Jedyna bitwa „wojny bez bitew” – Raszyn, 19 kwietnia 1809 roku

Atak na groblę

Obraz Wojciecha Kossaka ukazujący poprowadzony osobiście przez Poniatowskiego z fajką w ustach i karabinem w ręku kontratak na groblę
Obraz Wojciecha Kossaka ukazujący poprowadzony osobiście przez Poniatowskiego z fajką w ustach i karabinem w ręku kontratak na groblę

Ponawiane ataki Węgrów nie przynosiły żadnego rezultatu, a żołnierzom zaczynało brakować sił. Gdy wydawało się, że w centrum zapanuje spokój, do natarcia ruszyły 2 świeże bataliony, które dopiero teraz przybyły na pole bitwy, z pułków Weidenfelda i Davidovicha. 2 bataliony pozostały w rezerwie. Tym razem wykrwawieni i przemęczeni Polacy nie byli w stanie odeprzeć wroga, ale wycofali się na groblę dopiero wtedy, kiedy zaczęła ich okrążać rezerwa 5-krotnie silniejszego wroga. 8 batalionów wroga łatwo wyparło Polaków z zabudowań, a właściwie ich zgliszcz. Teraz polscy piechurzy i artylerzyści musieli wykonać najtrudniejszy manewr, a mianowicie wycofać się groblą na drugą stronę rzeki, tak, aby na ich karkach do Raszyna nie wdarli się Węgrzy. Ostatecznie zniknął wtedy podział na stopnie czy bronie. Wszyscy solidarnie odpierali wroga i wycofywali się, ciągnąc armaty kapitana Sołtyka. Dopiero w połowie przeprawy generałowi Sokolnickiemu udało się zebrać 200-osobowy oddział, który powstrzymał chwilowo wroga. Następnie Polacy wycofali się pospiesznie do Raszyna, chcąc tam zatrzymać wroga, który właśnie przegrupowywał się na grobli będąc ciągle wystawionym na polski ostrzał artyleryjski. Po raz drugi ranny został wtedy pułkownik Godebski. W międzyczasie Austriacy szukali szczęścia na lewym skrzydle, lecz całkowicie bezskutecznie. Mimo przewagi ogniowej pozwolili polskiemu batalionowi płk. Sierakowskiego patrolującemu drogę do Michałowic na odwrót, podobnie jak kilka godzin wcześniej kawalerii gen. Różnieckiego. Choć wdarli się za cofającym się czworobokiem Sierakowskiego do Puchał, zostali po chwili wyparci przez przybyły tam batalion z pułku Potockiego. Walka miała się zatem rozstrzygnąć w Raszynie.

Żołnierz – poeta

Mimo wysiłków polskiej generalicji zaraz po wycofujących się fizylierach Sokolnickiego do Raszyna wdarli się Węgrzy. Posypał się na nich grad świszczących kul lecących z domów, dachów i zza płotów. Sasi i 2 batalion 2 pułku przywitali wroga morderczym ogniem, którego jednostki były skotłowane u wlotu grobli i nie mogły odpowiadać na ostrzał obrońców. Stopniowo przedzierali się jednak przez zaporę ogniową i z niemałym trudem zdobywali kolejne domy zamienione przez Polaków i Sasów w prawdziwe twierdze, walcząc wręcz o każdy pokój, strych i piwnicę.

Szkic Wojciecha Kossaka „Bitwa pod Raszynem 1809”
Szkic Wojciecha Kossaka „Bitwa pod Raszynem 1809”

W tym czasie Ferdynand wysłał kolejne bataliony rezerwowe do ataku na Raszyn, a kilka innych skierował na bagna z zamiarem obejścia wpław polskich pozycji. Choć zamiar ten nie powiódł się całkowicie i wielu Austriaków pozostało w polskich stawach na zawsze, to wrogowi udało się przypadkowo odciągnąć uwagę Polaków i Sasów od drugiej flanki, którą zaatakowało kilka kompanii piechoty i szwadron huzarów, które zostały wcześniej wyparte z Puchał. Tym razem udało im się jednak spokojnie dotrzeć do pierwszych domów Raszyna i wspomóc kolegów atakujących od czoła. Dla przetrzebionych szeregów Sasów i Polaków było to już za dużo. Zaczęli powoli wycofywać się w kierunku placu koło kościoła, jednak ok 20-20.30 wróg wyparł ich poza wioskę i porwany w wydawałoby się zwycięskim nastroju popędził za uciekającymi w łunach pożarów żołnierzami Poniatowskiego. Tym samym Austriacy wyszli wreszcie na bardziej otwarty teren, gdzie nie chroniły ich już zabudowania Raszyna. Popędzani przez habsburskich oficerów Węgrzy i Austriacy utworzyli długą, najeżoną bagnetami linię, która miarowym krokiem ruszyła za wycofującym się przeciwnikiem. Gdy napastnik przebył już pewien dystans i znalazł się w odległości 500 m od ostatniej linii polskiej obrony, 16 dział (w tym 12 saskich) Poniatowskiego otworzyło do niego morderczy ogień, wrzynając się krwawo w równe szeregi napastników. Jak pisał później Marian Kukiel: „16 paszcz ognistych zionęło naraz na piechotę austriacką.” Ta po chwili krzyżowego ognia, który zadawał olbrzymie straty, zawahała się i długa linia białych mundurów zatrzymała się, by po chwili rzucić się do panicznej ucieczki za zbawcze mury palących się raszyńskich domów. Austriacy jeszcze kilka razy podrywali się do ataku, jednak za każdym razem witał ich ogień resztek batalionów saskich i polskich i 16 dział baterii rezerwowej. Był to bodaj najważniejszy moment bitwy. Książę Poniatowski wyczuł, że od niego zależy los całej jego armii i po raz kolejny znalazł się na pierwszej linii i według niektórych pamiętnikarzy samemu nabijał działa i kierował ogniem artylerii. Z pewnością wiedział, że jego artylerzystom potrzeba zachęty od samego wodza i może to uratować całą armię, więc nie zawahał się być narażonym na największy ogień nacierającego wroga. Z kolei Ferdynand zaprzepaścił kolejną, ostatnią już okazję do pobicia wroga – nie wykorzystał stojących w odwodzie 6 batalionów piechoty i 12 szwadronów ciężkiej jazdy. Około 22, gdy zniechęceni Węgrzy zaczęli się powoli wycofywać w kierunku grobli, spod Raszyna ruszyło natarcie Sasów i Polaków, którym w walce na krótką odległość pośród tlących się chatek udało się wyprzeć ostatecznie wroga, który zachował jedynie groblę i Falenty. W tym samym czasie za wycofującym się do Puchał wrogiem podążyła 200 – osobowa grupa 8 pułku piechoty pod osobistym dowództwem pułkownika Godebskiego. Udało jej się szybko zepchnąć wroga z grobli prowadzącej do tej miejscowości i Austriacy schronili się w dużym magazynie. Pułkownik Godebski „najpierwszy wpadł furtką do tego magazynu, a za nim grenadierzy batalionu drugiego Skalińksi i Arsianowski, lecz dano ognia plutonem, gdzie naprzód konia zabito, pułkownik plejserowany w piersi, grenadier Arsianowski, plejserowany lekko w rękę, wyciągnął śmiertelnego pułkownika Godebskiego. Już wchodził oddział w tę furtkę, lecz strata ukochanego pułkownika każdego przeszyła smutkiem, zwłaszcza, że prosił, żeby go unieść z placu”. Polscy żołnierze niosąc Godebskiego na jego płaszczu rzucili się pędem w kierunku Raszyna, gdzie opatrzono go i odesłano ambulansem jadącym do szpitala warszawskiego, lecz upływ krwi spowodował zgon Godebskiego w drodze do stolicy. Tak zginął żołnierz-poeta, autor powieści „Grenadier – filozof”, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli elity ówczesnej Polski, który pisał:

One Comment

  1. pradziadek

    Kiedys, z pol wieku temu, czytalem, jako nastolatek, ksiazke pt.>Bitwa pod Raszynem< Dzieki Ci Damian.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*