Stanisław Stadnicki był jednym z najgłośniejszych awanturników i postrachem w swoich łańcuckich dobrach. Obcinał nogi i ręce poddanym, palił ich żywcem, a lochy jego zamku na Łysej Górze w Łańcucie pełne były prześladowanych poddanych. Sam o sobie mawiał: mnie diabłem zowią tylko skurwysynowie, a od takich ja zelżon być nie mogę… Czarna strzała wbita w drzwi dworu, któregokolwiek ze szlachciców, zapowiadała, że niebawem zjawi się w okolicy straszny warchoł Rzeczypospolitej. Wokół jego osoby, śmierci, jej miejsca i pochówku narosło wiele mitów.
Na skróty:
- Stanisław Stadnicki, właściciel Łańcuta
- Starosta, który zasłonił króla własnym ciałem. Stadnicki i Zygmunt III Waza
- Stanisław Stadnicki – okrutnik i fałszerz
- Odrąbana głowa Diabła
- To ma być najpiękniejszy kościół…
Stanisław Stadnicki, właściciel Łańcuta
Na świętego Wojciecha, tj. 23 kwietnia, do średniowiecznego Rzeszowa zjeżdżały wozy kupieckie z najodleglejszych stron. Odbywano znane w całej okolicy jarmarki, na które zdążały karawany kupieckie m.in. ze wschodu Europy. Na końcu XV wieku przywilejem króla Jana Olbrachta sąsiedni Łańcut uzyskał przywilej na jarmark dwa dni później – 25 kwietnia w dzień w. Marka.
Wzburzyło to rzeszowskich mieszczan, którzy obawiali się konkurencji handlowej ze strony Łańcuta i bardziej konkurencyjnych opłat targowych. Stanisław Stadniski, Łańcucki „Diabeł”, ówczesny właściciel Łańcuta, wpadł w szał kiedy usłyszał, że sąsiedni Rzeszów staraniem Mikołaja Spytka Ligęzy uzyskał zniesienie łańcuckiego jarmarku na świętego Marka, tak by to Rzeszów mógł bez przeszkód handlować i to dwa dni wcześniej.
Diabeł Łańcucki (tak zaczęto „tytułować” go w paszkwilach rozpuszczanych przez szlachtę) rozpoczął celowe zatrzymywanie w Łańcucie kupców zdążających do Rzeszowa ze wschodnich i południowych części Rzeczypospolitej m.in. z Wołoszczyzny i Mołdawii, i zmuszał do wystawiania swoich towarów u siebie w mieście. Tu przymusowo organizował im targ.
Zachowały się przekazy, z których dowiadujemy się o skargach kupców z Suczawy, potwierdzających gwałtowne zachowania Diabła, które zresztą kontynuowali jego synowie, gdy ten poległ w wojnie ze starostą leżajskim Łukaszem Opalińskim.
Skąd wiadomo jak wyglądał Stadnicki – jego fikcyjny portret znajdować się miał w Muzeum Lubomirskich we Lwowie – reprodukował je w „Prawem i lewem” Władysław Łoziński.
Starosta, który zasłonił króla własnym ciałem. Stadnicki i Zygmunt III Waza
Stanisław Stadnicki, nasz „Diabeł”, darzył niechęcią króla Zygmunta Wazę. Początkowo popierał stronnika Habsburgów do polskiego tronu – księcia Maksymiliana, później zaś opowiedział się za rokoszem Zebrzydowskiego, również skierowanym przeciwko królowi Zygmuntowi na polskim tronie, choć jak pisze Janusz Byliński, nie brał udziału w bitwie pod Guzowem.
Ponadto król Zygmunt III Waza miał zachęcić marszałka Łukasza Opalińskiego, aby ten rozpoczął wojnę z Diabłem. Opalińscy byli żarliwymi katolikami. Wspomnijmy, że brat Łukasza – Andrzej, był szanowanym biskupem poznańskim, przeciwnikiem reformacji, wcześniej osobistym szambelanem papieża Klemensa VIII. Był ceniony za sumienność w zarządzaniu diecezją.
Kariera Łukasza nabrała rozpędu, kiedy został dworzaninem króla Zygmunta III Wazy. 15 listopada 1620 roku to właśnie Opaliński własną piersią zasłonił króla przed niejakim Michałem Piekarskim, szlachcicem z ziemi sandomierskiej, który próbował dokonać zamachu na życie króla Zygmunta III.
Odcięto mu dłoń, którą podniósł na króla, rozdarto go czterema końmi, ciało spalono, a proch wystrzelono z armaty; z wypadkiem tym znane jest wszak powiedzenie „jak Piekarski na mękach”.
Odtąd Łukasz cieszyć się będzie jeszcze większą łaską monarchy. Wkrótce zostaje marszałkiem nadwornym, a po śmierci Mikołaja Wolskiego król mianuje go marszałkiem wielkim koronnym. Zaufaniem obdarza go również następny polski król Władysław IV, powierzając mu sekretne wiadomości dotyczące wystąpienia z jezuickiego nowicjatu swojego brata Jana Kazimierza.
To również Łukasz Opaliński zadbał o należyty pogrzeb Zygmunta III na Wawelu. Zlecono mu także misje związane z należytym przygotowaniem małżeństw królewskich Władysława IV: z Cecylią Renatą, a później Ludwiką Marią.
Stanisław Stadnicki – okrutnik i fałszerz
Stanisław Stadnicki ogniskował w sobie wszelkie wady i przywary ówczesnej szlachty. Jako zachłanny – jak opisują go kroniki – zajmował zboże i spichlerze sąsiadów. Spośród swoich krewnych jako jedyny pozostał przy kalwinizmie. W roku 1610 oskarżano go, iż «dziewięć kościołów spustoszonych, bydlętom mieszkaniem są».
A w 1607 roku wypowiedział on wspomnianemu Łukaszowi Opalińskiemu regularną wojnę, najeżdżał więc jego dwór w Łące k. Rzeszowa. Następnie Leżajsk – napadł na niego na drodze do Przemyśla. Zdobył nawet prywatną chorągiew Opalińskiego, prezentując ją na rynku przemyskim.
Ale też Łukasz Opaliński nie był bez winy.
W grudniu 1608 roku napadł koło Świlczy wozy Stadnickiego z winem i pieniędzmi, który zmierzał ze Śląska do Łańcuta. Jak podaje Łoziński w „Prawem i lewem” zabrał Opaliński „Diabłowi” 6 wielkich i 4 małe kufy wina i 3000 talarów w gotówce. Zrabował również 20 koni. Zagniewany Stadnicki nakazał postawić pomiędzy Świlczą a Trzcianą słup z paszkwilem na Opalińskiego, w którym wspomniano, że Opaliński zrabował transport Stadnickiego dlatego tu właśnie legła „cnota Opalińskiego”.
Zmierzający na jarmark rzeszowski czytali ten paszkwil a sam Łukasz Opaliński próbował niszczyć ów słup, ale na próżno – zaraz wyrastał kolejny stawiany przez ludzi Stadnickiego.
Kiedy Opaliński złupił Łańcut jezuici rozpowszechniali w całej Polsce wiadomość, że Łukasz Opaliński diabła pobił i piekło łańcuckie spalił. Opisywano, że starosta leżajski zdobył w Łańcucie fantastyczne skarby (wedle zeznań świadków skrzynię białą i beczkę z pieniędzmi oraz złote strzemiona i srebrne oraz złote naczynia: misy, łyżki i talerze), odkrył podziemia w których jęczeli przykuci do ścian łańcuchami więźniowie diabła, którzy kuli fałszywą monetę.
Wspominać miał o tym złapany sługa Stadnickiego, który przesłuchiwany przez biskupa przemyskiego Macieja Pstrokońskiego na zapytanie duchownego czy to prawda odparł:
prawda to, że bije monetę i dlatego pieniądze się Stadnickiego nie trzymają; ty zaś Wielmożny Panie pieniądze pieścisz dlatego tyle ich masz…
Sulima Popiel w zapomnianym i trudno dostępnym eseju „W sidłach diabła” (Kraków 1910) opowiada o osobliwym pochodzie tryumfalnym „naszego Diabła” z Leżajska. Stadnicki w „krytej kolasie” poprzedzonej chłopcami grającymi na piszczałkach wyjeżdżał z Leżajska; przed aw
anturniczym panem szli odebrani Opalińskiemu jeńcy oraz pilnujący ich żołnierze Stadnickiego. Wśród tego osobliwego pochodu kroczył również niejaki hajduk Opalińskiego Tulejka, któremu zarzucono na szyję powróz. W trakcie szamotaniny upokorzony hajduk zdarł powróz i zabił jednego z żołnierzy Stadnickiego imieniem „Ilka”. Diabeł rozwścieczony tym czynem wymierzył Tulejce okrutną karę:
kazał zakopać go żywcem w grobie wraz ze swoim zabitym żołnierzem.
Na miejscu tym wystawiono później kapliczkę, stojącą do dzisiaj przy wjeździe do Leżajska.
Stadnicki nadal pustoszył Tyczyn, Łukawiec, Trzebownisko i Zaczernie. Zachowały się przekazy mówiące o tym, że w Terliczce i Stobiernej koło Rzeszowa Stadnicki maltretował mieszkańców – kazał obciąć ręce kilku chłopom, a z jednego nieszczęśnika darł żywcem pasy skóry. Na sam koniec kazał poddanego żywcem zakopać w ziemi.
W swoim zameczku na Łysej Górze w Łańcucie (obecnie plebania parafialna) więził dziesiątki poddanych, których poddawał nieludzkim torturom. Wypędził katolików z kościoła parafialnego, usuwa obrazy i niszczy ołtarze. Łańcuccy katolicy zmuszeni są wówczas korzystać z pobliskiego kościółka w Soninie. Stadnicki ogromną ilością pieniędzy wyposaża zbór kalwiński.
Znane są nazwiska rektorów zboru: Andrzej Perstenius i Stanisław Jenetius. W kościele dominikańskim zajętym przez Stadnickiego bił podobno fałszywą monetę wprowadzając ją następnie w obieg.
W obronnej walce Opalińskiego wspiera księżna Anna Ostrogska z Jarosławia. Łukasz Opaliński postanawia w końcu raz na zawsze zakończyć sprawę „Diabła” tak aby poniósł on sprawiedliwą karę. Wojska Opalińskiego ścigają Stadnickiego wyruszając z Jarosławia.
Sam Stanisław Stadnicki uciekał na Węgry z zamiarem werbunku sabatów. W Wojutyczach Opaliński pojmał żonę Diabła – Annę. Stadnicki chroni się w Tarnawie koło Chyrowa (u swojego brata) 20 sierpnia 1610 roku. I tu jeden z tatarskich najemników księżnej Ostrogskiej z Jarosławia zabija Diabła.
W starszej literaturze jako miejsce bitwy z Opalińskim i śmierci Stadnickiego wskazywano Tarnawiec koło Kuryłówki gdzie w tutejszych lasach w sierpniu 1610 roku schronić się miał Diabeł przed marszałkiem raniony strzałą przez jednego z Kozaków.
Odrąbana głowa Diabła
Opaliński żałuje, że Stadnickiego nie wzięto żywcem. Tatarskiego najemnika księżnej Ostrogskiej, który zabił Stadnickiego wynagrodzono nobilitacją – przyjął on nazwisko Macedoński. Zwłoki Stadnickiego przywieziono do Przemyśla gdzie je zabalsamowano następnie w październiku pokazywano je w Sanoku.
Tu otwarto trumnę i komisyjnie stwierdzono, że zwłoki posiadają odciętą głowę oraz ranę od kuli z półhaka poniżej lewego ramienia na piersi. Ciało Diabła pochowano najprawdopodobniej w kościele rymanowskim, gdzie według wizytacji biskupiej w XVII wieku w pobliżu wielkiego ołtarza znajdowało się „na sznurze” epitafium Stanisława Stadnickiego.
Treść jego przytacza Szymon Starowolski w „Monumenta Sarmatarum Beatae Aeternitati” Kraków 1655 nie podając jednak miejsca w którym się znajdowało. Epitafium to fundowane przez brata Diabła – Marcina oraz wdowę Annę zaginęło w XVIII wieku gdy kościół rymanowski został przebudowany, a ciała pogrzebanych tam osób przeniesiono na cmentarz.
To ma być najpiękniejszy kościół…
Łukasz Opaliński przypomniał zaś sobie o ślubach w których obiecał, ze wystawi wspaniały kościół w Leżajsku, kiedy uwolni miasto od niebezpiecznego najeźdźcy. Początkowo wstrzymuje się z budową w obawie przed zniszczeniem świątyni przez Stanisława Stadnickiego.
Po wygranej wojnie daruje bernardynom dodatkową ziemię, a nadanie to zatwierdza król Zygmunt III Waza. Architektom i budowniczym pracującym przy leżajskiej bazylice Opaliński stawia warunek aby była to najpiękniejsza świątynia. W latach 1618-28 wzniesiono obecny wspaniały kościół. Łukasz Opaliński był też gorącym czcicielem leżajskiej Madonny. Po 1649 roku kiedy wycofał się z życia publicznego i złożył laskę marszałkowską, bardzo często pomieszkiwał w leżajskim klasztorze, długie chwile spędzając na modlitwie przed Cudownym Wizerunkiem.
Tu także został pochowany po śmierci w 1654 roku.
Działalnością fundatorską obejmuje Łukasz wraz z żoną Anną Pilecką (zm. 1631) także drugi kościół w mieście – leżajską farę. W tym kościele zwraca uwagę piękny ołtarz główny zdobiony… złotem dukatowym. Był wzorowany na nieistniejącym obecnie ołtarzu głównym królewskiej katedry na Wawelu. W polu głównym znajduje się obraz warsztatu Tomasza Dolabelli Adoracja Trójcy Świętej i Matki Bożej przez wszystkich świętych połączona z chwałą zakonu bożogrobców.
Prawość Opalińskiego oraz tępienie niesprawiedliwości dało znać podczas sprawy tzw. leżajskiej czarownicy w XVII w. Wtedy to doszło do bezprecedensowego skazania niewinnej kobiety – niejakiej Mielczarkowej, oskarżonej o wyłudzenie za pomocą czarów zapisu testamentowego i nierząd, a oskarżonej zaledwie przez jednego świadka, sukiennika Zawadę.
Na ludzi opamiętanie przyszło dopiero wówczas kiedy w płonącym już ogniu Mielczarkowa poczęła przywoływać Matkę Najświętszą i pytać zgromadzoną gawiedź dlaczego ona niewinna płonie na stosie. Karę – jak przed stu laty opisał całe wydarzenie W. Sulima-Popiel – wykonano bez zgody starosty Łukasza Opalińskiego, który nie krył oburzenia gdy mu o tym doniesiono, a niewinna kobieta spłonęła na oczach nie tylko swego klęczącego przy stosie męża ale i dzieci.
Stanisław Stadnicki pozostawił trzech synów. W Łańcucie pozostał jeden z nich, Władysław, który nie tylko dorównywał okrucieństwu swojemu ojcu, ale nawet ją przewyższał. Prowadził wojny sąsiedzkie z Korniaktami i Mikołajem Spytkiem Ligęzą.
Dopiero starosta przemyski Marcin Krasicki zebrawszy panów-braci szlachtę ruszył w grudniu 1624 roku na miasteczko. 21 grudnia sześćset ludzi Krasickiego wdarło się przez Bramę Przemyską do miasta. Ale „Diablę” było sprytniejsze. Synowi Stadnickiego – Władysławowi udało się jednak uciec – schronił się w leżajskim klasztorze bernardyńskim; jednak ludzie Krasickiego wytropili i dopadli go.
Zdecydowano rozstrzelać Władysława, głowę zaś jego odcięto i zaniesiono Marcinowi Krasickiemu.
Łańcut został uwolniony od synów „Diabła”. W latach 60. na wirydarzu klasztoru dominikanów w Łańcucie (obecnie budynek PTTK) znaleziono kości tajemniczego człowieka, z odciętą głową. Okazały się one szczątkami Władysława Stadnickiego – syna Diabła, którego tak bardzo obawiano się, że zdecydowano odciąć mu głowę, tak aby nawet po śmierci nie straszył okolicy.
W grudniu 2022 roku miała miejsce premiera serialu „Diabeł Łańcucki”, którego pierwszy odcinek i szczegóły projektu możesz zobaczyć na naszym portalu, zajrzyj TUTAJ.
Arkadiusz Bednarczyk
Aktualizacja: 23.12.2022
Bibliografia:
- Bednarczyk A., Diable wyczyny imć Pana Stadnickiego, Podkarpacka Historia tom 25-26/2017.
- Byliński J., Stanisław Stadnicki [w:] Polski Słownik Biograficzny, tom XLI, Wrocław 2002.
- Cetnarski S., Łańcut. Z dziejów i z własnych wspomnień, Wąbrzeźno 1937.
- Komuda J., Warchoły i Pijanice czyli Poczet hultajów z czasów Rzeczypospolitej szlacheckiej, Lublin 2004.
- Łoziński W., Prawem i lewem: obyczaje na Rusi Czerwonej w pierwszej połowie XVII w. ,Lwów 1904.
- Łukasz Opaliński [w:] Tygodnik Ilustrowany nr 41 z 1859.
- Papée F., Ostatnie chwile Diabła Stadnickiego, „Ateneum” T. 3: 1889.
- Pauli Ż., Starożytności galicyjskie, Lwów 1840.
- Potocki A ., Epitafium „diabła” w rymanowskim kościele, Nasz Rymanów 12/2003.
- Rymanów. Dzieje miasta i zdroju, red. F. Kiryk, Krosno 2012.
- Sulima-Popiel W., W sidłach Diabła, Kraków 1910.