Wystarczy więc przebyć zaledwie dwa kilometry na wschód od Rarańczy, by stanąć na rozległych, opadających bardzo łagodnie ku wschodowi polach, skąd jak na dłoni widać wał wzgórz, na stoku których rozłożyła się Rokitna. Zupełnie łatwo, choć nie bez pewnych trudności orientacyjnych, z uwagi na brak dawnych – i pojawienie się nowych – terenowych punktów odniesienia, można zlokalizować z dużym przybliżeniem położenie dawnego sadu nieistniejącego folwarku Bucz, z którego to miejsca wyruszył dywizjon kawalerii legionowej pod wodzą rotmistrza Wąsowicza.
Tu wypada wyjaśnić choćby w skrócie, z jakiego powodu w tym właśnie miejscu i czasie znalazły się oddziały II Brygady Legionów Polskich, w tym dywizjon kawalerii składający się z 2 i 3 szwadronu ułanów ?
Oddziały II Brygady, po zakończeniu działań w Karpatach na przełomie lat 1914/1915 i odpoczynku w Kołomyi, wyruszyły z niej w połowie kwietnia 1915r., pod dowództwem płk. Ferdynanda Küttnera, wchodząc w skład XI korpusu austriackiego generała Kordy. Po walkach nad Prutem na początku czerwca, kierując się ku historycznemu Chocimowi, stanęły niebawem nieopodal rzeczki Rokitna, stanowiącej ówczesną granicę pomiędzy Austro-Węgrami a Rosją. W jej pobliżu na lewo od pułków legionowych grupy mjr. Norwida-Neugebauera znajdowała się 42 dywizja piechoty obrony krajowej (składająca się w większości z Chorwatów), na prawo zaś grupa ppłk. austriackiego Pappa.
W odległości ok. 4 km przed rzeczką Rokitną stacjonował w odwodzie dywizjon kawalerii Wąsowicza. Z uwagi na zatrzymanie się ofensywy austriackiej na polach przed wsią Rokitna – silne umocnienia rosyjskie na sąsiadujących z nią stokach wzgórz oraz inicjatywę bojową nadchodzących oddziałów rosyjskich, postanowiono, z powodu braku skuteczności działań własnej piechoty, użyć kawalerii legionowej do przełamania rosyjskich umocnień – silnie bronionych czterech linii okopów położonych tuż na wschód od wsi. Dowództwo austriackie zdecydowało, by atak na nie w formie szarży kawaleryjskiej przeprowadził oddział rotmistrza Wąsowicza, mimo że od początku było w zasadzie jasne, że ułani pójdą na pewną śmierć. Jednakże atak ten nie był, także z uwagi na szybko zmieniającą się sytuację na froncie, należycie przygotowany. Legionowa piechota, która miała go wesprzeć, nie dostała w porę rozkazów. W samej szarży wziął udział jedynie 2 szwadron, dowodzony bezpośrednio przez Wąsowicza (3 szwadron pozostał w odwodzie na początku wsi i nie wziął udziału w ataku), zresztą w nawet niepełnym składzie, gdyż część jego ułanów została wysłana tuż przed nią na zwiadowczy patrol. Także sytuacja na tamtejszej linii frontu była mylnie odebrana tak przez dowództwo jak i samego rotmistrza, którzy sądzili, że wojska rosyjskie wycofują się, mimo że było odwrotnie. Wreszcie, sam Wąsowicz nie był w dobrej formie, w dniu tym właśnie powrócił po chorobie do dywizjonu i mimo gorączki stanął na jego czele gotów do walki. Kierowała nim też być może ambicja dokonania, wobec zatrzymania się piechoty, spektakularnej akcji na czele swych ukochanych ułanów. A byli oni kwiatem legionowego wojska – 60% z nich posiadało akademickie wykształcenie, i choć ochotnicy, po połowie „Królewiacy” i „Galileusze”, stanowili, jak wówczas pisano, „materiał żołnierski wyborowy”.