenną.
W latach 20. należał do tajnej organizacji Honor i Ojczyzna, dbającej o apolityczność wojska. Blisko współpracował z gen. Władysławem Sikorskim. W 1929 roku Józef Piłsudski powierzył mu funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, de facto wiceministra.
Bronisław Pieracki, Minister spraw wewnętrznych
W 1931 roku został ministrem spraw wewnętrznych, odpowiadając za reformę samorządową, znaną jako ustawa scaleniowa, i organizację spisu powszechnego. Jego kadencja przypadła na okres licznych protestów i strajków, brutalnie tłumionych przez policję. W relacjach z mniejszością ukraińską postulował rozwój szkolnictwa i dopuszczenie Ukraińców do administracji, pod warunkiem ich lojalności wobec państwa. Był inicjatorem rozmów z umiarkowanymi ugrupowaniami, które załamały się po zabójstwie Tadeusza Hołówki.
W latach 1932-1934 wprowadził regulacje ograniczające prawa obywatelskie, w tym ustawę o zgromadzeniach i nowy kodeks karny. Decydował o rozwiązaniu Obozu Wielkiej Polski i zamknięciu gazety Sztafeta.
Postrzegany jako zwolennik autorytaryzmu, zyskiwał zarówno uznanie, jak i krytykę. Janusz Jędrzejewicz oceniając go pisał, że jest bardzo zdolny, ale jego uzdolnienia byłyby cenniejsze, gdyby postawa miała głębsze oparcie w rzeczywistości. Z kolei Stanisław Cat-Mackiewicz twierdził, że ma twardą rękę, sprężysty administrator, ale otwarty na argumentację.
Zabójstwo Bronisława Pierackiego – cios w sanacyjne władze
OUN postrzegała politykę polskich władz wobec mniejszości – szczególnie ukraińskiej – jako represyjną. Wybór Pierackiego na cel zamachu nie był jednak przypadkowy także z innego powodu. Minister coraz bardziej skłaniał się ku kompromisowi z umiarkowanymi ukraińskimi organizacjami działającymi na terytorium Polski. Taka polityka stanowiła zagrożenie dla radykalnych frakcji OUN, które dążyły do eskalacji konfliktu, a nie do porozumienia.
Decyzja o likwidacji Pierackiego zapadła podczas jednego z posiedzeń OUN w Berlinie. Początkowo rozważane były dwie ofiary: Pieracki oraz Janusz Jędrzejewicz, minister wyznań religijnych. Egzekucja polityczna miała być odwetem za falę aresztowań, która nastąpiła po nieudanym napadzie ukraińskich nacjonalistów na pocztę w Gródku Jagiellońskim. Ostatecznie wybrano Pierackiego, ponieważ jego otwartość na rozmowy z ukraińskimi politykami mogła osłabić radykalne skrzydło OUN.
Na początku wiosny 1934 roku do Warszawy przybył jeden z czołowych działaczy OUN, Mykoła Łebed. Jego zadaniem było przeprowadzenie rekonesansu, w czym pomagała mu Daria Hnatkiwska. Miejsce zamachu i sposób ataku miały kluczowe znaczenie. Istniała jednak poważna komplikacja – Niemcy, którzy nieformalnie wspierali ukraińskich nacjonalistów, zaczęli naciskać na odwołanie operacji. Było to związane z ocieplającymi się relacjami polsko-niemieckimi po dojściu do władzy Adolfa Hitlera.
Ostatnie chwile przed zamachem
Mimo nacisków, operacja nie została odwołana. Historycy wysuwają dwie hipotezy dotyczące jej przebiegu. Pierwsza sugeruje, że zamach był zaplanowany i zaakceptowany przez głównego przywódcę OUN, Jewhena Konowalca. Druga teoria zakłada, że ataku dokonała radykalna frakcja tzw. młodych, działająca bez zgody głównego dowództwa organizacji.
Polska policja miała już od pewnego czasu na celowniku ludzi związanych z Łebedem. Pomimo obserwacji nie podjęto jednak decyzji o ich natychmiastowym aresztowaniu. Wynikało to z faktu, że Pieracki prowadził rozmowy z umiarkowanymi ukraińskimi politykami, co mogło doprowadzić do deeskalacji napięć. Z perspektywy polskich władz – aresztowanie podejrzanych mogłoby zniweczyć te starania.
OUN zdawała sobie sprawę, że jej działania są coraz baczniej obserwowane przez polskie służby. W obliczu tych faktów jeden z czołowych przywódców organizacji, Stepan Bandera, podjął decyzję o odwołaniu zamachu na Pierackiego. Jednak los postanowił inaczej – rozkaz ten nigdy nie dotarł na czas. Kiedy informację o odwołaniu operacji próbowano przekazać, Hryhorij Maciejko, , który działał pod pseudonimem Honta, był już gotowy do działania.
Tak oto w czerwcu 1934 roku historia II Rzeczypospolitej została naznaczona tragicznym wydarzeniem, które pogrążyło polskie władze w chaosie i podsyciło konflikt polsko-ukraiński. Zamach na Bronisława Pierackiego stał się jednym z najważniejszych aktów politycznego terroru międzywojennej Europy, pozostawiając po sobie długotrwałe konsekwencje.
Jak zginął Bronisław Pieracki?
Aby przeprowadzić operację, zamachowiec przybył do Warszawy, gdzie posługiwał się fałszywą tożsamością jako Włodzimierz Olszewski. Przez kolejne dni skrupulatnie studiował codzienną rutynę ministra, obserwując jego zwyczaje oraz miejsca, w których regularnie przebywał. Każdy detal miał znaczenie – kluczowe było znalezienie momentu, w którym atak miał szansę na pełen sukces.
Zamach zaplanowano na 15 czerwca 1934 roku przed budynkiem Klubu Towarzyskiego przy ulicy Foksal 3 – prestiżowego miejsca spotkań elity politycznej, wojskowej oraz gospodarczej II Rzeczypospolitej. Wybór lokalizacji nie był przypadkowy: atak w tak eksponowanym miejscu miał wywołać głęboki rezonans polityczny.
Rankiem tego dnia Maciejko zjawił się w pobliżu klubu, niosąc ze sobą bombę ukrytą w kartonowym pudełku, starannie owiniętym papierem. Mechanizm wybuchowy opierał się na reakcji chemicznej kwasu azotowego, cukru i piorunianu rtęci, zapewniającej potężną detonację. Zamachowiec spędził w okolicy kilka godzin, wielokrotnie oddalając się i wracając, jednak jego nerwowe zachowanie nie wzbudziło podejrzeń portiera.
Około godz. 14:30 przed wejściem do klubu zatrzymała się limuzyna premiera Leona Kozłowskiego, a nieco później przybył minister opieki społecznej Jerzy Paciorkowski. O godz. 15:00 pod budynek podjechał samochód z Bronisławem Pierackim, prowadzony przez jego kierowcę, Witulskiego. Gdy minister wysiadł, Maciejko podjął próbę detonacji bomby.
Plan jednak zawiódł – szklana rurka zapalnika okazała się zbyt gruba, przez co nie udało się jej natychmiast rozgnieść i uruchomić mechanizmu wybuchowego. Nie tracąc zimnej krwi, zamachowiec sięgnął po pistolet kalibru 7,65 mm i oddał trzy strzały. Dwie kule trafiły ministra w tył głowy.
Po egzekucji Maciejko zachował opanowanie. Spokojnym krokiem oddalił się w kierunku Nowego Świata. Przez pierwsze chwile nikt nie zareagował – portier oraz szoferzy byli w szoku, a policjant znajdujący się w pobliżu ruszył w pościg dopiero po chwili, gdy został zaalarmowany.
Pierwszym, który rzucił się w pogoń, był Franciszek Wywrocki, woźny poselstwa Japonii. Maciejko, dostrzegłszy ścigającego go mężczyznę, na rogu ulicy Kopernika odwrócił się i oddał strzał w jego kierunku. Chybiając, zyskał jednak cenny czas na dalszą ucieczkę.
Pościg i ucieczka
W tym samym czasie szofer Pierackiego zawrócił samochód i wraz z policjantem ruszył w pościg. Niemal dopadli Maciejkę na ulicy Kopernika, lecz ten zdołał oddać strzał w kierunku kierowcy, co zmusiło go do gwałtownego manewru. Zamachowiec skręcił w ulicę Szczyglą, a ścigający go pojazd pomknął prosto. Kiedy zorientowano się w błędzie, Maciejko był już bezpieczny za drzwiami kamienicy przy ulicy Okólnik 5.

Policjanta ścigającego zamachowca skutecznie zmylił jego wspólnik, wskazując mu fałszywy kierunek. Maciejko skorzystał z okazji, zdjął płaszcz, porzucił bombę i spokojnie wyszedł na ulicę. Zdołał uciec do Czechosłowacji, a następnie do Argentyny, nigdy nie ponosząc konsekwencji za zabójstwo Pierackiego.
Ciężko rannego Pierackiego przewieziono do Szpitala Ujazdowskiego, gdzie lekarze walczyli o jego życie. Podjęto próbę zatrzymania krwotoku, przeprowadzono trepanację czaszki i usunięto kulę, jednak jego stan pogarszał się z minuty na minutę.
Gazeta Polska donosiła:
O godzinie 17:15 nastąpiła agonja.
Reakcje i pierwsze podejrzenia
Zabójstwo Bronisława Pierackiego wstrząsnęło całym krajem. Wiadomość o brutalnym zamachu szybko dotarła do mediów, które natychmiast poinformowały opinię publiczną o tej tragedii. W „Kurierze Bydgoskim” z dnia 17 czerwca 1934 roku zamieszczono krótki komunikat o jego śmierci, natomiast na okładce „Polski Zachodniej” znalazła się informacja o wydarzeniu, które miało miejsce dzień wcześniej, 16 czerwca 1934 roku.
Początkowo wśród możliwych sprawców zamachu pojawiły się podejrzenia, że mogły to być skrajnie prawicowe organizacje. Wśród nich szczególnie wyróżniał się Obóz Narodowo-Radykalny (ONR), który tuż przed zamachem, 10 czerwca 1934 roku, został zdelegalizowany. Pojawiły się więc przypuszczenia, że zamach mógł być formą zemsty za tę decyzję władz.
Natychmiast po rozprzestrzenieniu się informacji o zabójstwie Pierackiego, w Warszawie wybuchły manifestacje, podczas których zdemolowano redakcję i drukarnię „Gazety Warszawskiej”, gazety powiązanej z ruchem narodowym, zwanym endecją.
Zaledwie kilka godzin po zamachu, w nocy z 16 na 17 czerwca 1934 roku, władze aresztowały około 600 osób, które mogły mieć jakiekolwiek powiązania z wydarzeniem. Wśród pierwszych komentarzy prasowych, które miały miejsce po zamachu, wyróżniał się artykuł w „Gazecie Polskiej”, w którym wyrażono pogląd, że na pewno odżegnają się jutro od nieznanego zbrodniarza wszystkie stronnictwa polityczne… Gdy wyjaśnione zostanie, gdzie tkwią korzenie mordu, na jakim fermencie wezbrała zbrodnia – to trzeba będzie chore miejsce organizmu społecznego wypalić białym żelazem. I pora, by wiedzieli i pamiętali o tym wszyscy – okres nieodpowiedzialności w dziejach Polski skończył się.
W tamtym czasie wielu ludzi uważało zabójstwo Pierackiego za symptom głębokiego kryzysu państwa, który objawiał się brutalnym narastaniem napięć politycznych w Polsce.
Józef Piłsudski, marszałek Polski, zareagował na wiadomość o zamachu z ogromnym szokiem. Jego adiutant, Mieczysław Lepecki, w swoich wspomnieniach podkreślał, że Piłsudski był wyraźnie wstrząśnięty tą tragedią. Gen. Felicjan Sławoj Składkowski, który przybył do marszałka z informacją o śmierci Pierackiego, nie został przez niego przyjęty, co dodatkowo świadczyło o głębokim szoku, jaki wywołała ta tragedia w jego umyśle.
Choć początkowo władze podejrzewały, że za zamachem mogą stać skrajnie prawicowe grupy, pojawiły się również spekulacje, że sprawcami mogli być Ukraińcy. Przypuszczenia te zostały częściowo potwierdzone przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która mogła stać za zbrodnią.
Śledztwo
Śledztwo dotyczące zamachu na Pierackiego było prowadzone z wyjątkową intensywnością. Osobiście nadzorował je Czesław Michałowski, ówczesny minister sprawiedliwości. Choć początkowo wskazywano na możliwy udział organizacji prawicowych, szybko zaczęły pojawiać się dowody, które sugerowały, że zamach mogła zorganizować ukraińska grupa nacjonalistyczna.
Podczas przeszukań w okolicach miejsca zabójstwa, śledczy dokonali ważnego odkrycia. Znaleźli porzucony płaszcz, który należał do Hryhorija Maciejki, zabójcy Pierackiego. W kieszeni płaszcza znajdowały się przedmioty, które rzucały nowe światło na motyw zbrodni. Były to kokardka w barwach niebiesko-żółtych, typowe dla ukraińskich nacjonalistów, oraz spinka z szkiełkiem w tych samych barwach. Te przedmioty potwierdziły wcześniejsze podejrzenia, że za zamachem mogły stać osoby związane z OUN.
Chociaż dowody wskazywały na ukraińskich nacjonalistów, podejrzenia wciąż padały na ONR. Podejrzane wydawało się to, że Jan Mosdorf, przywódca ONR, tuż przed zamachem próbował skontaktować się z Pierackim. Mosdorf później twierdził, że chciał jedynie spotkać się z ministrem, by nakłonić go do zmiany decyzji dotyczącej zakazu wydawania pisma „Sztafeta”, które było powiązane z ONR.
W miarę jak śledztwo się rozwijało, pojawiały się nowe dowody, które wskazywały, że zabójstwo było wynikiem działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jarosław Karpyneć, członek OUN, został zidentyfikowany jako osoba odpowiedzialna za skonstruowanie bomby, która miała zostać użyta w zamachu. Celem zamachowca było pozbawienie życia ministra, który wówczas odpowiadał za bezpieczeństwo wewnętrzne w Polsce.
Proces i wyrok
Po zamachu, Mykoła Łebed oraz Daria Hnatkiwska ukryli się za granicą. Łebed udał się do Niemiec, gdzie po pewnym czasie został aresztowany w Szczecinie. Z kolei Hnatkiwska wróciła do Kosowa, swojego rodzinnego miasta. Łebed został wydany przez niemieckie władze na specjalne żądanie Adolfa Hitlera, bez formalnego wniosku ekstradycyjnego ze strony Polski. Po jego aresztowaniu, Łebed został przetransportowany do Warszawy specjalnym samolotem.
Proces sądowy w tej sprawie rozpoczął się 18 listopada 1935 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło 12 osób, podzielonych na dwie grupy. Pierwsza grupa obejmowała osoby oskarżone o bezpośrednie wykonanie zamachu: Stepan Bandera, Mykoła Łebed, Daria Hnatkiwska, Jarosław Karpyneć, Mykoła Kłymyszyn, Iwan Maluca oraz Bohdan Pidhajnyj. Druga grupa została oskarżona o pomoc w ukrywaniu Maciejki, zabójcy Pierackiego.

Po długim i skomplikowanym procesie sądowym, 13 stycznia 1936 roku zapadł wyrok. Wszyscy oskarżeni zostali uznani za winnych i skazani na kary więzienia. Stepan Bandera, Mykoła Łebed oraz Jarosław Karpyneć zostali początkowo skazani na karę śmierci, ale dzięki amnestii ich wyrok został zmieniony na dożywotnie więzienie. Pozostali oskarżeni, tacy jak Kłymyszyn i Pidhajnyj, otrzymali kary dożywotniego więzienia. Kary dla innych oskarżonych wahały się od 7 do 16 lat więzienia.
Równocześnie, w 1936 roku, rozpoczął się proces 23 członków OUN, którzy zostali oskarżeni o zdradę stanu oraz o przygotowanie kolejnych zamachów. Procesy te stanowiły ważny moment w historii Polski, ponieważ były częścią szerokiej walki państwa z organizacjami terrorystycznymi oraz nacjonalistycznymi, które zagrażały stabilności kraju.
Bronisław Pieracki – upamiętnienie po zamachu
Śmierć Bronisława Pierackiego wywołała ogromne poruszenie w całej Polsce. Było to wydarzenie, które wstrząsnęło nie tylko władzami państwowymi, ale także zwykłymi obywatelami, którzy z szacunkiem i uznaniem wspominali jego działania.
W wyniku tej tragedii podjęto liczne kroki mające na celu upamiętnienie ministra, który poświęcił swoje życie służbie ojczyźnie. Państwo polskie oraz społeczeństwo oddali mu hołd nie tylko w postaci uroczystości, ale także wprowadzono zmiany w przestrzeni publicznej – nadano mu pośmiertnie imiona ulic, a także budynków.
Bronisław Pieracki – pogrzeb w Warszawie
W odpowiedzi na tę tragiczną stratę, władze polskie natychmiast podjęły decyzję o zorganizowaniu ceremonii, które miały oddać hołd zmarłemu ministrowi. Już w dniu zamachu, prezydent Ignacy Mościcki ogłosił narodową żałobę, co stanowiło wyraz szacunku dla Pierackiego i jego zasług na rzecz Polski. Tego samego dnia, prezydent odwołał planowaną wizytę w Bydgoszczy, chcąc w ten sposób oddać hołd zmarłemu.
17 czerwca 1934 roku, zaledwie dwa dni po zamachu, władze Warszawy postanowiły uczcić pamięć ministra, zmieniając nazwę jednej z centralnych ulic w stolicy – ulicy Foksal. Zmiana ta miała symboliczne znaczenie, ponieważ ulica Foksal była jednym z najbardziej znanych miejsc w Warszawie. Ceremonia nadania jej nowego imienia odbyła się w uroczystej atmosferze, w której wzięły udział delegacje z różnych środowisk.
Orkiestra tramwajarzy odegrała marsz żałobny, a w trakcie ceremonii przemawiał prezydent miasta, Kościałkowski, który podkreślił zasługi Bronisława Pierackiego dla Polski. Po zakończeniu mowy robotnik miejski zdjął starą tabliczkę, a na jej miejscu zawisła nowa, z napisem: „Ulica Bronisława Pierackiego”.
Bronisław Pieracki – pośmiertne awanse i odznaczenia
W wyniku tragicznej śmierci ministra, władze Polski zdecydowały się na przyznanie Bronisławowi Pierackiemu pośmiertnych awansów oraz najwyższych odznaczeń wojskowych. Działo się to w celu podkreślenia jego niezastąpionej roli w historii kraju.
15 czerwca 1934 roku, tuż po zabójstwie, prezydent Mościcki nadał Pierackiemu tytuł generała brygady, co zostało ogłoszone formalnie dopiero w grudniu tego samego roku. Order Orła Białego, najwyższe wojskowe odznaczenie, które Pieracki otrzymał pośmiertnie, było kolejnym wyrazem najwyższego szacunku państwa polskiego wobec jego osoby. Był to znak, że jego praca na rzecz Polski była doceniana na najwyższych szczeblach władzy.
Uroczystości pogrzebowe w Nowym Sączu
Po ceremonii w Warszawie, nadszedł czas na pogrzeb w Nowym Sączu, gdzie 21 czerwca 1934 roku, Bronisław Pieracki został pochowany na cmentarzu. Zgodnie z tradycją i szacunkiem dla zmarłego, obok grobu postawiono symboliczny pomnik, a także zaczęto organizować działania mające na celu dalsze upamiętnienie jego życia.
W Nowym Sączu na starym cmentarzu wzniesiono Dom Strzelecki im. Bronisława Pierackiego, a przed budynkiem umieszczono marmurową płytę nagrobną, która miała przypominać mieszkańcom miasta o jego zasługach dla Polski. Płyta ta miała jednak krótką historię – w 1940 roku, w wyniku niemieckiej okupacji, płyta została przeniesiona na cmentarz komunalny przy ulicy Rejtana, co stanowiło bolesne przypomnienie o dramatycznych wydarzeniach II wojny światowej.
Zmiana nazwy ulicy Foksal na Bronisława Pierackiego
Jednym z najbardziej widocznych gestów upamiętnienia Bronisława Pierackiego była zmiana nazwy ulicy Foksal w Warszawie na ulicę Bronisława Pierackiego. Zmiana ta miała nie tylko wymiar symboliczny, ale także stanowiła sposób na przypomnienie przyszłym pokoleniom o zasługach ministra. Ceremonia zmiany tabliczki miała miejsce 17 czerwca 1934 roku, a po jej zakończeniu nowa nazwa funkcjonowała już oficjalnie w przestrzeni miejskiej.
Zmiana ta była pierwszym krokiem w szerokim procesie upamiętnienia Pierackiego, który miał miejsce nie tylko w Warszawie, ale również w innych miastach Polski. W Chrzanowie, na przykład, ulica Krakowska została przemianowana na ulicę Bronisława Pierackiego i obowiązywała do wybuchu II wojny światowej w 1939 roku.
Wątpliwości dotyczące zamachu
Śmierć Bronisława Pierackiego wywołała liczne kontrowersje, które związane były nie tylko z samym zamachem, ale również z okolicznościami jego przebiegu. Po zamachu pojawiły się rozbieżności w zeznaniach świadków, co prowadziło do wielu pytań dotyczących tego tragicznego wydarzenia.
Polska Agencja Telegraficzna podała, że zamachowiec był osobą niskiego wzrostu, ubrany był w czapkę cyklistówkę oraz sportowy strój, a jego wygląd charakteryzowały wąsy przystrzyżone w stylu angielskim. Z kolei inny uczestnik śledztwa, Żeleński, opisał mordercę jako wysokiego, młodego blondyna lub szatyna, którego ubiór pasował do zielonkawego płaszcza. Te rozbieżności w opisie sprawcy wywoływały niepokój, ponieważ prowadziły do wniosku, że sprawa była bardziej złożona, niż początkowo sądzono.
W trakcie śledztwa pojawiły się także różne wersje dotyczące liczby zamachowców. Według doniesień gazety „Robotnik” z 16 czerwca 1934 roku, zamachowców było trzech, a nie jeden, jak początkowo sądzono. Według tej wersji, jeden z zamachowców miał biec na przód z rewolwerem, a dwóch pozostałych podążało za nim, uzbrojonych.
Takie informacje, które odbiegały od początkowych ustaleń, prowadziły do wniosku, że nie wszystko zostało wyjaśnione w tej sprawie, a wiele pytań wciąż pozostawało bez odpowiedzi.
Kolejną kontrowersją, która pojawiła się po zamachu, było zachowanie szofera Pierackiego, Stanisława Wituskiego, który nie podjął natychmiastowej próby pościgu za sprawcą zamachu. Zamiast tego, stracił czas na zawrócenie samochodu w wąskiej uliczce, co wzbudziło poważne wątpliwości co do jego roli w całym wydarzeniu.
W trakcie śledztwa pojawiły się również różne wersje dotyczące tego, kto wskazał mylny kierunek ucieczki zamachowca. Jedni świadkowie twierdzili, że to oficer w mundurze był odpowiedzialny za wskazanie błędnego kierunku, inni wskazywali na cywila, a jeszcze inni mówili o trzech osobach znajdujących się w pobliżu miejsca zamachu.
Dariusz Baliszewski, historyk zajmujący się badaniem tego zamachu, zasugerował, że śmierć Bronisława Pierackiego mogła mieć zupełnie inne tło niż to, które zostało przedstawione w oficjalnym śledztwie. W swoich artykułach podważał tezę, że za zabójstwem ministra stali Ukraińscy Nacjonaliści z OUN, sugerując, że to inne grupy polityczne mogły być odpowiedzialne za tę zbrodnię.
Z kolei były premier Wincenty Witos w rozmowie z Kazimierzem Bagińskim wyraził przekonanie, że Pierackiego zamordowali jego polityczni przyjaciele, a nie ukraińscy nacjonaliści. Witos wspomniał także o tajemniczych misjach, które Pieracki realizował przed zamachem, które mogły mieć wpływ na jego tragiczny los.
Obóz w Berezie Kartuskiej
Zamach na Bronisława Pierackiego miał swoje konsekwencje nie tylko w kontekście politycznym, ale także w kwestii politycznych represji. Po zamachu na Pierackiego władze sanacyjne postanowiły przejąć pełną kontrolę nad sytuacją i zorganizować obóz internowania w Berezie Kartuskiej.
Po zamachu na Bronisława Pierackiego, premier Kozłowski przejął kontrolę nad resortem spraw wewnętrznych i zapowiedział zdecydowane działania przeciwko przeciwnikom rządu sanacyjnego. 17 czerwca 1934 roku, po śmierci ministra, ukazało się rozporządzenie prezydenta, które umożliwiało internowanie osób uznanych za zagrożenie dla porządku publicznego bez przeprowadzania postępowania sądowego.
To rozporządzenie stało się podstawą do utworzenia obozu w Berezie Kartuskiej, który stał się symbolem represji politycznych wobec opozycji. Internowani w tym obozie byli członkowie ONR, ukraińscy nacjonaliści oraz komuniści, którzy byli postrzegani jako zagrożenie dla ówczesnej władzy sanacyjnej.
Bibliografia
- Ajnenkiel Andrzej, Polska po przewrocie majowym. Zarys dziejów politycznych Polski 1926–1939, Warszawa 1980.
- Baliszewski Dariusz, Bereza pod fałszywym pretekstem, Wprost [dostęp: 26.20.2025].
- Garlicki Andrzej, Piękne lata trzydzieste, Warszawa 2008.
- Kalicki Włodzimierz, 15 czerwca 1934 r. Czerezwyczajka, ale na rok, Wyborcza [dostęp: 26.20.2025].
- Misiuk Andrzej, Białym żelazem [dostęp: 26.20.2025].
- Potocki Robert, Polityka państwa polskiego wobec zagadnienia ukraińskiego w latach 1930–1939, Lublin 2003.
Justyna Sokolik