Grzegorz Kalinowski, Pogromca grzeszników
Lata trzydzieste ubiegłego wieku. Warszawą wstrząsa morderstwo znanej w półświatku pani lekkich obyczajów. Do akcji wkracza aspirant Kornel Strasburger, który ma tę sprawę poprowadzić.
,,Pogromcę grzeszników’’ przeczytało się z dużym zainteresowaniem, choć przez cały czas miałam z tyłu głowy książki Marii Paszyńskiej – ,,Warszawski niebotyk’’ i ,,Gonitwę chmur’’ – podświadomie doszukiwałam się różnic i podobieństw. We wszystkich trzech pozycjach – i u Paszyńskiej, i u Kalinowskiego – mamy Warszawę okresu międzywojnia. Lubię takie klimaty. Choć może nie przepadam za nader szczegółowymi opisami tego, co zastano na miejscu zbrodni, o czym może już kiedyś pisałam. Dlatego ze wszystkich autorów kryminałów najbardziej odpowiada mi nieśmiertelna Agatha Christie – na ogół w jej książkach Poirot lub panna Marple zostają zawiadomieni, kiedy dawno już wszystko jest posprzątane. Podobnie rzecz ma się z Conan Doyle’em i Sherlockiem Holmesem.
Jednak do rzeczy: ,,Pogromca grzeszników’’ nie jest ani debiutem Grzegorza Kalinowskiego, ani nie jest pierwszą przeczytaną przeze mnie książką tego autora. Jest jednak tą, która najbardziej mi się podobała. Z każdą książką – pióro autora jest lepsze, a fabuła coraz ciekawsza. Kornel Strasburger jest znacznie wyraźniej zarysowaną postacią niż był Heniek Wcisło – bohater poprzednich książek Kalinowskiego (między innymi ,,Śmierci frajerom’’). Nie brakuje w ,,Pogromcy’’ humoru. To jest świetne w pisarstwie tego autora – świetnie potrafi wejść w rolę swojego bohatera. Kiedy pisze o Heńku Wciśle – to taki Wcisło – warszawski cwaniak (i to o nim zapewne jest piosenka, że ,,Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka’’). Gdy główną postacią w powieści zostaje aspirant Strasburger – miałam przed oczami człowieka wystylizowanego na policjanta z lat trzydziestych. Dosłownie.
Bardzo lubię czytać takie książki. Można się pośmiać – ale jak się nie uśmiechnąć, gdy Kornel Strasburger dyscypliną nie grzeszy? Niby morderstwo, taka smutna i poważna sprawa, ale nieogarnięcie aspiranta skutkuje tym, że trupów coraz więcej, czasu coraz mniej, a śledztwo jak stało w miejscu, tak stoi nadal. I – jak to w przypadku kryminału – standardowe pytanie: ,,Jak to się stało…? Kto zabił…?”. Adrenalina jest. Oj, jest! 6/6.
Ocena recenzenta: 6/6
Wydawnictwo: MUZA SA
Helena Sarna
Dziękuję za miłe słowa!
a ja przeczytam wiosną…i już się szykuję do ataku… 😉