Dla większości Polaków II wojna światowa to głównie działania w Europie. Na temat wydarzeń, które rozgrywały się na Dalekim Wschodzie wiemy albo bardzo mało, albo skupiamy się głównie na działaniach morskich, które toczyły się na wodach Pacyfiku. O wiele gorzej wygląda wiedza większości z nas dotycząca walk mających miejsce na Filipinach czy też w Chinach, które jako pierwsze państwo w Azji padło ofiarą zaborczych planów Japonii.
Cesarstwo Japonii, po zakończeniu I wojny światowej, było jednym z najsilniejszych państw położonych nad Pacyfikiem. Przeciwwagę dla wpływów japońskich mogły stanowić jedynie Stany Zjednoczone. Do konfrontacji pomiędzy USA a krajem kwitnącej wiśni doszło dopiero 7 grudnia 1941 roku, gdy startujące z japońskich lotniskowców samoloty bombowe i torpedowe skutecznie zaatakowały amerykańską bazę marynarki wojennej w Pearl Harbor. W wyniku ataku zginęło 2402 Amerykanów, a 1178 odniosło rany. Równie bolesne były straty w sprzęcie. Straty amerykańskie w okrętach są dosyć dobrze opisane, ale rzadko mówi się o stratach, jakie poniosło amerykańskie lotnictwo marynarki wojennej i sił lądowych. Japończycy zniszczyli 188 samolotów na ziemi, kolejne 159 odniosło poważne uszkodzenia. Na Oahu pozostały jedynie 43 sprawne samoloty[1].
Nie był to jednak koniec „lania”, jakie Japończycy sprawili wojskom amerykańskim na Dalekim Wschodzie. Na Filipinach panował straszliwy bałagan. Odpowiedzialny za obronę Filipin gen. Douglas MacArthur pozostawał nieuchwytny. Jego nieodpowiedzialne zachowanie i brak współpracy z dowódcą młodych Sił Powietrznych Dalekiego Wschodu[2]doprowadziły do sytuacji, w której amerykańskie lotnictwo na Dalekim Wschodzie poniosło ciężkie straty. Do ochrony największego lotniska Clark Field wyznaczono jednostkę kawalerii uzbrojoną w szable[3], która nie byłaby w stanie odeprzeć spodziewanego japońskiego desantu. Co więcej, jednostki artylerii przeciwlotniczej dysponowały antycznymi armatami kalibru 76 mm, których pociski nie eksplodowały z powodu przerdzewiałych zapalników[4]. Generał MacArthur domagał się wprawdzie przysłania mu znacznych uzupełnień i zapasów, na które Kongres USA przeznaczył niebagatelną kwotę 269 mln dolarów. Przełożeni gen. MacArthura nie zgodzili się jedynie na wyposażenie oddziałów filipińskich w amerykańskie karabiny M1 Garand[5]. Pozostałe prośby, pełniącego od 1937 roku funkcję głównodowodzącego armii filipińskiej, D. MacArthura zostały spełnione z nawiązką.
Na Filipiny miały zostać skierowane nie tylko lekkie działka 75 mm (ok. 130 sztuk), ale także haubice 155 mm (ok. 48 sztuk) oraz 24 działa tego samego kalibru przeznaczone dla artylerii armijnej i korpuśnej[6]. Dostawy ze Stanów Zjednoczonych miały rozwiązać również problem braku odpowiedniej obrony przeciwlotniczej. D. MacArthur miał otrzymać, bagatela, 3 pułki samobieżnej artylerii przeciwlotniczej, nowe, jeszcze nieprzetestowane działka przeciwlotnicze kal. 90 mm. O skali pomocy dla USAFFE[7] niech świadczy fakt, iż w chwili japońskiej agresji na Stany Zjednoczone na pełnym morzu znajdował się konwój z pomocą dla wojsk na Filipinach. Statki były wyładowane po brzegi, ładunek konwoju stanowiły 52 bombowce nurkujące, 18 myśliwców P-40, 340 pojazdów mechanicznych, 48 dział 75 mm, 3,5 mln pocisków kalibru .30 i .50, 600 ton bomb oraz 9 tys. beczek z paliwem lotniczym. Oprócz tego konwój przewoził znaczne ilości innego „ciężkiego sprzętu i zaopatrzenia[8], a także trzy bataliony lekkiej artylerii polowej i rzut lądowy 7 Grupy Bombardującej[9].
Biorąc pod uwagę działania, jakie podejmował od momentu rozpoczęcia działań wojennych przeciwko Stanom Zjednoczonym gen. MacArthur, można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że nawet gdyby cały ten sprzęt trafił w ręce żołnierzy USAFFE, to i tak nie zmieniłoby to sytuacji na Filipinach. Generał MacArthur[10], odznaczony w 1932 roku Wielką Wstęgą orderu Polonia Restituta, skutecznie zaniedbywał rozwój armii filipińskiej, która na papierze liczyła ok. 141000 żołnierzy[11]. W rzeczywistości ambitny generał, mianowany przez prezydenta Filipin – Manuela Quezona marszałkiem polnym armii filipińskiej, dysponował mniej niż 1/10 tej liczby[12]. Jednakże biorąc pod uwagę sposób, w jaki gen. Mac Arthur rozporządzał podlegającymi mu siłami, można stwierdzić, że nawet gdyby udało mu się wystawić wspomniane wcześniej siły, to i tak nie odegrałyby one większej roli w walce z Japończykami. Brak odpowiedzialności i zwyczajna nieudolność D. Mac Arthura ujawniły się zwłaszcza w chwili rozpoczęcia działań wojennych.
Dowodzący lotnictwem gen. Lewis Hyde Brereton od godziny piątej rano próbował dostać się do głównodowodzącego na Filipinach gen. MacArthura. Przez kilka godzin nie mógł nawiązać kontaktu z przełożonym, który powinien wyrazić zgodę na skierowanie znajdujących się w Clark Field B-17 do bombardowania odwetowego japońskich baz na Formozie. Przeprowadzenie takiej akcji mogło utrudnić działania Japończykom, których samoloty były uziemione przez złą pogodę[13]. Tymczasem pechowy generał[14] L. Brereton nie mógł wydać rozkazu do uderzenia na japońskie lotniska.
O 7.14 bardzo zaniepokojony Brereton ponownie przybył do kwatery głównej MacArthura, ale znów został odesłany przez aroganckiego Sutherlanda. Szef sztabu oświadczył, że MacArthur jest zbyt zajęty, by go przyjąć[15].
Brakuje w bibliografii jeszcze jednej niezłej publikacji w bibliografii:
„Rekiny nad Chinami” Carla Molesworth’ego.