Janusz Majewski, Excentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy
Janusz Majewski, z urodzenia lwowiak, o galicyjskiej, kresowej duszy, lubi sięgać po tematy z historią w tle. Zanim jego nazwisko stało się znane za sprawą C.K. Dezerterów (film z roku 1985) na motywach powieści lwowiaka – Kazimierza Sejdy, miał już w dorobku filmowym m. in. inspirowaną powieścią Andrzeja Kuśniewicza Lekcję martwego języka (1979 rok). Najnowszy film Majewskiego także mocno związany jest z naszą historią – tym razem czasów wojny i pierwszych lat stalinizmu.
Scenariusz Excentryków powstał we współpracy z autorem powieści o tym tytule – Włodzimierzu Kowalewskim. Kowalewski to pisarz, którego nie trzeba nikomu rekomendować. Nominowany do nagrody „Nike” za powieść Bóg zapłacz!, ponownie sięga do pokładów naszej polskiej historii, by postawić przed swoimi bohaterami jakże aktualne nam wszystkim problemy. Excentrycy to historia krótkiego żywota jazzowego big bandu. Jego antreprenerem jest przybyły właśnie zza żelaznej kurtyny Fabian Apanowicz (świetna rola Macieja Stuhra), puzonista, niebieski ptak, bezgranicznie zakochany w swingu. Fabuła filmu, niczym na starej kliszy (filmowy klimat retro jest zasługą Adama Bajerskiego, który jest autorem zdjęć także do poprzedniego filmu Janusza Majewskiego – Małej matury 1947) toczy się nieśpiesznie w sennym, ciechocińskim kurorcie. Jej bohaterami jest grupka „ludzi z przeszłością” (tu doborowa obsada gwiazd filmu: Adam Ferency, Marian Opania, Władysław Kowalski, Marian Dziędziel, Anna Dymna, Wiktor Zborowski, Magdalena Zawadzka, Wojciech Pszoniak, Jerzy Schejbal czy Stanisław Budny), którym nic poza wspomnieniami sprzed wojny nie pozostało. Pamięć jest też jedyną pamiątką, jaką zdołali oni w sobie zachować żyjąc w niebezpiecznych czasach wczesnego komunizmu. Ale (podobnie jak Kowalewski w książce), Janusz Majewski stara się zrekonstruować minioną czasoprzestrzeń. Kreuje świat nieco odrealniony, spowity swingującą mgłą resentymentu. Ta surrealistyczna nieco oprawa sprawia, że wszystkie sprawy tracą jakby ostrość – wszystkie (dodajmy) poza muzyką.
„Historia obiektywnie nie istnieje, są tylko wersje zdarzeń, wszystkie nieprawdziwe. Nie ma żadnych ideologii, są tylko preteksty do łajdactw” mówi główny bohater – Fabian. Toteż w filmie nie znajdziemy zbyt wiele z tła historycznego: martyrologia Armii Krajowej, katownie UB, moskiewski proces szesnastu, zsyłki na Sybir, wiadomości z Radia Wolna Europa… To wszystko dociera do filmowych „excentryków”, bo też od tej bolesnej przeszłości nie da się uciec, ale jednocześnie pozostaje jakby na drugim planie, wewnętrznym.
Majewski przywołuje natomiast to, co jego zdaniem najważniejsze, i to nie tylko na jego prywatnej mapie pamięci. Świat filmu jest uleczony muzyką (i to nawet w dosłownym wymiarze – czego przykładem jest cudowne „cofnięcie się”’ choroby nowotworowej Wandy – siostry Fabiana).
Excentrycy to zapis świata bardzo osobistego, indywidualnego, „nie ważne bowiem, co jest dookoła, ważne co w sercu się nosi”. To nowa lekcja historii.
Akcja filmu rozgrywa się zatem wokół pasji do swinga, który jest jedynym „czego nie zabije żaden marksizm-leninizm, tak jak nawet sto tysięcy pałek nie zatłucze tęczy, słońca na śniegu czy majowej mgiełki. Żyjemy w potwornych czasach i sami ze sobą też muśmy wyczyniać rzeczy potworne. Na przykład wyłączyć pamięć i włączyć muzykę, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością”.
Gdzieś na uboczu jazzowej pięciolinii leży przecież prawda o tym, że kariera big bandu była od początku sterowana przez partię, że Fabian (wygrywający szlagiery Millera, Goodmana czy Lionela Hamptona), w istocie robi tylko tyle, na ile łaskawie pozwalają mu towarzysze z komitetu wojewódzkiego. Bo też Excentryków można odczytać jako beznadziejną próbę poukładania sobie życia w komunistycznych realiach. Czy jest to możliwe? Czy muzyka może przynieść ukojenie?
Ocenia recenzenta: 6/6
Maciej Dęboróg-Bylczyński